Polska Grupa Zbrojeniowa dostanie 400 mln zł na rozwój. Pieniądze mają trafić do spółki Mesko.
Efektem inwestycji ma być m.in. zdolność do produkcji nowoczesnych prochów oraz nowych rodzajów amunicji czołgowej. Umowę dokapitalizowania PGZ premier Mateusz Morawiecki podpisze najpewniej w ciągu dwóch tygodni. – Aktualnie PGZ SA oczekuje na rozpatrzenie wniosku, który spółka złożyła w październiku do prezesa Rady Ministrów w sprawie objęcia akcji przez Skarb Państwa ze środków Funduszu Reprywatyzacji – wyjaśnia Justyna Mosoń, dyrektor departamentu komunikacji i marketingu.
Pieniądze mają zostać przeznaczone na wart prawie 440 mln zł projekt inwestycyjny. Pozostałe środki wyłoży Mesko. – Pozyskamy zdolności produkcji nowoczesnych prochów wielobazowych i komponentów do amunicji małokalibrowej, średniokalibrowej oraz wielkokalibrowej: czołgowej i artyleryjskiej. Jeśli chodzi o produkcję amunicji małokalibrowej, to zwiększymy nasze zdolności produkcyjne czterokrotnie. To pozwoli nie tylko zabezpieczyć potrzeby MON, lecz także stworzy szanse pozyskania klientów na rynku eksportowym i cywilnym. Zwiększymy również zdolności produkcyjne rakiet Grom i Piorun m.in. poprzez unowocześnienie parku maszynowego – zapowiada Gabriel Nowina Konopka, wiceprezes Mesko SA odpowiedzialny za rozwój i inwestycje.
Cała inwestycja jest podzielona na trzy części. Ponad połowa kwoty zostanie przeznaczona na budowę nowoczesnej infrastruktury w Pionkach. Produkcja prochu w praktyce wygląda tak, że poszczególne procesy zachodzą na stosunkowo dużym terenie, w oddalonych od siebie budynkach. Wszystko ze względów bezpieczeństwa – chodzi o to, by zmniejszyć ryzyko wypadku podczas produkcji. W ramach inwestycji będzie zbudowana nowa przestrzeń magazynowa. Mesko ma też pozyskać zdolności do produkcji prochów wielobazowych. Mają one lepsze właściwości (m.in. temperaturę i szybkość spalania) niż tradycyjny proch. Technologia ma być rozwijana przy współpracy z Wojskową Akademią Techniczną i Politechniką Warszawską, które zajmują się m.in. materiałami wysokoenergetycznymi. W wyniku projektu powinniśmy również produkować samodzielnie ładunki miotające do armatohaubic Krab czy moździerzy Rak. – Ta inwestycja jest kluczowa – amunicja do sprzętu to jak chleb dla żołnierza. W przypadku konfliktu zdolność do jej produkowania jest nie do przecenienia. Jej brak to bolączka polskiego przemysłu zbrojeniowego od lat. To dobry krok do większej samodzielności Wojska Polskiego – tłumaczy Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”.
Rentowność projektu szacowana jest aż na 18 proc. w skali roku
Druga część projektu to budowa czterech rodzajów linii produkcyjnych do amunicji małokalibrowej: 5,56, 7,62, 9 i 12,7 mm. Rozbudowany ma być zakład w Skarżysku-Kamiennej. Na tę część zarezerwowano prawie 200 mln zł. Wreszcie trzecia część inwestycji to kilkadziesiąt mln zł na modernizację produkcji zestawów przeciwlotniczych Grom i Piorun. To właśnie z powodu tych ostatnich ponad rok temu zrobiło się o Mesko głośno. Okazało się, że wyprodukowane zestawy są wadliwe i stanowią zagrożenie dla żołnierzy, a zakład nie jest w stanie dostarczyć ich na czas. Przez to został obciążony przez zamawiającego karami idącymi w dziesiątki mln zł. Ostatecznie pierwsze poprawione Pioruny trafiły do Wojska Polskiego pod koniec grudnia ubiegłego roku. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy poprawiono również wadliwą amunicję do Leopardów. Krótko przed wyborami udało się firmie podpisać z Wojskiem Polskim wart 25 mln zł kontrakt na pociski rakietowe Feniks.
– Trzymam kciuki za ten projekt, ale jestem ostrożny. Zobaczymy, czy faktycznie uda się zrobić to, co jest planowane i czy te pieniądze nie zostaną zwyczajnie przejedzone – mówi jeden z byłych członków zarządu PGZ. Wzorem udanej transformacji w spółkach grupy jest Huta Stalowa Wola, która m.in. dzięki dużym kontraktom na armatohaubice Krab i moździerze Rak była w stanie inwestować m.in. w nową halę czy lufownię. Ale więcej takich przykładów znaleźć trudno.
Mesko to zakład zatrudniający ok. 2,5 tys. osób – najwięcej w PGZ. W ub.r. przychody wyniosły prawie 0,5 mld zł. Z tego 50 mln zł pochodziło z Programu Mobilizacji Gospodarki, w ramach którego resort obrony płaci na „trzymanie bezpieczeństwa i ciągłości dostaw sprzętu wojskowego oraz usług na rzecz Sił Zbrojnych RP i innych uprawnionych organów”. Krytycy tego rozwiązania twierdzą, że to po prostu dotowanie zakładów. W 2018 r. zakład wypracował ok. 2 mln zł zysku brutto.
Inwestycję w Pionki Mateusz Morawiecki zapowiedział już półtora roku temu, teraz projekt w kancelarii premiera wreszcie dopięto. Nadzorował go minister Michał Dworczyk. Choć to MON ma nadzór nad PGZ, to resort obrony nie był w to szczególnie zaangażowany. Środki pochodzą z Funduszu Reprywatyzacji. Zgodnie z ustawą z 1996 r. na jego rachunku gromadzone są środki pochodzące ze sprzedaży 5 proc. akcji należących do Skarbu Państwa w każdej ze spółek powstałych w wyniku komercjalizacji oraz odsetki od tych środków. Jak sama nazwa wskazuje, to właśnie z tego funduszu miały być wypłacane odszkodowania w związku z reprywatyzacją. Jednak w czerwcu Ministerstwo Finansów wydało rozporządzenie, dzięki któremu Skarb Państwa w latach 2019–2020 może nabywać lub obejmować akcje, wykorzystując właśnie środki z Funduszu Reprywatyzacyjnego.
Projekt w Mesko przeszedł tzw. test inwestora prywatnego, a jego rentowność jest szacowana aż na 18 proc. w skali roku. Przy jego przygotowaniu współpracowali konsultanci z KPMG. Inwestycja ma być gotowa w 2022 r.