Przy przychodach wyższych o 4 proc. zysk netto mniejszy o 85 proc., a wydobycie węgla mniejsze o 21 proc. – Tauron Polska Energia (TPE) pokazał wyniki finansowe za zeszły rok. Jego sytuacja jest dramatyczna.
W dużej mierze jest to wina ustawy prądowej, która ma zamrozić ceny energii elektrycznej na poziomie z połowy 2018 r. Choć aktów wykonawczych do niej nadal nie ma, to nasze źrodła mówią wprost – katowicką spółkę, która ledwo trzyma się na powierzchni, będzie ona kosztowała 1,5 mld zł. A z projektu rozporządzenia, którego może kiedyś się doczekamy, wynika, że Tauron może liczyć na rekompensatę jedynie w wysokości ok. 0,8 mld zł. Według naszych źródeł, by firma wciąż utrzymywała się na powierzchni, rekompensaty powinny wynieść przynajmniej 1,2 mld zł.
Spółka już przekroczyła dopuszczalne wskaźniki długu na tyle, że część obligatariuszy ma prawo do głosowania za wcześniejszym wykupem papierów.
Jak tak dalej pójdzie, to Tauron może po prostu zbankrutować. Jego wartość na przestrzeni ostatnich pięciu lat spadła o 63 proc., a w ostatnim roku o 17 proc. Teraz jest to ok. 3,3 mld zł. A to przecież Tauron buduje blok węglowy o mocy 910 MW w Jaworznie za 5,5 mld zł (0,8 mld zł dokłada PFR), na który w tym roku musi wydać 1,7 mld zł.
Na dno firmę ciągnie jeszcze segment wydobycia, czyli trzy kopalnie węgla kamiennego, które odnotowały ponad 1 mld zł straty operacyjnej za 2018 r. Na tle innych firm węglowych Tauron Wydobycie wypadł fatalnie. Największa spółka węglowa, Polska Grupa Górnicza, miała 0,5 mld zł zysku.
Kłopoty Tauronu Wydobycie to w dużej mierze efekt ratowania przed zamknięciem kopalni Brzeszcze w rodzinnym mieście wicepremier Beaty Szydło. Brzeszcze dziękują dziś na pewno za głosowanie za ustawą prądową.
W branży słychać, że Tauron analizuje kilka scenariuszy, jak połknąć tę żabę. Najprościej byłoby tę kopalnię komuś oddać. Tyle że nikt jej nie chce. Zamknięcie w roku wyborczym nie wchodzi w grę, zwłaszcza że zostały w nią wpompowane grube miliony (przejmując ją ze Spółki Restrukturyzacji Kopalń, Tauron zapłacił 130 mln zł za zwrot pomocy publicznej, zaplanował też ponad 200 mln zł inwestycji w ten zakład). Jednym z pomysłów jest dokapitalizowanie Tauronu Wydobycie tak, aby jakiś inwestor objął 51 proc. akcji spółki. Doraźnie Tauron chciałby się pozbyć na rzecz PGNiG 50 proc. udziałów we wspólnym projekcie Elektrociepłownia Stalowa Wola, co dałoby 0,35 mld zł.
Ale przynajmniej o jedno Tauron może być spokojny – minister energii Krzysztof Tchórzewski na pewno nie zmusi go do zaangażowania się w elektromobilność. Czyli w budowę polskiej fabryki aut elektrycznych, na którą trzeba zebrać ponad 4 mld zł (Electromobility Poland mówi o 2 mld zł, ale oni mówią różne rzeczy). Bycie prawie bankrutem ma też inne plusy – w przeciwieństwie do innych koncernów energetycznych Tauron nie był angażowany w dokapitalizowanie Polskiej Grupy Górniczej, nie ratował Polimexu-Mostostal. A że po uratowaniu Brzeszcz musi importować węgiel do swoich elektrowni, to zupełnie inna sprawa.
To wszystko oznacza jednak, że skoro Tauron nie może, to inni będą musieli wydawać więcej. Łatwo nie będzie. Do zrzutki na elektromobilność brakuje chętnych, bo „nie” mówią PGE, Jastrzębska Spółka Węglowa czy KGHM. Pierwsza z tych firm ćwiczy chyba asertywność, bo oczekiwanego 1,5 mld zł do budowy bloku węglowego 1000 MW w Ostrołęce Energi i Enei też dorzucić nie chce. A przecież cała energetyka jest zaangażowana w inwestycje w bloki węglowe, na horyzoncie są też morskie farmy wiatrowe i marzenie pana ministra, czyli elektrownia atomowa. A na to trzeba setek miliardów złotych. Na razie nie realizuje się marzenie premiera Mateusza Morawieckiego o narodowym czempionie energetycznym tudzież duopolu i na rynku wciąż pozostają cztery koncerny kontrolowane przez Skarb Państwa, niemniej sytuacja naprawdę jest trudna. Dobrze by było, gdyby resort energii brał to pod uwagę, próbując ręcznie sterować cenami prądu.