Tylko że Poczty nie stać na podwyżki. Związki zawodowe nalegają na nie od początku br. Początkowo chciały po 500 zł brutto dla każdego z 80 tys. pracowników. Potem zeszły do 350 zł – z wyrównaniem od 1 lutego br. Dla największego pracodawcy w kraju oznaczałoby to jednak wydatek 460 mln zł w br. i 557 mln zł w 2020 r. Tymczasem nawet bez uwzględnienia wzrostu wynagrodzeń przewidywany zysk Poczty w br. to zaledwie kilka milionów złotych. Mediacje trwają, ostatnie spotkanie odbyło się wczoraj. – Jest możliwy kompromis pomiędzy oczekiwaniami strony społecznej i możliwościami finansowymi spółki – deklaruje Justyna Siwek, rzecznik prasowy (aktualizacja: mediacje zakończyły się 19 września nad ranem bez porozumienia - red.).
Od 2016 r. operator siedem razy podwyższał płace, które w efekcie poszły w górę średnio o 1200 zł brutto na etat – włączając premie, dodatek stażowy i inne świadczenia. Mimo to na rynku pracownika pocztowe stawki wciąż nie stanowią oferty konkurencyjnej np. wobec dyskontów. Po ostatniej podwyżce najniższa płaca pocztowca wynosi 2,5 tys. zł brutto – więc w przyszłym roku będzie niższa od minimalnej (2,6 tys.).
NSZZ „Solidarność” Poczty Polskiej w czerwcu br. zwrócił się o pomoc do premiera, który wobec tej spółki Skarbu Państwa realizuje funkcje właścicielskie. Związkowcy argumentowali, że jako tzw. operator wyznaczony Poczta realizuje usługi powszechne: musi dostarczać listy pięć dni w tygodniu i utrzymywać placówki nawet w najmniejszych gminach. Nie jest więc firmą działającą wyłącznie na wolnym rynku i zasługuje na pomoc państwa.
W tej kwestii pracodawca zgadza się z pracownikami. – Spółka od wejścia do Unii Europejskiej, a nawet jeszcze wcześniej, nie dostawała od państwa żadnej formy wsparcia finansowego. Również restrukturyzacja Poczty, która miała miejsce w ostatnich latach, była finansowana wyłącznie z wypracowanych przez nią przychodów – podkreśla Justyna Siwek.
Centrum Informacyjne Rządu poinformowało nas, że Traktat UE „w sposób znaczący ogranicza możliwości angażowania się państwa w pomoc finansową” dla operatora. – Co do zasady w Unii nie ma możliwości wspierania jednego przedsiębiorcy z pominięciem zasad konkurencji. Ale nie znaczy to, że inne kraje członkowskie nie pomagają swoim pocztom. Nie są to „darmowe pieniądze”. Najczęściej państwo wykupuje u operatora pewne usługi. Na przykład we Włoszech płaci za to, że listonosze dostarczają gazety – wskazuje dr Mateusz Chołodecki, koordynator sektora usług pocztowych Centrum Studiów Antymonopolowych i Regulacyjnych UW i adiunkt Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Krzysztof Piskorski, prezes Instytutu Pocztowego, w raporcie o rynku podaje, że KE zaakceptowała ulgi podatkowe dla poczty francuskiej w latach 2018–2022 do kwoty 900 mln euro. A nie jest to jedyna pomoc dla La Poste. – Nawet przy unijnych ograniczeniach państwo polskie mogłoby dla Poczty zrobić więcej – stwierdza dr Chołodecki. – Weźmy chociażby mechanizm kompensowania operatorowi straty na usłudze powszechnej: ten, który funkcjonuje w Polsce, jest niewydolny. Moim zdaniem koszt netto powinien być w całości finansowany z budżetu państwa – dodaje.
Procedura wypłaty rekompensaty jest w Polsce tak przewlekła, że Poczta nie otrzymała jeszcze pieniędzy za 2013 r. – a chodzi o 10 mln zł, choć strata sięgnęła 110 mln zł. Instytut Pocztowy podaje, że np. rekompensata z tytułu realizacji usługi powszechnej dla Poste Italiane w 2017 r. wyniosła 262 mln euro.
Kolejne dwie osoby zatrzymane
W związku z korupcją przy przetargach dla Poczty Polskiej CBA zatrzymało prezesa gdańskiej firmy informatycznej i osobę związaną z warszawską spółką tej branży. W czerwcu zatrzymano już w tej sprawie 11 osób, w tym pięcioro pracowników Poczty, którzy już stracili pracę. Chodzi o zamówienia publiczne na ponad 30 mln zł – w zamian za co najmniej 300 tys. zł korzyści majątkowych przyjętych przez przedstawicieli Poczty.