Waszyngtońska administracja wpływa na państwa trzecie, by nie wspierały Pekinu. I to nie tylko w kwestii 5G. Udało się jej np. zmusić rząd Niderlandów do zmiany decyzji o sprzedaży do Chin nowoczesnego urządzenia.
Według Reutersa w 2018 r. rząd Niderlandów pozwolił tamtejszej firmie ASML, produkującej sprzęt półprzewodnikowy odgrywający kluczową rolę w konstrukcji chipów, na sprzedaż maszyny chińskim kontrahentom. Spotkało się to ze zdecydowanym protestem USA. Do zablokowania transakcji przekonywali premiera Marka Rutte amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo oraz zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Charles Kupperman. Skutecznie. Sprawa jest istotna, ponieważ po sfinalizowaniu zakupu Chiny miałyby otwartą drogę do konstrukcji niezwykle szybkich i wydajnych mikroprocesorów. Dotychczas takim zapleczem dysponowały jedynie koreański Samsung, tajwański TSMC i amerykański Intel.
Przyciskanie Pekinu
Wojna technologiczna jest kluczowym elementem amerykańsko-chińskiego sporu handlowego. Amerykanie obawiają się, że zwiększony udział firm z Państwa Środka w rynku USA może doprowadzić do wykradania danych przez władze w Pekinie. Stany Zjednoczone pod przewodnictwem Donalda Trumpa w zeszłym roku zablokowały sprzedaż Chińczykom usługi MoneyGram, realizującej przekazy pieniężne. Kupcem, płacącym za transakcję ok. 1,2 mld dol., miało być Ant Financial – spółka zależna od Alibaby – potentata z branży e-commerce.
Spekulowano wówczas, że to jedynie zagrywka Trumpa, mająca na celu wywarcie presji na Chiny, aby zmniejszyły swe wsparcie dla Korei Północnej. Prezydent USA zdecydował się jednak pójść za ciosem i dalej zaostrzał swoją politykę. Kluczowa okazała się kwestia wdrożenia technologii 5G. W celu powstrzymania chińskiego Huaweia i zapewnienia bezpieczeństwa Donald Trump zdecydował się na umieszczenie firmy oraz podmiotów z nią współpracujących na czarnej liście przedsiębiorstw potencjalnie zagrażających bezpieczeństwu USA. Chińczykom zarzucano też obchodzenie zakazu kontaktów gospodarczych z państwami objętymi amerykańskimi sankcjami – m.in. Iranem. W rezultacie zablokowano Chinom dostęp do amerykańskiego rynku; firmy z USA nie mogą odtąd angażować się w przedsięwzięcia komercyjne w azjatyckim gigancie. Huawei musiał szukać gdzie indziej dostawców oprogramowania czy półprzewodników. W ślad za amerykańskimi rozwiązaniami podążyły też inne kraje – np. Australia.
W nowym roku zdecydowano się natomiast na ograniczenie transferu technologii służących do rozwoju sztucznej inteligencji. Aby sprzedać amerykańskie oprogramowanie, np. do zdjęć geoprzestrzennych, konieczna będzie licencja uzyskana od administracji rządowej.
Niektóre z firm zdecydowały się jednak obejść ograniczenia. Wystarczy produkować poza USA, by móc dalej spokojnie handlować z Państwem Środka. Inne otrzymały warunkowo moratorium. Między innymi z tego powodu, wbrew oczekiwaniom, Huawei wciąż odnotowuje w USA wzrost sprzedaży – w 2019 r. wyniósł on 18 proc., przy dochodach w wysokości 122 mld dol.
Same Chiny też od lat bronią swojego rynku przed wpływem zagranicznych firm – oskarża się je o kradzież własności intelektualnej przedsiębiorstw działających na terytorium tego państwa.
Europa pod presją
Działania Stanów Zjednoczonych względem chińskich potentatów technologicznych nie ograniczają się wyłącznie do terytorium USA. Wojna handlowa przeniosła się też na Stary Kontynent. Administracja Trumpa prowadzi intensywny lobbing, by sojusznicy z Europy nie wybierali chińskich dostawców 5G. Przedstawiciele Białego Domu argumentowali to potencjalnymi trudnościami uniemożliwiającymi np. efektywną współpracę wywiadowczą w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego. Ambasador USA w Niemczech, Richard Grenell, w marcu ubiegłego roku w liście do tamtejszego ministra gospodarki wprost stwierdził, że ewentualny wybór chińskiego dostawcy spowoduje duże problemy we współpracy między Stanami a Niemcami. – USA mogą nie być w stanie utrzymać tego samego poziomu współpracy z niemieckimi agencjami bezpieczeństwa – napisał.
