Zakłady największych polskich koncernów w związku z niespotykanie ciepłą zimą notują gorsze wyniki niż w zeszłym roku
Grudzień był o ponad 3 st. C cieplejszy od normy z lat 1981–2010 i aż o ok. 2 st. w stosunku do grudnia 2018 r. – wylicza klimatolog Dawid Biernacik z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW). A to oznacza znacznie niższe zapotrzebowanie na ogrzewanie.
– Zauważamy istotnie wyższe temperatury w sezonie grzewczym w roku 2019 w porównaniu z 2018 – przyznaje Agnieszka Dietrich, rzecznik PGE Energia Ciepła. Tauron Ciepło odnotował spadek zapotrzebowania na dostawy ciepła na poziomie ok. 1,6 proc. r/r. W przypadku Energi przekłada się to na zmianę wyniku finansowego o kilka procent.
– Od dziesięcioleci obserwujemy wzrost temperatury w Polsce. Możemy mówić o tym, że to 0,3 st. C na każde 10 lat od grudnia do lutego. Współcześnie obserwujemy bardzo dynamiczny wzrost – ostatnie zimy wyróżniają się anomalią dodatnią. Ostatnia chłodniejsza zima była siedem lat temu, w sezonie 2012/2013 – wskazuje Dawid Biernacik.
Spadek zapotrzebowania niekoniecznie przekłada się jednak na skrócenie sezonu grzewczego – raczej na mniejsze zużycie już w jego trakcie. Elektrociepłownie produkują bowiem ciepło i prąd przez cały rok – od zarządzających budynkami zależy to, kiedy zostanie ono dostarczone. A o długości sezonu grzewczego nie decyduje brak mrozu, lecz temperatury w miesiącach przejściowych (kwiecień, maj i wrzesień). Tauron Ciepło zaznacza, że wraz ze spadkiem zapotrzebowania na ogrzewanie sezon paradoksalnie się wydłuża – między 2002 a 2018 r. o ok. 20 dni. Żaden z koncernów, niezależnie od obszaru, na którym działa, nie odnotował radykalnego skrócenia sezonu. Część klientów w ogóle nie składa wniosków o wyłączenie ogrzewania i korzysta z niego doraźnie przez cały rok. Zjawisko to może się pogłębiać – pora roku będzie w mniejszym stopniu determinować korzystanie z ogrzewania, a na znaczeniu zyska po prostu aktualna pogoda.
Mniejsza sprzedaż ciepła uwarunkowana jest zresztą nie tylko wyższymi temperaturami, różnicami w nasłonecznieniu czy siłą wiatru. Zaraz po pogodzie kluczowym czynnikiem jest też zwiększenie szczelności infrastruktury. – Termomodernizacja budynków także ma wpływ na zmniejszenie zapotrzebowania na ciepło – zauważa Sławomir Gibała, wiceprezes zarządu Tauron Ciepło.
Straty te trudno zrekompensować. – Nie można zapobiegać zmianie wyników finansowych, która ma miejsce w rezultacie wzrostu temperatur powietrza w sezonie zimowym – stwierdza w odpowiedzi na nasze pytania biuro prasowe Grupy Energa. Inne koncerny starają się je odrabiać dzięki wycofywaniu się budynków mieszkalnych z własnych kotłowni węglowych czy inwestycje w efektywność. – PGE Energia Ciepła niweluje wpływ pogodowy poprzez rozwijanie rynku i przyłączanie nowych klientów – wskazuje Agnieszka Dietrich.
Rozwiązaniem w długiej perspektywie są też inwestycje w kogenerację – wraz z ciepłem produkowany jest prąd, na który zapotrzebowanie będzie rosło, szczególnie wobec stopniowego odchodzenia od paliw kopalnych czy propagowania elektromobilności.
– Wraz z lżejszymi zimami można spodziewać się wzrostu kosztów chłodzenia podczas upałów. Czeka nas więcej tzw. nocy tropikalnych, więc mieszkania będą musiały być częściej i intensywniej chłodzone – prognozuje Dawid Biernacik. Szansy w tym upatrują też elektrociepłownie. – Powinny poszerzyć swoją ofertę np. o dostarczanie chłodu w okresie letnim i budowę jednostek wytwórczych, w których możliwa jest produkcja energii elektrycznej w kondensacji, co umożliwia zmniejszenie zależności tego produktu od produkcji ciepła – podkreśla rzecznik prasowy Enea Ciepło Łukasz Wróblewski.