Miliardy euro, które UE przekaże państwom członkowskim na walkę ze skutkami koronawirusa, trzeba będzie spłacić z nowych, paneuropejskich danin. Niektóre mogą mocno uderzyć w polski budżet.
Dzisiaj ministrowie finansów krajów unijnych w ramach Rady do Spraw Gospodarczych i Finansowych (ECOFIN) mają rozpocząć rozmowę o opiewającym na sumę 750 mln euro Planie Naprawczym. Polska ma być jednym z jego największych beneficjentów. Tak duża kwota, która ma być przeznaczona na wyciąganie gospodarek z koronakryzysu, po raz pierwszy w dziejach UE ma być pożyczona na rynkach i spłacana z europejskich podatków.

Długi trzeba spłacać

Zanim jeszcze Bruksela zaprezentowała swój pomysł na walkę ze skutkami epidemii, zaczęto spekulować, które kraje unijne zostaną obciążone spłatą długu i jak wielkie obciążenia w związku z tym poniosą. Komisja Europejska wyszła jednak z propozycją, by długiem nie obciążać budżetów poszczególnych krajów, lecz by był on spłacany ze wspólnych paneuropejskich danin.
Spłata miałaby trwać przez 30 lat począwszy od 2028 r. – pierwszego roku kolejnej siedmioletniej perspektywy budżetowej. Same pomysły na wprowadzone przy tej okazji obciążenia podatkowe nie są zupełnie nowe, ale nowością są wyliczenia dotyczące wpływów, które przyniosą do budżetu.
I tak reforma systemu handlu pozwoleniami na emisję CO2 ETS, w tym rozszerzenie go o żeglugę i lotnictwo, ma przynieść do europejskiej kasy 10 mld euro rocznie. Opłata klimatyczna od towarów produkowanych poza UE ma przynosić co roku od 5 do 14 mld euro. Podatek cyfrowy ściągany od gigantów technologicznych, których roczny obrót przekracza 750 mln euro, przyniósłby każdego roku 1,3 mld euro. Kolejne 10 mld euro to opłata od wspólnego rynku, ściągana od największych koncernów, które czerpią największe korzyści z dostępu do niego. W dokumentach KE nie doprecyzowała, kto miałby płacić tę ostatnią daninę i ile dokładnie. Wiemy jednak, że wcześniej dyskutowane było opodatkowanie firm działających na rynku wewnętrznym UE o obrotach – podobnie jak w przypadku podatku cyfrowego – powyżej 750 mln euro. Zakładany wpływ uzyskano by przy stawce O,1 proc.
Na plan Brukseli muszą się zgodzić kraje członkowskie. Przywódcy państw UE będą mieli okazję wymienić po raz pierwszy poglądy na ten temat pod koniec przyszłego tygodnia podczas wideokonferencji.

Niełatwe porozumienie

Komisja Europejska liczy na osiągnięcie porozumienia już w lipcu, jeszcze przed rozpoczęciem okresu urlopowego w UE, co pozwoliłoby na uruchomienie pierwszych wypłat z Funduszu Naprawczego we wrześniu. Jak podkreśla jednak ambasador Niemiec przy UE Michael Clauss, nowe podatki nie będą elementem tych rozmów, prace nad nimi rozpoczną się później. – Z podatkami jest ten problem, że ktoś będzie musiał płacić więcej, a ktoś mniej – przyznaje. Jako przykład podaje system ETS – najbardziej obciąża on kraje uzależnione od węgla, podczas gdy te z większym udziałem OZE płacą mniej.
Paneuropejskie podatki to również powód do zadrażnień w relacjach z największymi partnerami UE – Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Cyfrowy płaciłyby głównie amerykańskie firmy, przeciwko czemu oponuje prezydent Donald Trump (więcej w tekście poniżej). Nowa opłata od wspólnego rynku również mogłaby uderzyć w amerykańskie korporacje. USA protestowały także przeciwko opłacie węglowej, która mogłaby działać na zasadzie podobnej do cła. To ostatnie najbardziej dotknęłoby Chiny i inne kraje azjatyckie. Według Michaela Claussa przed pandemią udało się wynegocjować podatek od niepoddanego recyklingowi plastiku, który mógłby wejść w życie już od przyszłego roku.

Musimy uważać

Niektóre z pomysłów Brukseli mogłyby stanowić problem dla Polski. Przykładem jest wspomniany podatek od plastiku, którego nasz kraj mógłby zostać jednym z największych płatników z kwotą 429 mln euro rocznie. Skala obciążeń dla polskich firm mogłaby być jeszcze większa. – Nie można wykluczyć, że nowy podatek byłby wprowadzony obok przepisów o rozszerzonej odpowiedzialności producenta, nad którymi trwają teraz dyskusje w Polsce, co z pewnością znacząco podwyższyłoby ekonomiczne koszty produkcji plastiku – uważa Krzysztof Wiński, ekspert podatkowy z PwC. Ekspert jest też przekonany o bardzo negatywnych dla polskiego budżetu skutkach reformy systemu EU ETS. Przypomnijmy, że zgodnie z prezentowanymi niedawno przez rząd danymi budżet zarobił do tej pory na aukcjach praw do emisji dwutlenku węgla ok 20,5 mld zł. Pieniądze te pozwalały m.in. sfinansować rekompensaty za wzrost cen prądu. Co więcej, resort klimatu szacował, że w ciągu najbliższych 10 lat Polska może pozyskać w ten sposób ponad 100 mld zł. Szacunki mogą jednak okazać się nierealne, jeśli część tych środków trafi do centralnego budżetu UE. Bruksela snuje takie plany od 2018 r., dzięki czemu można by sfinansować zarówno skutki brexitu, jak i najnowszego kryzysu. – Na zmianach znacząco straciłby jednak nasz budżet – zauważa Krzysztof Wiński.
Zupełnie odmienne skutki dla Polski może za to przynieść opłata klimatyczna od towarów produkowanych poza UE, czyli tzw. carbon pricing border adjustment. Nowa danina mogłaby pogodzić ogień z wodą, bo byłaby zarazem ważnym elementem proekologicznej polityki UE (Europejskiego Zielonego Ładu), jak i przełożyłaby się na zakładaną reindustrializację Europy. W założeniu opłata klimatyczna obciążałaby bowiem import towarów, przy których wytworzeniu przekroczono określony poziom emisji gazów cieplarnianych. – Mogłaby ona uderzyć w działające poza UE branżę stalową, produkcji nawozów czy cementu. Koszty importu towarów z Azji, Rosji czy Ukrainy wzrosłyby na tyle, że bardziej opłacalna stałaby się ich produkcja na terenie UE. Na tym mógłby zyskać polski budżet – uważa Krzysztof Wiński. Nowy podatek mógłby skłonić firmy, które aby oszczędzić na kosztach produkcji przeniosły ją na Ukrainę, do Rosji, czy Chin, aby otwierały fabryki w kraju.
Na tym etapie trudno jest za to przesądzać, ile mógłby polski budżet zarobić na wejściu w życie podatku cyfrowego, czy też opłaty dla największych koncernów od korzystania ze wspólnego rynku. Publikowane do tej pory szacunki na temat podatku cyfrowego (w zależności od jego wysokości) mówią o miliardzie do 2 mld dodatkowych środków budżetowych. Niewykluczone jednak, że te środki sfinansują wszyscy internauci, bo istnieje niebezpieczeństwo przerzucenia nowych obciążeń na konsumenta.