Tempo zmian społecznych jest ogromne i trzeba wymyślić mechanizmy łagodzące ich negatywne skutki. Zazwyczaj jako remedium proponuje się szczodrą politykę socjalną, a ostatnio coraz częściej mówi się o wprowadzeniu dochodu podstawowego. To jest jednak myślenie starymi kategoriami, które generuje masę problemów - mówi w wywiadzie dla DGP Max Borders.
/>
„Społeczna osobliwość”? Cóż to za osobliwy termin?
To nawiązanie do pojęcia „technologicznej osobliwości” (hipotetyczny punkt w rozwoju cywilizacji, gdy postęp techniczny stanie się tak szybki, że ludzkie przewidywania staną się nieaktualne – red.), które rozwinął w 1993 r. pisarz SF Vernor Vinge i które dzisiaj promowane jest m.in. przez słynnego wynalazcę Raya Kurzweila.
To niewiele wyjaśnia.
Chwileczkę. Słynne technologiczne prawo Moore’a głosi, że siła obliczeniowa komputerów, wyrażona liczbą tranzystorów, podwaja się co 18 miesięcy. Wielu myślicieli zauważa, że ten niezwykle szybki rozwój nowych technologii daje realne podstawy, by sądzić, że maszyny będą już wkrótce pod każdym względem mądrzejsze od ludzi, których w końcu zastąpią. Przed tym uratować nas może „społeczna osobliwość”. To proces paralelny, polegający na tym, że gdy ludzkie społeczeństwa stają się w miarę rozwoju nowych technologii coraz bardziej złożone, samoczynnie dokonują reorganizacji swojej struktury. Dążą do odrzucenia tradycyjnie rozumianej hierarchii na rzecz współpracy sieciowej, równoległej, można powiedzieć, że na rzecz powszechnej decentralizacji stosunków międzyludzkich. Dzięki temu wykształca się coś, co stanowi przeciwwagę dla rosnącej inteligencji maszyn – ludzka inteligencja kolektywna. To właśnie dlatego ta sztuczna nie jest taka straszna i w ostatecznym rozrachunku będzie nam służyć.
Wciąż brzmi to bardzo enigmatycznie. Proszę mi to wytłumaczyć jak prostaczkowi.
Uber. Proszę dostrzec istotę jego działania: mobilizuje zwykłych ludzi do samodzielnego i spontanicznego podjęcia się aktywności dotąd obsługiwanej przez stary porządek hierarchiczny uosabiany przez ustawowo chronione kartele taksówkowe. Uber to tylko jeden z przykładów procesów wykorzystania zbiorowej wiedzy. Ludzie łączą się w poziomą niehierarchiczną sieć i dzięki temu uzyskują nowe „zdolności” i uwalniają swój dotąd skrywany kapitał. Jeśli chodzi o skalę i znaczenie, można to porównać np. do prasy drukarskiej niszczącej monopol skrybów.
Ale Uber to wciąż przecież klasyczna scentralizowana korporacja z kwaterą główną i hierarchią zarządzania. Również zatem przynależy do starego porządku, czyż nie?
Tylko częściowo. Chodzi o rodzaj myślenia, którego Uber jest emanacją. Decentralizacja, swoboda, bezpośredniość transakcji. Podobnie działają kryptowaluty czy blockchain w ogóle. Może i nie spełniły jeszcze oczekiwań entuzjastów i nie zburzyły obecnego systemu pieniężnego, ale mają potencjał przyczynić się nie tylko do dalszej decentralizacji, lecz do zmiany sposobu, w jaki ludzie traktują się wzajemnie. W wyniku sieciowej samoorganizacji ludzie będą sobie życzliwsi, będą o siebie lepiej dbać, chętniej się stowarzyszać. Uber i podobne rozwiązania to tylko nieśmiałe początki wielkiej zmiany. I jest to dobra wiadomość zwłaszcza dla ludzi najuboższych.
Gdy społeczna osobliwość stanie się faktem, zmniejszą się nierówności?
