Obecną kotwicę budżetową w wysokości 30 mld zł może zastąpić kotwica wydatkowa. Wprowadzenie nowej kotwicy oznaczałoby, że wydatki budżetu nie będą mogły wzrosnąć ponad określony przez rząd limit. Poziom deficytu co roku byłby więc inny.
Ministerstwo Finansów wspólnie z Międzynarodowym Funduszem Walutowym przygotowuje projekcję budżetu zadaniowego w perspektywie czteroletniej z kotwicą wydatkową. Na razie nie ma decyzji, czy będzie to 2 czy 4 proc. możliwego wzrostu wydatków rocznie - poinformował Zbigniew Chlebowski, przewodniczący klubu parlamentarnego PO i szef Komisji Finansów Publicznych, podczas spotkania w BCC.
Niewątpliwie obecna kotwica, zgodnie z którą deficyt budżetu nie może przekroczyć 30 mld zł rocznie - w ocenie ekspertów - nie jest kotwicą gwarantującą zmniejszenie długu publicznego. Przeciwnie, jej utrzymanie oznacza wzrost zadłużenia budżetu. Eksperci twierdzą jednak, że rezygnacja z obecnej kotwicy i zastąpienie jej kotwicą wydatkową na poziomie 2-4 proc. rocznie niekoniecznie spowodowałoby obniżenie deficytu. Realizacja tego celu zależy m.in. od tego, jak realizowane byłyby dochody. Jeśli weźmiemy pod uwagę możliwe osłabienie wzrostu gospodarczego w Polsce, to dochody podatkowe np. z VAT (największe źródło dochodów w budżecie) mogą być niższe.
Przypomnijmy, że deficyt to różnica między dochodami a wydatkami. Deficyt budżetu jest większy zarówno w sytuacji, gdy dochody maleją, a wydatki nie rosną, jak i wtedy, gdy wydatki rosną, a dochody pozostają mniej więcej na tym samym poziomie. Jeśli zatem dochody z podatków byłyby niższe, to nawet przy ograniczeniu wydatków deficyt nie maleje.
Dochody podatkowe mogą spaść co najmniej z trzech powodów. Po pierwsze, spowolnienie gospodarcze może wpłynąć na dochody z VAT. Po drugie, w nowelizacji ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, która weszła w życie 1 stycznia 2007 r., określono, że od 2009 roku zostaną obniżone stawki PIT do 18 i 32 proc. Jak podkreślają eksperci, w pierwszym okresie obowiązywania nowych stawek dochody budżetu będą na pewno niższe. Po trzecie, na dochody budżetu może mieć wpływ również ulga na dzieci. Co prawda w dużej części zostanie ona skonsumowana w obecnym roku, jednak jej skutki odczuwalne będą również w latach kolejnych. Ponadto niewykluczone, że rząd zdecyduje się na wprowadzenie innych zmian podatkowych, które mogą mieć wpływ na obniżenie dochodów budżetu.
Eksperci zwracają uwagę, że Zbigniew Chlebowski, zapowiadając wprowadzenie kotwicy wydatkowej, nie określił, czy taka kotwica miałaby zostać nałożona na wszystkie grupy wydatków, w tym inwestycyjne.
Nałożenie kotwicy na wszystkie wydatki oznaczałoby, że rząd chce ograniczać wydatki np. na drogi czy nowe technologie, co wydaje się mało zasadne.
Wcześniej ograniczanie wydatków zapowiadał minister finansów Jacek Rostowski.
- Strategia rządu zakłada obniżenie deficytu sektora finansów publicznych do 1 proc. PKB w 2011 roku - mówił minister Rostowski.
Orędownikiem ograniczania wydatków jest też Stanisław Gomułka, wiceminister finansów.
- Chodzi o to, żeby wzrost wydatków był wyraźnie niższy niż wzrost dochodów - stwierdził w wywiadzie dla GP.
OPINIE
KATARZYNA KUNIEWICZ
Katedra Finansów Publicznych Katolicki Uniwersytet Lubelski
Biorąc pod uwagę określone w budżecie dochody, wprowadzenie limitu wzrostu wydatków na poziomie 2-4 proc. rocznie oznacza, że wielkość deficytu w każdym roku może być inna. Jeśli realizacja dochodów będzie zgodna z założeniami, deficyt może być mniejszy. Jeżeli jednak będzie niższa od zakładanej, deficyt może być większy.
Ponadto nie można racjonalnie ocenić skutków ograniczenia wzrostu wydatków budżetu do poziomu 2-4 proc. rocznie, jeśli nie wskażemy, które grupy wydatków nie będą mogły wzrosnąć. Nie znamy również przyczyn określenia limitu na tym poziomie. Należałoby najpierw określić, które wydatki nie mogą wzrosnąć ponad ustalony limit i czy pewne grupy wydatków mogą zostać z niego wyłączone.
Założenie kotwicy na wszystkie wydatki: bieżące oraz inwestycyjne, wydaje się mało racjonalne, chyba że jest to kotwica wynikająca z obsługi ewentualnego długu, który powstaje przy inwestowaniu. Kotwica wynikałaby wtedy z możliwości sfinansowania zadłużenia i byłaby racjonalna. Jeśli jednak państwo ma większe możliwości spłaty zadłużenia, to ograniczanie wydatków na inwestycje na poziomie 2-4 proc. nie znajduje uzasadnienia.
PIOTR KALISZ
ekonomista Citi Handlowego
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że propozycja idzie w dobrym kierunku. Nie znamy jednak szczegółów, nie wiemy, czy ograniczenie wzrostu dotyczyłoby wszystkich rodzajów wydatków.
Ideałem byłoby jednak wprowadzenie kotwicy na wydatki budżetu państwa z jednoczesnym utrzymaniem kotwicy budżetowej. W takiej sytuacji nawet w przypadku spowolnienia gospodarczego, a zatem gdy spadają dochody i wydatki, udałoby się utrzymywać deficyt na niskim poziomie. W przeciwnym razie wydatki wzrosłyby o te mniej niż 2 proc. realnie, ale gdyby dochody spadły jeszcze bardziej, to zwiększałoby to deficyt.
Dlatego najlepiej połączyć oba te rozwiązania. Gdyby trzeba było wybrać jedno z nich, to moim zdaniem kotwica wydatkowa jest lepszym wyjściem, ponieważ jest skuteczniejsza, szczególnie w okresie szybkiego wzrostu, a Polska w najbliższych latach będzie się rozwijać w szybkim tempie.
Z drugiej strony kotwica wydatkowa pozwoliłaby na ograniczenie długu publicznego - jeżeli wydatki rosłyby dosyć wolno, łatwiej jest osiągnąć niski deficyt, co zmniejsza potrzebę zadłużania.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama