Szybki wzrost hipotek zwiększa ryzyko bańki na rynku nieruchomości.
W sierpniu aktywa naszego sektora bankowego – czyli udzielone kredyty, posiadane obligacje, majątek trwały czy udziały w spółkach zależnych – przekroczyły 2 bln zł. Pierwszy bilion został osiągnięty w 2009 r. Na drugi banki pracowały dekadę.
Instytucje kredytowe to najważniejsza część naszego sektora finansowego. Nadal jednak pozostaje on dość mały w stosunku do wielkości całej gospodarki. U nas jest to niewiele ponad 90 proc. PKB. W zdecydowanej większości państw unijnych aktywa banków przekraczają 100 proc. PKB, a w niektórych są nawet dwu- lub trzykrotnością tej kwoty (liderem jest żyjący z usług finansowych niewielki Luksemburg, gdzie aktywa banków to ok. 1300 proc. PKB). Spośród państw UE w naszym regionie mniejszy sektor bankowy mają jedynie Słowacja, Słowenia (poniżej 90 proc.), Łotwa i Litwa (60–70 proc.) oraz Rumunia (mniej niż 50 proc.).
Proporcja aktywów banków do wielkości gospodarki w Polsce w ostatnim czasie nie rośnie. Dzieje się tak dlatego, że chociaż portfel kredytowy rośnie, to jego dynamika nie przekracza tempa wzrostu PKB. To zaś oznacza, że w skali całej gospodarki akcja kredytowa banków nie powoduje pojawienia się nierównowagi, której trzeba by przeciwdziałać zaostrzeniem polityki gospodarczej.
Jeśli jednak przyjrzeć się poszczególnym segmentom rynku kredytowego, rysuje się już nieco inny obraz. Portfel kredytów mieszkaniowych zwiększa się co prawda w tempie kilku procent w skali roku, ale dynamikę zaniżają tu kredyty walutowe. Nowych banki już praktycznie nie udzielają. Te, które wypłacono kilka-kilkanaście lat temu, są spłacane. W rzeczywistości sprzedaż nowych hipotek od kilku kwartałów jest na podwyższonym poziomie – wyraźnie przekraczającym 10 proc.
– To jest już wyżej niż nominalny wzrost PKB. To rodzi pewne ryzyko, zwłaszcza przy historycznie niskich stopach procentowych. W tej chwili realne oprocentowanie kredytów hipotecznych jest w okolicach zera, a ponieważ inflacja rośnie, to wkrótce będzie poniżej zera. Mimo 12-proc. wzrostu cen mieszkań, ich dostępność finansowa nie maleje. To może generować – w wielu krajach tak się działo – niezdrową nadwyżkę popytu nad podażą. Mamy więc ryzyko bańki spekulacyjnej – ocenia Adam Czerniak, główny ekonomista Polityki Insight.
– Jeżeli przez najbliższy rok-dwa będziemy mieć podobne tempo wzrostu cen kredytu i kapitał inwestycyjny będzie wciąż trafiał na rynek mieszkaniowy, to nie będziemy mówić o ryzyku, ale o tym, że ta bańka już występuje. Z tym że wtedy będzie za późno, by zareagować – wskazuje analityk.
Sposobem reakcji mogłaby być podwyżka stóp procentowych (Rada Polityki Pieniężnej jest przeciwko takiemu rozwiązaniu) albo np. zwiększenie wymogów kapitałowych wobec banków. Komitet Stabilności Finansowej może podnieść bufor antycykliczny, który służy właśnie hamowaniu zbyt rozgrzanej akcji kredytowej. Obecnie ten bufor wynosi w Polsce zero. Podobnie jest w zdecydowanej większości krajów, które stosują takie rozwiązanie.
Kredyty mieszkaniowe wspierają inwestycje gospodarstw domowych. Specjaliści często wskazują ryzyko związane z tym, że banki coraz mocniej stawiają na kredyty konsumpcyjne. Jak wynika z danych Narodowego Banku Polskiego, takich kredytów sprzedaje się więcej niż hipotek. Ale dynamika jest tu wyraźnie mniejsza. W II kwartale sprzedaż była o 8 proc. większa niż rok wcześniej (podobny wynik był w ciągu trzech miesięcy zakończonych w sierpniu).
Najwolniej rosną kredyty inwestycyjne udzielane przedsiębiorstwom. W II kwartale portfel takich należności był o 2,7 proc. większy niż rok wcześniej. Hamowanie zaczęło się w drugiej połowie ubiegłego roku. Wcześniej równie niską dynamikę notowaliśmy na przełomie 2012 i 2013 r. Sprzedaż kredytów dla firm wyniosła w II kwartale 31,2 mld zł. To niemal dokładnie tyle samo co rok wcześniej.
Dlaczego akcja kredytowa w stosunku do firm idzie tak słabo? Jeden powód to ograniczony popyt ze strony potencjalnych klientów banków (do niedawna inwestycje w firmach nie rosły, poza tym kredyt stanowi w Polsce stosunkowo niewielką część finansowania nakładów). Inny to niechęć samych banków. Marże są tu stosunkowo niewielkie – zwłaszcza przy dużych zaangażowaniach, a równocześnie tego typu kredyty mocniej niż pożyczki konsumpcyjne czy hipoteki obciążają kapitały instytucji finansowych.