- Obawy, że spalarnie zastąpią recykling, są niczym niepoparte. Mamy duże zaszłości inwestycyjne, które musimy nadrobić - mówi Dominik Bąk, p.o. prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej





Samorządy i branża żyją w niepewności, jakie plany na instalacje termicznego przekształcania odpadów ma resort klimatu ‒ kiedy, ile i czy w ogóle one powstaną. Równolegle Narodowy Fundusz udzielił ostatnio wsparcia na 165 mln zł na modernizację elektrociepłowni w Tarnowie, dzięki czemu wkrótce będzie ona mogła spalać paliwo powstałe z odpadów. Czy to sygnał dla gmin, że Fundusz widzi potrzebę rozwoju tych instalacji i będzie je wspierał?
Nie ma wątpliwości, że dziś temat zagospodarowania frakcji kalorycznej i paliwa alternatywnego (tzw. RDF ‒ red.) jest dla samorządów bardzo ważny. W naszej ocenie na takie instalacje jest miejsce na rynku. Co więcej, są one potrzebne, biorąc pod uwagę, jakie mamy zaszłości względem innych krajów, które spalają dużo więcej odpadów i wcale nie krzyżuje im to drogi do gospodarki o obiegu zamkniętym. Uważamy, że instalacje termicznego przekształcania odpadów komunalnych (ITPOK) są sposobem na domknięcie systemu gospodarowania odpadami w samorządach. Tarnów jest przykładem, jak można sensownie i relatywnie niedrogo wykorzystać frakcję wysokokaloryczną, postrzeganą jako odnawialny zasób, z którego można produkować energię i ciepło w układzie kogeneracyjnym. Inwestycja zapewni ok. 30 proc. zapotrzebowania miasta na ciepło.
Dlaczego Tarnów?
Złożyło się na to kilka czynników. Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Tarnowie jest spółką akcyjną, w której oprócz gminy akcje posiadają także NFOŚiGW i Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Krakowie. Tamtejsza ciepłownia, jak większość jednostek w kraju, musi zostać zmodernizowana, by dostosować ją do, najogólniej mówiąc, unijnych wymogów dotyczących standardów emisyjności. W związku z tą potrzebą zarząd spółki uznał, że należy wyłączyć jeden blok węglowy, wymienić drugi, a w miejsce wyłączonego zainstalować kocioł na pre-RDF. Co więcej, na terenie gminy funkcjonuje też zakład mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów, który działa w formie spółki komunalnej i jest w rękach samorządu. Ta sortownia będzie naturalnym dostawcą paliwa do lokalnej ciepłowni. Mamy więc do czynienia z modelowym przykładem synergii pomiędzy dwoma obszarami zaspokajania potrzeb publicznych.
Przeciwnicy takich inwestycji często podnoszą, że oddalają nas one od gospodarki obiegu zamkniętego i celów środowiskowych, tj. osiągnięcia 65 proc. poziomu recyklingu w 2030 r. Innymi słowy, są to zmarnowane pieniądze i ślepa uliczka.
Często przedstawia się spalarnie lub ekospalarnie, które mają dużo bardziej wyśrubowane standardy emisyjne niż ciepłownie węglowe, jako wrogie recyklingowi. To błędne podejście. Odzysk energetyczny nie wyklucza recyklingu i nie hamuje innych prośrodowiskowych inicjatyw zgodnych z hierarchią postępowania z odpadami, jak przeciwdziałanie powstawaniu i ponowne wykorzystanie. One się nie wykluczają ani nie wypierają. Podkreślić trzeba, że recykling części odpadów jest niezasadny lub wręcz niemożliwy. W przypadku projektu w Tarnowie jest bardzo wyraźnie powiedziane, że do spalenia może trafić wyłącznie pre-RDF, czyli tylko to, co pozostanie z sortowania i nie nadaje się już do recyklingu. Brak wystarczającej wydajności spalarni nie spowoduje, że recyklingowi zostaną poddane odpady, które się do tego nie nadają. Impulsem do wzrostu recyklingu będzie pełne wdrożenie rozszerzonej odpowiedzialności producenta, które prócz aspektów finansowych nacisk położy na ekoprojektowanie.
