I wśród polityków, i w mediach debata o podatkach od działalności firm zdominowana jest opowieściami o „podwójnej irlandzkiej kanapce” i innych magicznych sposobach wykorzystywanych przez globalne, znane korporacje, by unikać płacenia podatku od zysków. Kłopot w tym, że i u nas wśród małych i średnich rodzimych przedsiębiorstw pokaźna grupa także nie płaci podatków od zysków. Rok w rok. Na „podwójną kanapkę” mamy swojego „schaboszczaka”.
W Polsce ponad 480 tys. firm zobowiązanych jest do płacenia podatku od osób prawnych (czyli CIT), którego wyjściowa stawka to 19 proc. dochodu. W najnowszym raporcie GRAPE pokazujemy, że znacząca grupa przedsiębiorców płaci zdecydowanie mniej niż ustawowe 19 proc. Jak to się dzieje, że uciekają oni spod surowej ręki sprawiedliwości (czytaj: kontrolerów skarbowych)? Otóż korzystają z prawnie dozwolonych mechanizmów umożliwiających znaczące obniżanie płaconych podatków. Jednym z najczęściej stosowanych jest rozliczenie straty.
Wyobraźmy sobie restauratora nad morzem, który z powodu kiepskiej aury musiał dokładać do interesu – koszty utrzymania restauracji przekraczały jego przychody. Gdy w następnym roku pogoda i klienci dopisali, na restauratorze spoczął obowiązek zapłacenia należnego podatku od uzyskanego dochodu. Ze względu na stratę z roku poprzedniego pojawiła się jednak możliwość skorzystania z tzw. carry forward – odliczenia poniesionej w poprzednim roku straty (do pięciu lat wstecz) od podstawy obliczenia podatku, czyli dochodu. Mogło się nawet okazać, że w kolejnym, już zupełnie udanym finansowo dla restauratora roku również nie trzeba będzie w ogóle płacić podatku – stanie się tak, jeśli tylko skumulowana strata z poprzednich lat jest wyższa od zysku (jeżeli stratę poniósł tylko w jednym roku, w następnym okresie rozliczeniowym może wykorzystać maksymalnie jej połowę). W taki sposób państwo wyciąga rękę do przedsiębiorców, którzy szczególnie w początkowej fazie muszą dokładać do swojego biznesu.
A co, gdy popatrzymy na wszystkich polskich przedsiębiorców? Wpływy z podatku CIT stanowią trochę ponad jedną dziesiątą całego budżetu państwa (obecnie jakieś 30 mld zł). Możliwość rozliczenia straty odciąża kieszenie przedsiębiorców o ok. 3 mld zł.
Kto najczęściej wykorzystuje mechanizm rozliczenia straty? W rolnictwie prawdopodobieństwo skorzystania z rozliczenia straty wynosi prawie 80 proc. W przemyśle firmy korzystają z tego mechanizmu w zaledwie 55 proc. przypadków. Wbrew obiegowej opinii to częściej mikro i małe firmy niż potentaci i giganty rozliczają stratę – choć tu oczywiście patrzymy raczej na fakt skorzystania z rozwiązania prawnego, a nie na to, jak duży ubytek w budżecie to spowodowało. Przy okazji warto również obalić powszechny mit, jakoby z podatkowych przywilejów zdecydowanie częściej korzystały zagraniczne przedsiębiorstwa niż firmy rodzime (przynajmniej w aspekcie rozliczenia straty). Otóż niezależnie od sektora gospodarki czy miejsca prowadzenia biznesu podmioty z przewagą kapitału obcego występują o rozliczenie strat zaledwie o 1,5–2,5 proc. częściej.
Zaproponowane przez polskiego ustawodawcę ułatwienie w postaci rozliczenia straty nie jest jednak unikatowe czy nietypowe. Rozliczenie straty funkcjonuje w wielu krajach, jednak mechanizm rozliczeń istotnie różni się pomiędzy państwami. We Francji z prawa do odliczeń można korzystać bezterminowo (i co logiczne, do wyczerpania „zapasu” straty); w Niemczech aż do progu 1 mln euro dochodu można przeciwstawić całość zysku stratom, dla większych kwot obowiązuje limit 60 proc. Co kraj to obyczaj, co pokazuje również badanie preferencji do skorzystania z rozliczenia straty. Bezpośrednie porównanie Polski i Niemiec wskazuje, że o ile u nas najczęściej z mechanizmu korzystają rolnicy, to za Odrą stanowią oni najmniej zainteresowaną tym rozwiązaniem grupę, a prym wśród odliczeń wiodą tam firmy z sektora usług nierynkowych.
Pomoc od państwa wydaje się być zasadna, gdy przedsiębiorca przeżywa trudny okres. Lecz jak daleko powinna ona sięgać? To naturalne, że firmy nierentowne, źle zarządzane, ulokowane na rynku bez pomysłu i wizji powinny upaść. Korzystne warunki, które zapewniają instytucje państwowe poprzez subsydia, ulgi, preferencyjne kredyty – kumulują się. Wszystko to uderza w budżet, który wykładając pieniądze, poniekąd traktuje przedsiębiorcę jako inwestycję, której owoce zbierze dopiero po pewnym czasie. Działanie rozliczania straty efektywnie wydłuża czas do otrzymania oczekiwanej daniny, pozostawiając nadzieję, że włożone środki pozwolą firmie utrzymać się na powierzchni.
Jednak zadziwiająco wysoki odsetek firm raportuje, rok po roku, chude lata, jednocześnie pozostając na rynku. Pośród badanych firm 20 proc. oferujących usługi rynkowe wykazało przynajmniej pięć lat strat w swojej historii, a w branży rolniczej odsetek ten wyniósł prawie 60 proc.! Niestety, nadal jedynym źródłem wiedzy o rzeczywistym wykorzystaniu prawa do rozliczenia straty pozostają anegdoty. Administracja skarbowa w Polsce nie publikuje szczegółowych informacji na temat skali czy natury zweryfikowanych nieprawidłowości, jednak prawie każdy słyszał o wrzuceniu w koszty najmniejszych nawet wydatków. Skarbówka zobowiązana jest przyjąć deklaracje podatników na wiarę, jednocześnie typując podmioty do kontroli wedle własnego uznania i terminarza. Dopóki w prawie funkcjonować będzie rozliczenie straty w obecnym kształcie, dopóty niepozorna część B2 formularza CIT-8/0 stanowić będzie zarówno realne wsparcie dla potrzebujących, jak i pole do popisu dla kreatywnej księgowości.