Epidemia koronawirusa doprowadzi do 3,4 proc. recesji w polskiej gospodarce w tym roku i pogłębi dziurę w finansach publicznych do 8,4 proc. PKB – ustalił DGP.
Dzisiaj rząd w trybie obiegowym zajmuje się aktualizacją programu konwergencji (APK). To dokument, który każdy kraj członkowski UE musi wysłać do Komisji Europejskiej do końca kwietnia. Pokazany jest w nim stan finansów publicznych i gospodarki danego państwa.
Widać, że obecny kryzys uderzy w Polskę. Ministerstwo Finansów w projekcie APK, do którego głównych założeń dotarł DGP, przewiduje, że czeka nas w tym roku spadek PKB o 3,4 proc. rok do roku po wzroście w ubiegłym roku o 4,1 proc. To pierwsza recesja od transformacji gospodarczej na początku lat 90.
Spadek zanotuje konsumpcja prywatna oraz inwestycje, zwłaszcza te poza sektorem rządowym i samorządowym. Silny spadek popytu zagranicznego na towary i usługi wpłynie zaś na spadek eksportu. Jeszcze mocniej natomiast ma spaść import, co oznacza, że wpływ eksportu netto na gospodarkę będzie jednak pozytywny.
Zamrożenie gospodarki silnie ograniczy aktywność przedsiębiorców. To oznacza, że zdecydowanie niższe będą wpływy do publicznej kasy, a z drugiej strony rząd musi istotnie zwiększyć wydatki związane ze wsparciem dla pracodawców i ochroną miejsc pracy, które zostały przygotowane w ramach tzw. tarczy antykryzysowej.
Dlatego silnie pogłębi się też dziura w finansach publicznych. Deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych (zawiera także podsektor ubezpieczeń społecznych) ma wynieść 8,4 proc. PKB, a jeszcze w 2019 r. roku była na poziomie 0,7 proc. PKB.
Gwałtownie wzrośnie także dług publicznych. Liczony według unijnej metodologii (jest wyższy niż według krajowej) sięgnie 55,2 proc. PKB. Na koniec ubiegłego roku wynosił 46 proc.
Polska jest w tyle dobrej sytuacji, że w ostatnich latach dzięki uszczelnieniu systemu podatkowego i wysokiemu wzrostowi PKB udało się mocno obniżyć deficyt i zadłużenie. To powoduje, że w obecny kryzys wchodzimy z silnymi fundamentami gospodarczymi. Zdaniem resortu finansów ożywienie koniunktury przyjdzie w drugiej połowie tego roku, ale gospodarka będzie funkcjonować w innym trybie niż przed wybuchem epidemii.
Inflacja średnioroczna (HICP) ma wynieść w tym roku 2,8 proc. to wzrost wobec 2,1 proc. w ubiegłym roku, ale znacznie mniej niż przewidywali ekonomiści. Po wystrzeleniu inflacji powyżej 4 proc. na przełomie ubiegłego i tego roku prognozowali, że będzie znacznie wyższa.
Nasz deficyt znajdzie się więc powyżej unijnego limitu 3 proc. PKB, ale to dzisiaj nie problem, bo kraje UE zgodziły się, że nie będzie na tej podstawie wszczynana procedura nadmiernego deficytu co prowadziłoby do konieczności szukania oszczędności w budżetach i jeszcze pogłębiłoby recesję.
Nasz dług ma się znaleźć poniżej limitu obowiązującego w UE, czyli 60 proc. PKB. Czego nie może wiele krajów powiedzieć o swoim zadłużeniu. W Niemczech ma sięgnąć w tym roku 75 proc. PKB, a nadwyżka zamienić się z deficyt przekraczający 7 proc. PKB. W Austrii, która przez ostatnie dwa lata też miała górkę w swoich finansach, epidemia koronawirusa doprowadzi do 10 proc. deficytu i 80 proc. długu.