Pamiętajmy tylko, że efektywność sortowania w zakładach jest bardzo niska. Z odpadów zmieszanych, których jest przeważająca większość, często udaje się wybrać zaledwie kilka procent nadających się do recyklingu frakcji. Jeżeli reszta i tak ma trafić do spalarni, czy nie będzie to pokusą, by rezygnować z modernizacji sortowni oraz poprawy selektywnej zbiórki w gminach?
To nie powinno mieć miejsca z kilku powodów. Po pierwsze, z samego faktu, że powstanie instalacja termicznego przekształcania, nie wynika jeszcze, że gmina, która odpowiada za uzyskiwanie określonych poziomów recyklingu i prowadzenie selektywnej zbiórki, zostanie z tego zwolniona. Spójrzmy też na przykłady z innych krajów. W Niemczech ponad dwie trzecie wszystkich odpadów jest zbieranych selektywnie i poddawanych odzyskowi oraz recyklingowi. Do tego 30 proc. reszty, która nie nadaje się do przetworzenia, jest spalana. W efekcie na składowiska, czyli najmniej pożądaną metodę zagospodarowania odpadów, trafia zaledwie kilka procent. A jak jest u nas? Odwrotnie. Spalamy kilkanaście procent, a składujemy 40–45 proc. Pamiętajmy, że oprócz wymogów dotyczących poziomów recyklingu, Polska musi też zredukować ilość odpadów kierowaną na składowiska do 10 proc. Instalacja taka, jak ta w Tarnowie, przybliża nas do tego celu. Ona ma wydajność 40 tys. ton na rok. Pozwoli to uniknąć składowania aż 35 tys. ton rocznie. Tyle nie trafi na składowisko. Dlatego warto to powtórzyć: nie ma ryzyka, że to, co mogłoby trafić do recyklingu i ma wartość na rynku, zostanie spalone, a gminy odpuszczą selektywną zbiórkę.
Zainteresowanie takimi instalacjami jest ogromne, o czym świadczy liczba wniosków od samorządów, które wnioskują o wpisanie na listę spalarni dopuszczonych do budowy. Ale listy wciąż nie ma i może w ogóle nie być, co też rozważa Ministerstwo Klimatu. Jaką rolę w takim wypadku odegra Fundusz?
Co do listy oraz tego, czy ona powstanie, decyzja należy do resortu i jestem pewien, że będzie słuszna. Z naszej perspektywy widzimy, że pierwszym krokiem może być zwiększenie mocy i przepustowości w obecnych instalacjach. Niekiedy są to działania bezinwestycyjne. Ogólne zapotrzebowanie na dodatkową wydajność spalarni szacujemy na ok. 1,5 mln ton. To kilka bardzo dużych obiektów lub kilkanaście czy kilkadziesiąt mniejszych. Uważamy, że bardziej elastyczną jest ta druga opcja. Znajduje to swoje odzwierciedlenie w naszym programie „Racjonalna gospodarka odpadami”, w którym na spalarnie jest miejsce obok innych instalacji. Przewidujemy finansowanie ze środków krajowych dla ITPOK, natomiast wprowadziliśmy ograniczenie kwotowe dotacji. W efekcie udział dotacji będzie większy dla mniejszych obiektów. W przypadku większych instalacji podstawą wsparcia będą pożyczki. Czy tych instalacji powstanie ponad 100, jak chciałyby tego samorządy? To rozstrzygnie resort. Niezależnie od tego Fundusz ma w swojej ofercie wsparcie dla spalarni i będzie dofinansowywał inwestycje, które są nam potrzebne.
