W lutym dwukrotnie wzrosła wartość i liczba udzielonych kredytów z dopłatami. W ciągu dwóch miesięcy 2009 roku prawie 2 tys. osób uzyskało kredyt z dopłatą. W marcu trzy kolejne banki mają zacząć udzielać kredytów z dopłatami.
Bardzo duże zainteresowanie kredytami z dopłatą bierze się stąd, że jest to obecnie najtańszy rodzaj kredytu dostępny na rynku. W ciągu ośmiu lat, w trakcie których przysługuje rządowa dopłata do kredytu, jej wartość może wynieść nawet 100 tys. zł.
- Sprzedaż kredytów systematycznie się powiększa i spodziewamy się dalszego wzrostu udziału tych kredytów w naszym portfelu - mówi Magdalena Załubska-Król z Banku Pekao.
Siedem instytucji finansowych
W Banku Pocztowym, który do tej pory nie specjalizował się w kredytach hipotecznych, mówi się o prawdziwym boomie na kredyty z dopłatą.
- 75 proc. wszystkich wniosków o kredyt hipoteczny, jakie złożono u nas w lutym, dotyczy kredytu z dopłatą. Ich wartość to 12 mln zł - mówi Marta Ossowska z Banku Pocztowego.
W tej chwili kredytów z dopłatami udziela siedem instytucji finansowych, ale w tym miesiącu ta liczba się zwiększy.
- Już w przyszłym tygodniu do programu przystąpią trzy kolejne banki. Liczba podmiotów, które będą udzielać kredytów z dopłatą, będzie się sukcesywnie zwiększać - mówi Bogdan Zdunek z Banku Gospodarstwa Krajowego, który w imieniu rządu spłaca bankom komercyjnych należne odsetki od kredytu.
Szykują się kolejne
Prawdopodobnie wśród banków, które przystąpią do programu w najbliższym czasie, będą Lukas Bank, Invest Bank i mBank. Do końca roku liczba podmiotów udzielających kredytów z dopłatą może wzrosnąć do 15.
O ile w styczniu udzielono 669 takich pożyczek, to w lutym liczba ta wzrosła dwukrotnie, do 1320. Dwukrotnie zwiększyła się też wartość udzielanych kredytów.
- Od początku roku banki udzieliły prawie 2 tys. kredytów z dopłatami na łączną kwotę prawie 300 mln zł. Szczególnie wyniki lutego są zaskakująco dobre - mówi Bogdan Zdunek z BGK.
Na cały rok bank ma przygotowane środki na udzielenie 17,9 tys. kredytów na kwotę 2,2 mld zł. Od początku istnienia programu Rodzina na Swoim łączna wartość udzielonych pożyczek to jedynie 1,3 mld zł. Kredyty z dopłatą udzielane są nadal przede wszystkim w mniejszych miejscowościach, w których ceny nieruchomości mieszczą się w obowiązującym limicie. Według danych Pekao, który ma zdecydowanie największy udział w rynku kredytów z dopłatami, w 16 miastach wojewódzkich udziela się tylko 8 proc. takich pożyczek.
Trzeba zwrócić uwagę na to, że o ile kredyt z dopłatami jest generalnie najtańszy na rynku, to między ofertami poszczególnych banków, które uczestniczą w programie, różnice są bardzo duże.
- Przy przeciętnym kredycie z dopłatą w wysokości 300 tys. zł wziętym na 30 lat możemy płacić co miesiąc 713 zł w Banku Pocztowym i nawet ponad 1200 zł w PKO - mówi Jarosław Sadowski z Expandera.
Z danych Expandera wynika, że Pekao i Bank Pocztowy stosują sześciomiesięczną stawkę WIBOR, która jest teraz niższa o prawie 2 pkt proc. od stawki WIBOR trzymiesięcznej, którą stosują pozostałe banki uczestniczące w programie. Stąd tak duże różnice w ratach kredytów w poszczególnych instytucjach finansowych. Wprawdzie obecnie, gdy stopy spadają, poprawę sytuacji najszybciej odczuwają osoby, których kredyt jest oprocentowany według trzymiesięcznego wskaźnika WIBOR, ale one też pierwsze poczują wzrost rat, gdy stopy pójdą w górę.
Dochody rodziny są ważne
Bardzo ważnym czynnikiem wpływającym na popularność kredytu z dopłatą jest możliwość uwzględnienia najbliższej rodziny przy ocenie zdolności kredytowej. Nawet małżeństwo po studiach może liczyć na kredyt z dopłatą, jeśli ktoś z najbliższej rodziny ma spore dochody, nie ma kredytów i zdecyduje się pomoc młodym ludziom na starcie.
- Może dostać kredyt z dopłatą nawet bez odpowiedniej zdolności kredytowej, pod warunkiem że pomoże mama, tata, babcia, dziadek, teść, teściowa lub rodzeństwo. Chodzi o to, by najbliższa rodzina wsparła kredytobiorcę w jego staraniach o kredyt - mówi Bogdan Zdunek.
- To bardzo dobre rozwiązanie dla młodych ludzi, którzy dopiero startują w życie zawodowe i nie są w stanie sami wykazać się odpowiednią zdolnością kredytową - twierdzi Piotr Matwiej z Banku Polskiej Spółdzielczości.
SPADA LICZBA NOWYCH MIESZKAŃ
Mimo że w styczniu oddano do użytku prawie 20 tys. nowych mieszkań, czyli o 1/3 więcej niż przed rokiem, to w całym roku liczba nowych mieszkań może spaść o ponad 20 proc. Na razie deweloperzy kończą inwestycje rozpoczęte rok i dwa lata temu, ale pod koniec roku liczba oddawanych mieszkań zacznie spadać.
- W 2009 roku w Polsce może być oddanych 120-130 tys. mieszkań, bo już w ubiegłym roku deweloperzy wstrzymali inwestycje - mówi Jacek Kaliszuk z Polnordu.
Potwierdzają to przedstawiciele innych firm. Dom Development od połowy ubiegłego roku nie wprowadził na rynek żadnego nowego mieszkania i w tym roku prawdopodobnie także nie rozpocznie żadnej nowej inwestycji. Głównym powodem tej sytuacji są oczywiście kłopoty z finansowaniem inwestycji. Deweloperzy zgodnie skarżą się na politykę banków, które ograniczyły finansowanie projektów i liczbę kredytów mieszkaniowych. Niektórzy ratunku szukają w kredytach z dopłatami, dostosowując do nich swoją ofertę, czyli proponując tańsze mieszkania, których ceny zawierają się w limicie. Kredyty z dopłatami udzielane są jednak przy tylu zastrzeżeniach, że mogą one jedynie złagodzić dzisiejsze problemy. Liczba oddawanych mieszkań będzie spadać. Kwestią sporną jest tylko, kiedy ten spadek odczujemy najmocniej. Do tego czasu deweloperzy będą sprzedawali mieszkania wcześniej wybudowane. Nawet jeśli sprzedaż się zwiększy, to najszybciej w roku 2010 mogą pojawić się na rynku braki nowych mieszkań.
- Trudny będzie rok 2011, bo podaż mieszkań będzie niewielka, więc nowych mieszkań rzeczywiście może brakować - przyznaje Piotr Hirny, prezes Hirny BD.
/>