Mateusz Morawiecki zapowiedział, że realizacja wyborczych obietnic może oznaczać zwiększenie deficytu sektora finansów publicznych do 3 proc. PKB
W sobotę na dobre ruszyła kampania. Swoje konwencje miały PiS, Wiosna Roberta Biedronia i Platforma Obywatelska, która zatwierdzała listy wyborcze. Wszyscy licytują wysoko. Na razie nikt nie zaprząta sobie głowy odpowiedzią na pytanie, skąd wziąć na to wszystko pieniądze.
Wiele wskazuje, że rywalizujące o władzę ugrupowania liczą na utrzymanie dobrej koniunktury w 2020 r. I na to, że wzrost deficytu załatwi sprawę zmieszczenia zapowiedzi w planie wydatkowym. Taki sposób myślenia zaprezentował podczas jednego z weekendowych wystąpień premier Mateusz Morawiecki. – Zdecydowaliśmy się na zwiększenie deficytu budżetowego do 2, może nawet 3 proc. PKB. Będziemy się starali, żeby było poniżej 3 proc., bo takie są reguły Unii Europejskiej, a my jesteśmy dobrym krajem członkowskim i z tym sercem na dłoni daliśmy wszystko, co na ten moment jest możliwe. Przez programy uszczelnienia podatków, wygrane bitwy w Ministerstwie Finansów z mafiami VAT-owskimi, przestępcami podatkowymi – mówił w sobotę w Strzelinie szef rządu.