Przepisy są niejasne i choć większość kantorów, które się zgłosiły do PFR, dostała subwencję po ok. 50 tys. zł, to inne wzięły nawet 20 razy tyle.

Prawie 150 mln zł subwencji z Tarczy Finansowej trafiło do kantorów zatrudniających po jednej lub najwyżej kilka osób. Teraz Polski Fundusz Rozwoju chce zwrotu pieniędzy.

Ponad 100 kantorów w całej Polsce uzyskało nieproporcjonalnie duże subwencje. Stało się tak, ponieważ zgłosiły się po pieniądze nie jako mikro-, ale jako małe i średnie przedsiębiorstwa. By znaleźć się w tej grupie – która może liczyć na znacznie większą pomoc – trzeba wykazać odpowiednio wysokie obroty lub sumę bilansową.

Wszystko rozbija się o definicję obrotów: w kantorach księgowo może to być wartość sprzedanych walut, ale ekonomicznie przychodem jest tylko marża (spread) pomiędzy kursem skupu i sprzedaży danej waluty. „Nadmiarowa” pomoc to konsekwencja wpisania we wniosku przychodów odpowiadających całkowitej wartości transakcji.

– System działa bardzo sprawnie. Składając podanie, trzeba było załączyć jednolite pliki kontrolne, które składa się w skarbówce. Jeśli one się zgadzały i spadek obrotów był wystarczająco duży, po paru dniach na konta właścicieli kantorów wpływało od jednego do nawet trzech milionów złotych – tłumaczy DGP prawnik związany z branżą.

10 czerwca PFR stwierdził, że istnieje ryzyko zawyżania obrotu oraz sumy bilansowej przez 117 kantorów i zażądał od nich zwrotu pieniędzy. Wstrzymał też kolejne wypłaty.

– Po etapie udzielania subwencji wdrażamy specjalne algorytmy, które pozwalają nam sprawnie kontrolować oświadczenia beneficjentów programu – mówi DGP Paweł Borys, prezes PFR. – Jeśli pojawią się wątpliwości, będziemy wszczynać, jak w przypadku kantorów, postępowania wyjaśniające. Mamy nadzieję, że nie będzie ich dużo, ale mówimy o masowym programie i trzeba mieć świadomość, że mogą się pojawiać albo nieświadome błędy, albo świadome nadużycia. Poprzez weryfikację wniosków na etapie udzielania subwencji to ryzyko jest mniejsze, ale istnieje. Prosimy firmy, by dbały o zgodność oświadczeń ze stanem faktycznym. Mówimy o środkach publicznych i musimy zadbać, by trafiły we właściwej wysokości do firm, które ich rzeczywiście potrzebują.

PFR zapewnia, że w przypadku stwierdzenia działania w złej wierze i niezgodnego z prawem podejmie dalsze kroki prawne wobec tych podmiotów, łącznie z zawiadomieniem właściwych organów ścigania.

