Tylko kryzys może uzdrowić sytuację na rynku. Tym bardziej, że rząd pozostaje na nią obojętny,].
O niezwykle trudnej sytua cji budowlanki i proponowanych receptach na jej uzdrowienie mówili wczoraj eksperci firmy Deloitte, którzy ujawnili najnowszy raport w tej sprawie. Potwierdzili, że paradoksalnie obserwowany w Polsce boom budowlany nie sprzyja poprawie rentowności. Wręcz przeciwnie – pogrąża generalnych wykonawców.
– To przede wszystkim skutek rosnących kosztów pracy i materiałów budowlanych. W przyszłość z największym niepokojem patrzą spółki realizujące projekty infrastrukturalne, które zleca strona publiczna, jak Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad czy PKP Polskie Linie Kolejowe – mówi Maciej Krasoń z firmy Deloitte.
Firma pokazała, że ceny materiałów w ciągu ostatnich dwóch lat wzrosły drastycznie. Przykłady: asfalt podrożał o 72 proc., stal zbrojeniowa o 63 proc., a beton o 24 proc. W efekcie największe problemy pojawiają się wtedy, kiedy firmy wygrywały przetargi trzy, cztery lata temu. Od wyceny oferty do zakończenia kontraktu mija nawet pięć lub sześć lat.
– Strona publiczna mówi nam, że powinniśmy przewidzieć taką sytuację. To jednak nierealne. Co ciekawe, zamawiający też nie wziął pod uwagę, że ceny mogą tak bardzo się zwiększyć. Widać to przy otwieraniu ofert, które nawet o 100 proc. przewyższają kosztorysy usługobiorców – mówił w trakcie prezentacji raportu Mirosław Józefczuk z zarządu Warbudu, dodając, że sytuację firm budowlanych poprawiłby kryzys, czyli spadek zleceń w infrastrukturze. W ślad za nim nastąpiłby bowiem spadek cen materiałów, przez co prowadzone już kontrakty stałyby się bardziej opłacalne. Do takiej sytuacji doszło w 2013 r., przy równie kłopotliwym boomie budowlanym przed Euro 2012.
Eksperci firmy Deloitte podkreślają, że do poprawy sytuacji firm budowlanych mógłby przyczynić się rząd. Wystarczyłoby, gdyby w kontraktach zlecanych przez sektor publiczny wprowadził realną indeksację. Obecne mechanizmy waloryzacyjne nie rekompensują wzrostów cen materiałów i robocizny. – Realną waloryzację wprowadziła już większość krajów Europy Zachodniej – mówi Wojciech Trojanowski z firmy Strabag.
O różnicy między nimi przekonała się spółka PORR, która w 2016 r. zawarła kontrakt na budowę zbiornika retencyjnego w Rostokach. Dzięki temu, że współfinansującym jest Bank Światowy, umowa jest waloryzowana w oparciu o indeks Sekocenbud, który od 25 lat zajmuje się zbieraniem cen z rynku budowlanego. – Od czasu jej zawarcia nastąpiła waloryzacja o 9 proc. W przypadku kontraktu zawartego w tym samym czasie, waloryzowanego na podstawie wskaźnika GUS, wyniosła 0,25 proc. – wylicza Jakub Chojnacki, członek zarządu i dyrektor finansowy w firmie PORR.
Ministerstwo Infrastruktury rozważa wprowadzenie płatności tymczasowych. Teraz firmy otrzymują zapłatę po zakończeniu określonego etapu prac. Pomysł jest taki, by otrzymywały je znacznie wcześniej. To miałoby spowodować, że przedsiębiorcy nie będą tracić płynności finansowej. Resort infrastruktury nie wyklucza także możliwości zawierania ugody w sytuacji, kiedy firma poniosła na kontrakcie rażącą stratę.
Na razie jednak nie ma konkretnych propozycji, choć to ostatni dzwonek na podjęcie działań. Problem z terminowym regulowaniem zobowiązań ma w sumie 40 913 przedsiębiorstw. Dłużników jest o 5516 więcej niż na koniec 2017 r. – Łącznie niespłacone zadłużenie wzrosło w tym czasie o 246 mln zł i przekracza 4,7 mld zł – wynika z danych BIG InfoMonitor oraz BIK.
DGP zapytał obecnych na spotkaniu przedstawicieli Strabaga i Warbudu, czy rozważają zejścia z najbardziej nierentownych kontraktów. – Nie. Liczymy na polubowne rozwiązania – odpowiedzieli zgodnie. Nie jest to jednak regułą w branży. Z remontu dwóch linii kolejowych zrezygnowała niedawno włoska firma Astaldi. Mirosław Józefczuk spodziewa się, że spółka PKP PLK będzie miała spory problem z dokończeniem tych kontraktów, bo nowy wykonawca zażąda ogromnych kwot.
Boom budowlany w Polsce nie sprzyja poprawie rentowności