Z całą pewnością. W obecnym systemie sposób wykorzystania ludzkich talentów i umiejętności jest tak ustrukturyzowany, że dużą część ich produktu przejmuje relatywnie niewielka grupa właścicieli kapitału. Jest tak, bo oni ponoszą największe ryzyko swoich przedsięwzięć. Tak działa przedsiębiorstwo opisane w słynnym eseju Ronalda Coase „Natura firmy” z 1937 r. Ale ta perspektywa się już dezaktualizuje. W systemie, który nadchodzi, w związku z cechującym go brakiem hierarchii, a więc z brakiem dyrektorów, ministrów i premierów, oraz w związku z jego rozproszeniem ryzyko jest dystrybuowane szerzej, ale również potencjalne korzyści z jego podjęcia dotyczą szerszej grupy ludzi. Są równiej i w pewnym sensie sprawiedliwiej dzielone.
Jak daleko idąca jest ta równość?
Na pewno nie jest absolutna. Nierówność w każdym aspekcie rzeczywistości jest czymś, czego nie sposób całkiem wyrugować. Może jednak być bardziej lub mniej naturalna. Nasz obecny system sprawia, że nierówności są nienaturalne. Powiem obrazowo: spójrzmy na potężne drzewo mahoniowca rosnące w lesie równikowym. Mimo że zagarnia ono największe zasoby wody z okolicy, wokół niego rozkwitają bujnie inne, mniej spektakularne rośliny. Gdyby las równikowy przypominał obecną gospodarkę i system polityczny, rośliny wokół mahoniowca usychałyby. Społeczna osobliwość tworzy system przypominający działanie natury. Firmy w nim funkcjonujące nie przypominają już czyjegoś planowego projektu, lecz żywe organizmy. Jest mniej pasożytnictwa, więcej symbiozy. Istnieje już nawet teoria działania takich nowych samozarządzających się firm – którą można wykorzystywać do modernizowania starych – rozwija ją zresztą mój przyjaciel Brian Robertson. To holokracja, czyli system pracy, w którym nie ma podziału na menadżerów i pracowników.
Spłaszczanie zarządzania firmą to znana tendencja. Co w tym niezwykłego?
Te procesy idą głębiej. Zna pan firmę Morning Star? To założona w 1970 r. kalifornijska firma przetwarzająca pomidory z całkowicie samoorganizującą się, płaską, niehierarchiczną strukturą. Takich firm przybywa dzisiaj wśród technologicznych start-upów. Nowe formy społecznej współpracy znajdują obecnie najlepszy grunt pod rozwój właśnie w sieci, zwłaszcza w chmurze. Powstają nowe chronione kryptograficznie formy relacji zastępujące stare utarte rozwiązania.
Czy w płaskim, zderegulowanym świecie jest w ogóle miejsce dla prawdziwej, rewolucyjnej przedsiębiorczości? Jeśli wszystko, łącznie z ryzykiem i zyskami, jest rozproszone, to co, jeśli nie ponadprzeciętny zysk, będzie stanowić bodziec do działania dla przedsiębiorców?
To, że podział bogactwa będzie mniej nierówny niż dzisiaj, nie oznacza, że nie będzie wcale ludzi bardzo bogatych. Więcej! W realiach społecznej osobliwości ludzkie talenty i inicjatywa będą adekwatnie nagradzane. Wyobraź sobie, że wpadasz w swojej korporacji na pomysł usprawnienia, które mocno ogranicza jej koszty, zasługę jednak przypisuje sobie twój szef i to on dostaje awans i podwyżkę. W systemie opartym na wzajemnej sieciowej weryfikacji taka sytuacja będzie nieprawdopodobna. Co więcej, zniknie tradycyjny podział na pracowników i kapitalistów. Każdy element organizacji nie tylko otrzyma prawo do bycia przedsiębiorcą, ale faktycznie nim będzie.
To brzmi z kolei utopijnie. Istnieje grupa ludzi wykonujących proste zadania, bez kwalifikacji i bez inicjatywy przedsiębiorczej. Wystarczy technologiczna zmiana organizacji społecznej, żeby stali się przedsiębiorcami?
Mówiąc o przyszłości, nie możemy traktować statycznie struktury sektorów w gospodarce. U progu XIX w. zastanawiano się, co będzie, gdy w wyniku uprzemysłowienia znikną miejsca pracy w rolnictwie. W drugiej połowie XX w. obserwujemy z kolei przemieszczanie się siły roboczej z przemysłu do usług. Gospodarka w świecie społecznej osobliwości przenosi sposób świadczenia tych usług na inny poziom, a samą produkcję zostawia przede wszystkim w rękach maszyn.
