Tak źle jeszcze nie było. Realnie mniej niż jedna oferta wpływa średnio w polskich przetargach. Oznacza to nie tylko brak konkurencji, lecz często również konieczność unieważniania postępowań.
ikona lupy />
DGP
Od wielu lat Polska jest w ogonie Unii Europejskiej, jeśli chodzi o konkurencyjność na rynku zamówień publicznych. Już raport Komisji Europejskiej za lata 2006–2010 pokazał, że zajmujemy trzecie miejsce od końca pod względem średniej liczby ofert składanych w przetargu. Wówczas było to jednak aż 3,1 oferty (przy średniej europejskiej wynoszącej 5,1 oferty). Dane za ostatni rok pokazują, że konkurencyjność w Polsce spadła do najniższego poziomu w historii. Przy zamówieniach poniżej progów unijnych (tylko te dane są publikowane w Biuletynie Zamówień Publicznych) w 2018 r. składano średnio w przetargu 2,19 oferty. To jednak nie koniec. Po odliczeniu średniej liczby odrzucanych ofert okazuje się bowiem, że przeciętnie na jeden polski przetarg przypadało zaledwie 0,8 oferty. Oznacza to, że w zasadzie na polskim rynku trudno mówić o konkurencji. W postępowaniach powyżej progów unijnych sytuacja jest tylko minimalnie lepsza. W 2017 r. średnio składano w nich 2,23 oferty.

Zapaść w budowlance

Najbardziej pogorszyła się sytuacja na rynku zamówień budowlanych. To o nie dotychczas najbardziej rywalizowali przedsiębiorcy. Jeszcze w 2016 r. na jeden taki przetarg przypadało przeciętnie 4,32 oferty. W ubiegłym roku już tylko 2,41 oferty.
– Powód jest oczywisty – wykonawcy boją się zawierać kontrakty, które mogą przynosić straty. Jeśli kosztorysy są sporządzane na dwa lata przed wyborem oferty, a koszty potrafią wzrosnąć o kilkadziesiąt procent, to mało kto jest gotów podjąć takie ryzyko. A gdy już podejmie, to potem okazuje się często, że woli zejść z placu budowy, ryzykując nawet zapłatę kar umownych, bo są one niższe od przewidywanych strat – mówi Łukasz Bernatowicz, ekspert do spraw zamówień publicznych Business Centre Club.
– Obawiam się jeszcze większego spadku zainteresowania ze strony firm budowlanych, a to może oznaczać problem z wykorzystaniem przysługujących Polsce funduszy europejskich. Już dzisiaj coraz więcej przetargów jest unieważnianych z powodu braku choćby jednej ważnej oferty – dodaje.
Eksperci są zgodni – jedynym sposobem na poprawę sytuacji w budownictwie jest wprowadzenie obowiązkowych klauzul waloryzacyjnych. Projekt nowej ustawy – Prawo zamówień publicznych przewiduje taki mechanizm przy kontraktach na roboty budowlane i usługi trwające dłużej niż 12 miesięcy. Ustawa pozostawi jednak zamawiającym swobodę określenia zasad waloryzacji.
– Niestety boję się, że to nie zadziała. W tym przypadku jestem zwolennikiem ustawowego określenia sposobu waloryzacji, a nie pozostawiania tego w rękach zamawiających. Sądzę bowiem, że reguły zmian cen nie tylko będą różne w różnych przetargach, ale przede wszystkim mogą być nieostre i pozostawiać zbyt duży margines niepewności – ocenia Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Za duży formalizm