Zgodnie z zasadami Tarczy Finansowej Polskiego Funduszu Rozwoju mikroprzedsiębiorcy, którzy nie zatrudniają więcej niż dziewięciu osób, przy spadku obrotów powyżej 75 proc. i po spełnieniu kilku innych warunków, mogą liczyć na maksymalną subwencję w kwocie 324 tys. zł.
Zatrudniając np. pięć osób przy spadku obrotów o 45 proc., można maksymalnie dostać 60 tys. zł subwencji. Nawet 75 proc. tego wsparcia może stać się zastrzykiem bezzwrotnym. To wynika z regulaminu ubiegania się o udział w programie rządowym Tarcza Finansowa Polskiego Funduszu Rozwoju dla małych i średnich firm. Na tych zasadach Polski Fundusz Rozwoju wypłacił do tej pory subwencje 212 kantorom, a średnia tych wypłat wynosiła ok. 50 tys. zł. I tutaj nie ma żadnych wątpliwości.
Ale 117 innych kantorów oświadczyło, że prowadzą działalność jako małe i średnie firmy, czyli zatrudniają co najmniej 10 pracowników bądź ich obroty lub roczna suma bilansowa przekracza 2 mln euro, czyli ok. 9 mln zł. Takie podmioty, w zależności od wielkości spadku przychodów ze sprzedaży, mogą liczyć na subwencję rzędu 4, 6 lub 8 proc. wartości przychodów. Jednak na nie więcej niż 3,5 mln zł.
Zapewne część tych kantorów faktycznie zatrudnia powyżej dziewięciu osób, ale zdecydowana większość po prostu wykazała obroty powyżej 9 mln zł. O to nietrudno – jeśli pod uwagę weźmie się całkowitą wartość sprzedanych walut, a nie marżę pomiędzy kupnem a sprzedażą.
Dzięki temu mogły liczyć na znacznie większe wsparcie, średnio milion złotych. Oczywiście część będzie musiała zostać zwrócona, ale przy utrzymaniu działalności i zatrudnienia wydaje się, że co najmniej 50 proc. zostanie umorzone. Tak więc niektórzy właściciele kantorów, którzy zatrudniają po jednej czy kilka osób, w ciągu roku dostaną od państwa po co najmniej kilkaset tysięcy złotych. – To jest olbrzymia luka w przepisach. Można się zastanawiać, czy na pewno przypadkowa. Przed wprowadzeniem programu w mediach było głośno o tym, że z tarczy mają być wyłączone instytucje finansowe szeroko rozumiane, czyli również kantory. Ale w żadnych oficjalnych przepisach dotyczących tarczy to się nie pojawiło. Można się zastanawiać, czyj szwagier prowadzi kantor – śmieje się prawnik związany z branżą.
O sprawę spytaliśmy w Polskim Funduszu Rozwoju. – W związku z identyfikacją na początku czerwca 117 kantorów, które mogły nieprawidłowo wskazać obrót i otrzymać subwencje finansowe w nienależnej kwocie, PFR podjął interwencję, m.in. dokonał szczegółowej weryfikacji kwot, oświadczeń i warunków finansowania dla branży kantorów. 10 czerwca zarząd PFR wstrzymał wypłatę subwencji finansowych w ramach toczących się postępowań wyjaśniających dla tej branży – wyjaśnia Michał Witkowski, szef departamentu komunikacji korporacyjnej PFR. – Ponadto PFR kieruje do kantorów, co do których istnieje uzasadnione podejrzenie zawyżenia kwot obrotu i błędnej kwalifikacji jako MSP, pismo wzywające do weryfikacji przez te podmioty prawidłowości złożonych oświadczeń oraz zwrotu subwencji finansowych na rzecz PFR na zasadach określonych w regulaminie – dodaje.
Problemem jest to, jak liczyć obroty w punktach wymiany walut. PFR uznaje, że jako obrót należy przyjąć wynik w okresie miesięcznym, rozumiany jako różnica pomiędzy wartością sprzedaży danej waluty a wartością zakupu danej waluty w tym miesiącu. A więc w uproszczeniu to, ile zostaje w kieszeni właściciela kantoru. – Przyjęcie takiej definicji obrotu wynika z orzecznictwa i interpretacji w zakresie podatku VAT oraz tego, że transakcje wymiany walut są transakcjami na pieniądzach, czyli rzeczach oznaczonych tylko co do gatunku, realizowanymi z wieloma podmiotami jednocześnie. To oznacza, że w sytuacji gdy w danym okresie dokonywane są setki podobnych transakcji, nie sposób ustalić, po jakiej cenie został zakupiony dany pieniądz i czy jego sprzedaż przyniosła zysk, czy stratę – tłumaczy Michał Witkowski z PFR.
Ale jest tu co najmniej kilka argumentów w drugą stronę. Po pierwsze, art. 43 ustawy o podatku od towarów i usług mówi, że „z jego płacenia zwolnione są transakcje, łącznie z pośrednictwem, dotyczące walut, banknotów i monet używanych jako prawny środek płatniczy”. Tak więc stosowanie argumentów z orzecznictwa VAT, jeśli nie dotyczy ono kantorów, wydaje się mieć słabe podstawy.
Po drugie, w regulacjach nie ma jasnej definicji obrotów. – Na potrzeby ustalania wartości obrotu dla celów stosowania ustawy o COVID-19 najbardziej praktyczne oraz zgodne z założeniami ustawodawcy okazuje się stosowanie definicji przychodów i zysków wynikających z ustawy o rachunkowości – pisali na łamach DGP Justyna Zając-Wysocka i Przemysław Szot z Małopolskiego Instytutu Studiów Podatkowych. A do tej pory urzędy skarbowe w jednolitych plikach kontrolnych jako przychód traktowały sprzedaż walut.
Jak podaje Narodowy Bank Polski, na 31 grudnia 2019 r. do rejestru działalności kantorowej wpisanych było 2544 przedsiębiorców. Oznacza to, że o pomoc PFR zwróciło się ponad 10 proc. z nich.