Polski budżet wytrzyma dodatkowe wydatki, także te potencjalne, które są w obietnicach wyborczych, ponieważ my wszyscy za nie zapłacimy jako podatnicy. Dodatkowe obciążenia finansowe narzucone na firmy mogą jednak zaszkodzić wzrostowi gospodarczemu. W „licytacji” obietnic wyborczych zbliżamy się też do momentu, gdy wydatki z państwowej kasy przestaną być traktowane przez międzynarodowych inwestorów tylko jako przerzucanie pieniędzy z jednego koszyka do innego.
Biznes, który po spełnieniu obietnic wyborczych będzie musiał łożyć do budżetu więcej niż do tej pory, już zaczyna odczuwać negatywne konsekwencje. – Na przykład został wprowadzony limit na ulgi podatkowe związane z samochodami dla firm – przypomina w rozmowie z MarketNews24 Łukasz Wardyn, dyrektor CMC Markets na Europę Wschodnią.
Teraz rząd proponuje, by szeroka grupa społeczna dobrze zarabiających łożyła więcej na ZUS, gdy zostanie zniesiony limit 30-krotności średniej krajowej. Kolejna obietnica wyborcza dotyczy dynamicznego podnoszenia płacy minimalnej.
– Jest to szczególnie istotne dla przedsiębiorstw z sektorów IT i usług dla biznesu. Są one strategiczne dla rozwoju kraju, szczególnie miast regionalnych – ocenia Łukasz Wardyn.
Gdy polscy pracownicy staną się „drożsi”, międzynarodowe firmy mogą zdecydować się przenieść centra usług wspólnych do tańszych krajów.
Z kolei skokowo rosnące wydatki z państwowej kasy mogą skutkować wyższymi cenami w sklepach. – Można sobie wyobrazić sytuację, że gdy nasilą się niepokoje na światowych rynkach związane z recesją, inwestorzy zaczną uciekać od ryzyka, a to oznacza także ucieczkę od złotego. Wtedy dystans między stopami procentowymi i inflacją powiększyłby się i Polska stałaby się jeszcze mniej atrakcyjna dla inwestorów. Taki scenariusz prowadzi do napędzania inflacji – ocenia ekspert CMC Markets.