Wiele samorządów liczyło, że wybuduje spalarnie w formule partnerstwa publiczno-prywatnego. Ale po pandemii sytuacja w gminach jest dużo trudniejsza, więc na zabezpieczenie finansowe z budżetu gmin nie ma co liczyć. Czy taka sytuacja nie przekreśli planów na budowę ITPOK i nie wymusi na NFOŚiGW udzielania większego wsparcia, by uzupełnić braki po stronie gmin?
Oczywiście sytuacja związana z pandemią nie pozostaje bez wpływu na procesy inwestycyjne i niekiedy może pokrzyżować plany związane z PPP, nie tylko pod względem finansowym, lecz także organizacyjnym. Należy jednak zauważyć, że ta formuła ma umożliwiać angażowanie środków prywatnych w realizację zadań publicznych. Ma właśnie odciążyć budżety gmin. Myślę, że inwestycje w ITPOK dalej będą z perspektywy gmin opłacalne. Wygląda na to, że przy tej wielkości produkcji paliwa alternatywnego z odpadów, szacowanego na 3‒4 mln ton rocznie, oraz nagromadzonego od kilku lat balastu, który trzeba będzie przetworzyć, oraz niewystarczającej liczby instalacji dziś, takie inwestycje jeszcze przez wiele lat będą rentowne. Jednocześnie należy podkreślić, że gminy nie dlatego realizują lub inicjują realizację spalarni, żeby na takim przedsięwzięciu zarobić. Zagospodarowanie odpadów jest ich ustawowym obowiązkiem. Spalarnie są niezbędnym komponentem dla realizacji tego obowiązku w sposób racjonalny ekonomicznie i uzasadniony ze względów środowiskowych. Za brak możliwości zagospodarowania niektórych frakcji odpadów w ostatecznym rozrachunku zapłacą mieszkańcy. Budowa spalarni ma racjonalizować wysokość opłat ponoszonych przez mieszkańców.
Czy Fundusz nie obawia się, że ta rentowność będzie drastycznie spadać w nadchodzących latach z powodu polityki UE, która odwraca się od spalarni i rozważa wiele obciążeń fiskalnych, np. podatek od spalania i sankcje za emisje dwutlenku węgla?
Oczywiście mamy świadomość takiego ryzyka. Ale pamiętajmy, że przede wszystkim jest ono po stronie inwestora, który musi dokonać oceny, na ile – biorąc pod uwagę makrotrendy, sytuację prawną, dostępność surowca, dysponując analizami i szacunkami – taka inwestycja będzie opłacalna i w jakim okresie się zwróci. Wydaje się jednak, że z produkcji ciepła, również konwencjonalnymi sposobami, nie zrezygnujemy w nadchodzących latach. Podatek od spalania odpadów już funkcjonuje w niektórych krajach, ale pamiętajmy, że taka metoda zagospodarowania jest tam stosowana od wielu lat i te kraje są na zupełnie innym etapie. W Niemczech jest ponad 100 instalacji, we Francji jeszcze więcej. Japonia opiera się tylko na spalarniach i chwali się, że wdrożyła gospodarkę o obiegu zamkniętym. My mamy dziś realny problem, z którym tamte kraje uporały się wiele lat wcześniej. Musimy coś zrobić z nagromadzonym przez lata balastem RDF. Do tego odpadów przybywa z każdym rokiem i trendy, mimo jak najbardziej słusznego dążenia do przeciwdziałania ich powstawaniu, wskazują, że śmieci będzie tylko więcej. Bez względu na koszty, wszystkie odpady muszą być zagospodarowane, a nie wszystkie mogą być podane recyklingowi. Spalarnie nie będą alternatywą dla recyklingu, ale alternatywą dla spalarni jest składowanie lub w najgorszym przypadku porzucanie odpadów. ©℗
Nie ma ryzyka, że to, co mogłoby trafić do recyklingu i ma wartość na rynku, zostanie spalone, a gminy odpuszczą selektywną zbiórkę. Do spalarni może trafić wyłącznie to, co pozostanie z sortowania i nie nadaje się już do przetworzenia