Awokado to prawdziwy przebój. W ciągu kilku lat jego import do Europy wzrósł trzykrotnie.
Egzotyczny przysmak nie jest zbyt tani, a może jeszcze podrożeć. I to znacznie. To efekt dywagacji amerykańskiego prezydent Donalda Trumpa, który nie wyklucza zamknięcia granicy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem. Choć nie zapadły żadne decyzje, cena jednej z popularniejszych odmian wzrosła już o jedną trzecią.
Meksyk to jeden z największych producentów awokado na świecie, a USA są jednym z głównych odbiorców owocu. Zamknięcie granicy wywołałoby znaczące ograniczenie podaży. Amerykanie musieliby importować przysmak z innych państw i w ten sposób przyczyniliby się do wzrostu jego cen na całym świecie.
Awokado może więc podrożeć dokładnie w ten sam sposób, w jaki drożeje ropa naftowa w sytuacjach, gdy świat boi się o ograniczenie jej podaży z jakiegoś regionu ze względu np. na konflikt zbrojny. Ograniczenia wydobycia są lokalne, ale zmiana ceny dotyczy wszystkich rynków.
Donald Trump dwa tygodnie temu zagroził zamknięciem granicy z Meksykiem, jeśli kraj ten nie powstrzyma fali imigrantów, którzy próbują dostać się na teren USA. W kolejnych dniach wracał do tematu kilkakrotnie, łagodząc stanowisko, ale kategorycznie z zapowiedzi się nie wycofał. A to oznacza, że niepewność pozostaje. Dlatego ceny awokado i tak idą w górę.
Według danych meksykańskiego ministerstwa gospodarki na początku kwietnia cena najpopularniejszej odmiany Hass wzrosła o 34 proc. Wystarczyła sama obawa o zamknięcie granicy. Zaniepokojeni importerzy z Kalifornii znacząco zwiększyli zamówienia, aby zrobić zapasy towaru. A ponieważ wszyscy wpadli na ten pomysł w tym samym momencie, popyt na awokado drastycznie wzrósł. Meksykanie nie byli w stanie obsłużyć takiego zapotrzebowania, a importerzy zaczęli walczyć o to, aby dostawy owoców trafiły do nich, a nie do konkurencji, podnosząc oferowane ceny. W ten sposób nagły i niespodziewany wzrost popytu przełożył się na nagły i duży wzrost ceny.
Zdaniem Rolanda Fumasi, analityka z Rabobanku cytowanego przez Bloomberga, jeśli Donald Trump faktycznie zdecyduje się na zamknięcie granicy amerykańsko-meksykańskiej, wtedy owoc podrożeje dwu- a może nawet trzykrotnie.
Tak duży skok będzie możliwy, bo Amerykanie w tym roku są praktycznie skazani na import z Meksyku. Z powodu suszy w Kalifornii ich zbiory w ubiegłym roku wypadły bardzo słabo. Z kolei przestawienie całego łańcucha logistycznego na dostawy z innego źródła będzie czasochłonne i kosztowne. Jeśli jednak do tego dojdzie, wzrost cen prawdopodobnie obejmie cały świat.
Samo zamknięcie granicy nie powinno mieć wpływu na ceny awokado w Europie, w tym w Polsce, bo Meksyk eksportuje na Stary Kontynent tylko 3 proc. produkcji. Jeśli jednak Amerykanie, poszukując innych dostawców, zaczną swoimi zleceniami podbijać ceny także u innych producentów, fala wyższych cen może dotrzeć także do nas. Chociaż oczywiście w takim wariancie działoby się to ze sporym opóźnieniem.
Awokado zapracowało sobie w ostatnich latach na tytuł owocowego przeboju na wielu rynkach. Według raportu holenderskiego Centrum Promocji Importu (CBI) w 2017 r. Europa kupiła go trzykrotnie więcej niż w 2013 r., a wartość importu przekroczyła 2,5 mld dol. W 2017 r. Europejczycy zjedli łącznie 500 tys. ton przysmaku, czyli po około kilogram na obywatela. W ubiegłym roku konsumpcja wzrosła o kolejne 35 proc. i przekroczyła 650 tys. ton.
Tak duży skok spożycia to zasługa wielu porozumień pomiędzy największymi producentami zrzeszonymi w Światowej Organizacji Awokado (World Avocado Organisation ‒ WAO) z jednej strony a europejskimi sieciami detalicznymi z drugiej. Według WAO w ubiegłym roku dzięki takim porozumieniom owoc był mocno eksponowany w sieciach takich jak Tesco czy Lidl. To oczywiście przełożyło się na wzrost sprzedaży. Udało się też wpisać przysmak w ogólnoeuropejską modę na zdrową żywność.
Swoją drogą ci, którzy kupując awokado, kierują się pobudkami ekologicznymi, stawiają się w dość trudnej sytuacji. Aby zrobić miejsce na plantacje w Ameryce Południowej, od Chile aż po Meksyk są wycinane lasy. Wzrost popytu na awokado będzie więc oznaczać, że lasy będą znikać jeszcze szybciej. Dodatkowo uprawy wymagają większej niż w przypadku innych owoców ilości wody. Zaś konieczność utrzymywania stałej temperatury w transporcie między kontynentami powoduje, że przy okazji zużywa się sporo energii. A to oznacza większą emisję dwutlenku węgla do atmosfery.
Duże ogólnoeuropejskie sieci detaliczne, które są głównymi dystrybutorami awokado na naszym kontynencie, mogą nas chronić przed wyraźniejszym wzrostem cen. Umowy zawierane między sieciami a producentami mają zwykle stałą, podyktowaną przez sklepy cenę, która nie zmienia się przez dłuższy czas. Dla producentów to ryzykowne, ale w zamian dostają pewność rynku zbytu. Cenę można podnieść w momencie negocjowania przedłużenia umowy na kolejny okres, ale wtedy sieć detaliczna może „zamaskować” podwyżkę, zmniejszając wagę opakowania produktu. Cena nominalna zostaje wtedy bez zmian, chociaż w przeliczeniu na kilogram towaru idzie w górę. Jednak większość konsumentów nie robi takich przeliczeń, stojąc przed półką sklepową.
Jedynym dużym producentem awokado w Europie jest Hiszpania. Główni dostawcy tych owoców do naszych sklepów pochodzą z Peru i Chile oraz z Izraela. Według raportu holenderskiego CBI szybko rosnący popyt w Azji, głównie w Chinach i Indiach, spowoduje, że wkrótce globalny popyt będzie znacząco większy od możliwości produkcyjnych, co powinno wywołać trwały wzrost cen. Wtedy zapewne podwyżek nie da się uniknąć, niezależnie od tego, co zrobią sieci detaliczne w Europie i prezydent w Stanach Zjednoczonych.