Większość topowych ekonomistów przestrzega, że nowe technologie wymagają szybkiego dostosowania się siły roboczej i nie zawsze wszyscy pracownicy za nimi nadążają. Zostają więc w tyle i cierpią niedostatek. Nie obawia się pan tego okresu przejściowego?
Zaskoczę pana, ale uważam te obawy za uzasadnione.
Czuję się zaskoczony i zamieniam się w słuch.
Tempo zmian jest rzeczywiście wysokie i trzeba wymyślić mechanizmy łagodzące ich negatywne skutki. Zazwyczaj jako remedium proponuje się szczodrą politykę socjalną, a ostatnio coraz częściej mówi się o wprowadzeniu dochodu podstawowego. To jest jednak myślenie starymi kategoriami, które generuje masę problemów. Daje np. bodźce do wyłudzania świadczeń albo wymaga potężnych transferów fiskalnych. Rozwiązanie problemów generowanych przez nowe technologie samo powinno być innowacyjne. Potrzeba tu wielu eksperymentów. Myślę, że możliwe jest np. wprowadzenie rozwiązania ekwiwalentnego do dochodu podstawowego opartego na technologii blockchain. Sam nad tym zresztą pracuję w Social Evolution. Projekt nazywa się DISCs i jest skrótem od Distributed Income Support Cooperatives (Spółdzielnie Wsparcia Dystrybucji Dochodu). To swego rodzaju awaryjne ubezpieczenie, które oferują sobie wszyscy członkowie danej spółdzielni. Nie ma tu polityków, instytucji centralnej, jest tylko system działania, w ramach którego członkowie pozwalają innym na korzystanie z wydzielonej porcji własnego dochodu, gdy zachodzi potrzeba. Każdy jest odpowiedzialny przed wszystkimi innymi i system działa tak, że daje wszystkie możliwe bodźce do etycznych zachowań. Takich spółdzielni służących konkretnym celom, nie tylko działalności ubezpieczeniowej, ale np. pożyczkowej, może być wiele. Nie muszą być zorganizowane w jednej strukturze i odgórnie koordynowane.
Powtórzę się: to wszystko bardzo niejasne.
Bo na poziomie technologicznym te rozwiązania są skomplikowane, ale na poziomie ich istoty to właściwie powtórka z historii. W XIX w. i na początku XX w., zanim powstało państwo opiekuńcze, kwitła spółdzielczość, ludzie przejmowali się wzajemnie swoim losem i w sposób zorganizowany, dobrowolny i oddolny pomagali sobie. Nowe technologie mogą znów obudzić w społeczeństwie ducha współpracy, jednocześnie dając im skuteczniejsze narzędzia.
Mówiąc szczerze, gdzie nie spojrzeć, widać raczej instytucje kolosy, korporacje kolosy, rządy kolosy, a więc scentralizowane i hierarchiczne organizmy. Naprawdę mamy wierzyć, że stary porządek ma się ku upadkowi?
To nie dzieje się z dnia na dzień. Nasze życie wciąż zależne jest od hierarchicznych struktur. Media, pieniądz, polityka społeczna – to wszystko zarządzane jest przez wielkie scentralizwane instytucje. Co więcej, duże korporacje i duże rządy wchodzą ze sobą w zmowę i zależy im na utrzymaniu takiego status quo.
Coraz większe rządy i coraz większe korporacje...
Tak, rosną one w siłę, ale ta siła jest pozorna. Coraz bowiem mniejszy jest koszt opuszczenia systemu. Spadły koszty podróży, możesz wybierać te kraje, których prawo najbardziej ci odpowiada. Nie podoba ci się dana korporacja, korzystaj z produktów innej albo z alternatywnych rozwiązań, które właśnie wymyślił jakiś start-up. Te trendy wymuszą także ewolucję w starych strukturach. Nie zniszczą ich, ale doprowadzą do rozluźnienia sztywnych hierarchii, wprowadzenia większej „lokalności” w podejmowanie decyzji, rozczłonkowania władzy.
A może państwa zaczną w końcu po prostu znikać, rozpływać się w tej nowej strukturze?
Tak śmiałej tezy bym nie postawił. Społeczna osobliwość oznacza, że nie będzie ani anarchii, ani czystej państwowości. Będzie coś, co można nazwać heterarchią, systemem łączącym w sobie elementy anarchicznej samoorganizacji i uporządkowania hierarchicznego. W tym świecie będzie więcej centrów decyzyjnych, stolice państwowe przestaną mieć tak duże znaczenie. Państwa będą jednak istnieć, by realizować funkcję ochronno-obronną. Będą bardziej strażnikami, niż drapieżnikami. W miarę postępowania decentralizacji maleć będzie poparcie dla takich agresywnych działań państwa, jak np. interwencje zagraniczne.