Najmniejsza konkurencyjność od lat jest w przetargach na dostawy. W 2018 r. w jednym takim postępowaniu składano średnio 2,04 oferty (w 2017 r. było to 2,11 oferty). To o tyle zastanawiające, że zamówienia na dostawy są uznawane za najprostsze.
– Paradoksalnie to właśnie zniechęca przedsiębiorców. Choć formalności są mniejsze niż np. w branży budowlanej, to jednocześnie dużo większe niż przy dostawach dla odbiorców prywatnych. Czas, energia i koszty związane ze startem w publicznym przetargu, przy stosunkowo niskiej marży, odstraszają wykonawców – zauważa dr Włodzimierz Dzierżanowski, prezes Grupy Doradczej Sienna.
Zwraca uwagę choćby na wymóg sporządzenia pisemnego kontraktu, co dla handlowca oznacza nie tylko konieczność jazdy często na drugi koniec kraju, ale również uzyskiwanie stosownych pełnomocnictw czy innych formalności. Na rynku prywatnym wystarczy zwykły e-mail.
– Dlatego mam wątpliwości, czy nowa ustawa zdoła przekonać przedsiębiorców do startu w przetargach. I nie chodzi mi nawet o jej zawartość, bo pewnie poszczególne przepisy rzeczywiście znoszą czy zmniejszają bariery biurokratyczne. Już jednak sama jej objętość, czyli te bez mała 700 przepisów, skutecznie zniechęca do wgryzania się w te regulacje – mówi dr Włodzimierz Dzierżanowski.
W przetargu na usługi w poprzednim roku składano przeciętnie 2,31 oferty (rok wcześniej 2,44 oferty). Eksperci zwracają uwagę, że tu niechęć wykonawców często wynika wprost z zasad narzuconych przez zamawiających.
– W przypadku branży takiej jak sprzątanie trudno jest rywalizować kosztami pracy, bo płacę minimalną określają przepisy. Jeśli więc zamawiający na sztywno określa, ilu pracowników ma realizować usługę, to pole do rywalizacji jest mocno zawężone. Dlatego maszyny stoją w magazynach, a ludzie zmywają podłogi ścierką. Gdyby zaś poprzestano na wymaganiu efektu w postaci określonego standardu czystości, to przedsiębiorcy mogliby zaoferować nowoczesne metody sprzątania, oszczędzając na kosztach pracowniczych – ubolewa Marek Kowalski.
Choć problem z niewielkim zainteresowaniem polskim rynkiem zamówień publicznych znany jest od lat, to na razie nie zdołano znaleźć sposobu na odwrócenie tego niepokojącego trendu. Nowa ustawa, którą zgodnie z założeniami Sejm ma przyjąć przed końcem kadencji, przewiduje wiele uproszczeń, ale eksperci powątpiewają w to, by mogły one zachęcić przedsiębiorców do startu w publicznych przetargach.
Prawdopodobnie problem leży nie tylko w przepisach, lecz także w pokutującym w biznesie przekonaniu, że trudno skutecznie walczyć o zamówienie. Urząd Zamówień Publicznych próbuje zidentyfikować realne powody niechęci przedsiębiorców, dlatego przygotował dla nich specjalną ankietę. Na stronie: Uzp.gov.pl mogą oni wskazać przyczyny, które odstraszają ich od próby wejścia na ten rynek. Wyniki badania mogą w przyszłości pomóc w zmianie prawa czy też przygotowaniu wzorcowych dokumentów bardziej odpowiadających zapotrzebowaniu firm.
Ruszyły platformy do e-fakturowania
Od 18 kwietnia 2019 r. zgodnie z przepisami ustawy o elektronicznym fakturowaniu w zamówieniach publicznych, koncesjach na roboty budowlane lub usługi oraz partnerstwie publiczno-prywatnym (Dz.U. z 2018 r. poz. 2191 ze zm.) zamawiający będą mieli obowiązek przyjmować ustrukturyzowane faktury elektroniczne od wykonawców realizujących zamówienia publiczne. Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii właśnie uruchomiło bezpłatną Platformę Elektronicznego Fakturowania, która pozwoli na wystawianie i przyjmowanie takich faktur. Zarówno wykonawcy, jak i zamawiający mogą skorzystać z jednego z dwóch rozwiązań oferowanych przez współpracujących z resortem brokerów: firmę Infinite IT Solutions oraz konsorcjum PEFexpert. Wybór pomiędzy tymi dwiema usługami zależy wyłącznie od zainteresowanych. Obydwie posiadają takie same funkcjonalności, różnią się natomiast wyglądem aplikacji. Więcej informacji można znaleźć na stronie: Efaktura.gov.pl.