Rząd niemiecki nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji w tej sprawie – podzielona jest w tej kwestii większość rządząca. Telefonica Germany oficjalnie potwierdziła, że planuje wykorzystać chiński sprzęt we wdrożeniu 5G – musi jednak czekać na zgodę władz w Berlinie. A te znajdują się między młotem a kowadłem – Chiny zagroziły, że jeśli zostaną wykluczone z rywalizacji we wdrażaniu nowej technologii, ucierpi na tym niemiecki przemysł motoryzacyjny, eksportujący do Państwa Środka.
Amerykańska administracja wywierała również presję na Wielką Brytanię – w wywiadzie dla „Financial Times” amerykański doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Robert O’Brien stwierdził, że nie jest to wyłącznie decyzja handlowa, lecz bezpośrednio wpływająca na bezpieczeństwo państwowe. Dlatego wyrażał obawy wobec Chin. – Będą po prostu hurtowo kraść tajemnice państwowe, niezależnie od tego, czy są to tajemnice nuklearne Wielkiej Brytanii czy tajemnice MI6 lub MI5 – stwierdził. Ostateczna decyzja Londynu ma zapaść w tym miesiącu, co przekłada się na wzmożone zainteresowanie USA. Według wczorajszych doniesień Reutersa amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo ma naciskać w tej kwestii na brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Dominica Raaba.
Jako przejaw zniechęcania do wyboru chińskiej technologii należy również odczytywać podpisane we wrześniu w Warszawie przez premiera Mateusza Morawieckiego i wiceprezydenta Mike’a Pence’a memorandum ws. bezpieczeństwa sieci 5G. Choć w Polsce nikt oficjalnie nie utrudnia działalności Chińczykom, nieoficjalnie można mówić o chłodnym stosunku polskich władz do dostawców z tego kraju. Francja z kolei zapowiedziała, że nie ugnie się pod presją Waszyngtonu. – Rząd nikogo nie wykluczy – mówiła francuska wiceminister ds. gospodarki Agnès Pannier-Runacher.
Choć ogólnie Unia Europejska przychyla się do obaw Stanów Zjednoczonych, to nie jest tak kategoryczna jak partner zza oceanu. Komisja dotychczas ostrzegała, by państwa kierowały się szczególną rolą 5G w zapewnieniu bezpieczeństwa. „Komponenty o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa narodowego powinny pochodzić wyłącznie od zaufanych stron” – stwierdza raport przyjęty w grudniu przez Radę Unii Europejskiej. W żadnym oficjalnym dokumencie nie pada jednak nazwa żadnego państwa czy firmy. Znaczna część państw nie zgłasza zastrzeżeń do chińskiego dostawcy i pozwala mu brać udział w przetargach.
Pewien wyjątek stanowi niedawna wypowiedź Ursuli von der Leyen dla niemieckiego „Spiegla”. Przewodnicząca KE, która jako jeden ze swoich priorytetów wskazała rewolucję 5G, wyraziła w nim obawy o to, czy danych od Huaweia nie przejmą państwowe służby ChRL. – Jeśli istnieje ryzyko, że dane pochodzące od obywateli lub firm mogą zostać wykorzystane, nie możemy tego zaakceptować – oceniła.
Rozgrywka o Motor Sicz
Amerykanie próbują nie dopuścić do przejęcia przez Chiny ukraińskiej Motor Siczy – jednej z największych na świecie firm dysponujących zaawansowanymi technologiami produkcji silników do samolotów i śmigłowców. Według wcześniejszych planów naszego MON Motor Sicz miała uczestniczyć np. w polsko-ukraińskich projektach zbrojeniowych. Prezes zakładów Wiaczesław Bogusłajew sprzedał jednak swoje udziały Chińczykom. Głównym nabywcą ma zostać państwowy Beijing Skyrizon, który przejmie 41 proc. udziałów. Wraz z drugim chińskim podmiotem Xinwei Technology Group dysponowałaby pakietem kontrolnym.
USA starają się powstrzymać transakcję. W tym celu w Kijowie zjawił się w ub.r. ówczesny doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA John Bolton. Pod koniec roku amerykański dyplomata William Taylor stwierdził, że kupnem Motor Siczy zainteresowane są poważne amerykańskie firmy.