I spadnie zainteresowanie wielką polityką, która teraz rozgrzewa masy?
Myślę, że polityka przestanie tak bardzo dzielić ludzi, jak dzieje się to teraz. Dzisiaj przyjmuje się, że polityka jest grą o sumie zerowej: to walka o władzę w hierarchicznej strukturze, ktoś zawsze musi władzę stracić, żeby ktoś inny ją zdobył. Im ta władza będzie miała mniejszy zakres w miarę rozrastania się struktur zdecentralizowanych, tym mniej będzie rozpalać wyobraźnię. Nawet ta władza państwowa, która pozostanie, ulegnie przeobrażeniu, będzie wybierana i realizowana innymi środkami, mniej arbitralnymi, a zatem pozostawiającymi mniej miejsca na intrygi i mniej przestrzeni działania dla samców alfa tłumiących dyskusję i uciekających się do argumentów siły. Wierzę, że społeczna osobliwość oznacza odrodzenie poczucia misji i poświęcenia dla innych.
I znowu malujemy utopię. Zdaje mi się, że nie docenia pan siły starego systemu. On trwa nie tylko ze względu na inercję. Jest też sprawczy i kreatywny. Może celowo tłumić te procesy, które w panu budzą tyle nadziei. Zakazywanie Ubera, obrzydzanie ludziom kryptowalut, cenzura internetu to tylko przykłady tego rodzaju interwencji. Nie obawia się pan, że to nie państwo podda się nowym technologiom, lecz one państwu?
Cóż, wydaje się niemal pewne, że między starym a nowym porządkiem będą występować napięcia. Przewagą struktur hierarchicznych jest zdolność do podejmowania szybkich decyzji i ich realizowania oraz to, że mają monopol na przemoc fizyczną. Ostatecznym argumentem rządu zawsze może być proch i cela. Wyłanianie się świata opartego na współpracy i samoorganizacji przypomina przeciąganie liny, trochę w tę, a trochę w przeciwną stronę. Z czasem starym strukturom będzie coraz trudniej, bo nowe będą coraz sprytniejsze. Już teraz przecież powstaje Dark Web, równoległy, niezależny od państwa internet, nieoparty na tradycyjnym systemie domen i centralnych operatorów, coś zupełnie innego od tego, co dzisiaj uważamy za internet. Jeśli więc czytają tę rozmowę jacyś politycy z zapędami totalitarnymi, to ostatni dzwonek na radykalne działania.
/>
Na przykład na zamknięcie pana w więzieniu?
Na przykład (śmiech). Chociaż w czarnym scenariuszu, którego nie można całkiem odrzucić, nowe technologie, zamiast wywołać społeczną osobliwość, pomogą państwu i korporacjom w zbudowaniu rzeczywistości rodem z dystopii Orwella i Huxleya. Wtedy nie będzie potrzeba więzień, bo będziemy święcie przekonani, że wszystko gra.
Wierzy pan w postęp moralny człowieka dzięki technologiom – tak jak transhumaniści?
Natura ludzka jest raczej stała. Biologicznie nie różnimy się aż tak bardzo od człowieka, który dopiero co opuścił jaskinię. Dzięki nowym technologiom nasz potencjał jako ludzi może być jednak coraz lepiej wykorzystywany do poprawy funkcjonowania społeczeństwa.
Idźmy więc w futurologię na całego. Kiedy owa tajemnicza społeczna osobliwość przestanie być już tylko prognozą, a zacznie być rzeczywistością?
Myślę, że system taki może wyewoluować do istotnych rozmiarów w ciągu 30 lat. Może i jestem zbytnim optymistą, ale w tym optymizmie utwierdzają mnie moje własne doświadczenia. Świat zaskakuje tempem zmian, których nikt nie przewidział. W czasach zimnej wojny, gdy byłem dzieckiem, nikt nie śmiałby myśleć nawet, że obywatel USA i Polski może bez kontroli, pośredników i wścibskich słuchaczy, np. w postaci oficerów wywiadu, jak my teraz dzięki tej zaszyfrowanej wideokonferencji, ze sobą rozmawiać. I to właściwie za darmo.