Podobno nie ma głupich pytań, a kto pyta, nie błądzi. Prezydent Andrzej Duda postawił sprawdzić, czy to prawda. Po propozycji części pytań do referendum w sprawie zmian w konstytucji widać, że jest na dobrej drodze, aby te powiedzenia przestały być prawdziwe.
Na liście pytań zwracają uwagę te dotyczące wpisania sztandarowych socjalnych pomysłów PiS do ustawy zasadniczej. Głowa państwa postanowiła sprawdzić, czy suweren jest „za konstytucyjnym zagwarantowaniem szczególnego wsparcia dla rodziny, polegającego na wprowadzeniu zasady nienaruszalności praw nabytych takich jak świadczenia 500+” oraz „za zagwarantowaniem w Konstytucji RP szczególnej ochrony prawa do emerytury dla kobiet od 60. roku życia, a dla mężczyzn od 65. roku życia”. To niebezpieczne pytania, bo ciągną się za nimi poważne konsekwencje dla stabilności finansowej państwa. Od wielu lat słychać ekspercką dyskusję o tzw. wydatkach sztywnych budżetu. Czyli tych, które obowiązkowo trzeba ponosić co rok, bo wynikają z ustaw. Im większe usztywnienie wydatków, tym mniej szans na reakcję rządu, gdy przyjdzie recesja i spadają wydatki budżetowe. Tymczasem prezydent proponuje przenieść ten problem na poziom konstytucji, bo do tego sprowadza się pytanie, czy konstytucja ma gwarantować wiek emerytalny czy prawa nabyte do 500+. Nie będzie można dokonać zmian w tych rozwiązaniach bez zmiany ustawy zasadniczej. To zupełne novum. Dziś nawet tak fundamentalna kwestia jak wydawanie 2 proc. PKB na wojsko nie jest do niej wpisane.
Odpowiedź na tak zadane pytania rodzi dwa problemy w zależności od tego, jak będzie interpretowana. Jeśli zostanie potraktowana serio, to możemy ucierpieć jako podatnicy. Z kolei jeśli nie zostanie potraktowana serio, to szkodę poniesiemy jako obywatele, wobec których państwo wykręca się ze swoich zobowiązań.
Dlaczego? Jeśli potraktować odpowiedź z całą powagą, to rodzi to kolizję z rozwojowymi perspektywami Polski. Bowiem w konstytucji mamy zapisany bezpiecznik, który trzyma na smyczy polityczne zapędy do obiecywania i rozdawania z deficytowej kasy państwa. To art. 216 ust. 5, który każe rządzącym pilnować długu publicznego, aby ten nie przekroczył 60 proc. PKB. To dużo i mało. Dzisiaj nasze zadłużenie oscyluje wokół połowy wartości polskiej gospodarki. Na tle Unii Europejskiej wypadamy bardzo dobrze, bo dług wynosi średnio ponad 80 proc. PKB.
Niższy wiek emerytalny zacznie naszym finansom doskwierać wraz ze starzejącym się społeczeństwem i prędzej czy później wymusi ograniczanie wydatków na rozwój albo podwyżkę podatków w połączeniu z kosztownym świadczeniem na dzieci. Te co roku będą kosztowały ok. 25 mld zł. W ten sposób powstaje szybka ścieżka do przetestowania konstytucyjnej bariery długu. Wydajemy jako państwo nieefektywnie. Być może zbyt dużo. Nie mamy wielkiego manewru, gdy trzeba popuścić pasa i wspierać koniunkturę gospodarczą. Wpisanie do konstytucji niskiego wieku emerytalnego i programu 500+ to przywiązanie sobie do nogi kuli, która nie pozwoli nam poruszać się zbyt szybko i doganiać Zachodu. Jeśli będziemy zakładnikami wysokich wydatków socjalnych, to zabraknie prędzej czy później na inwestycje i rozwój. Warto, by prezydent poinformował o konsekwencjach swoich pytań, a te są oczywiste: konstytucja zagwarantuje częste i bolesne podwyżkipodatków.
Z kolei jeśli ewentualnych pozytywnych odpowiedzi nie potraktujemy serio, to źle to wróży konstytucji. Te sprawy znajdą się w kategorii znanej z książki „Przygody dzielnego wojaka Szwejka” – „Nie wolno, ale można”. Jej główny bohater opowiadał, jak przed I wojną światową podczas manewrów w armii cesarsko-królewskiej Austro-Węgier przyszedł zakaz wiązania żołnierzy w kij, co było powszechną wówczas karą fizyczną. Ten ówczesny przejaw liberalizacji dowódca Szwejka zinterpretował zupełnie inaczej: „Nasz kapitan wymiarkował, że robić to można, bo taki rozkaz był strasznie śmieszny: każdy przecie mógł łatwo wymiarkować, że żołnierz związany w kij nie mógłby maszerować. Więc się nad tym nie zastanawiał, żołnierzy związanych w kij kazał wrzucać na wóz taborowy i maszerowało się dalej aż miło”. Tak samo w tym przypadku, jeśli takie zapisy znajdą się w konstytucji, to może się okazać, że kolejne rządy zaczną omijać jej zapisy przez np. ewolucję pojęcia emerytura. Okaże się np., że w pełni wypracowane świadczenie będzie przyznawane na podstawie zupełnie innych kryteriów – np. zebranej składki, podczas gdy samo przekroczenie granicy wieku emerytalnego będzie dawało prawo jedynie do jakiegoś minimalnego świadczenia dla niepoznaki nazwanego emeryturą. Podobnie jak wprowadzenie gwarancji do 500+ będzie zniechęcało do waloryzacji świadczenia i np. za 20 lat 500+ będzie nadal wypłacane na obecnych warunkach, tyle że będzie warte ułamek obecnej wartości.
Niemożliwe? Wręcz przeciwnie. Istnieje stworzony za ministra Jacka Rostowskiego Krajowy Fundusz Drogowy wypuszczający własne obligacje, nieco droższe od skarbowych. Jednym z motywów jego powołania było to, że ustawą można było wyłączyć obligacje KFD z długu publicznego. Dzięki temu dług zaciągany w ten sposób nie był zaliczany do długu publicznego i nie groził przekroczeniem konstytucyjnej bariery 60 proc PKB.
Jeśli prezydent widzi potrzebę zadania tego typu pytań, niech gra z obywatelami w otwarte karty i spyta: czy jesteś za tym, żeby Polska mogła się zadłużać bez końca. Andrzej Duda, podobnie jak całe środowisko PiS, krytycznie podchodzi do obecnej ustawy zasadniczej. Prezes PiS Jarosław Kaczyński nazywa konstytucję „taką książeczką” i generalnie jest ona przeszkodą na drodze dobrej zmiany, którą z sukcesami obecna ekipa obchodzi. Wspomniany dzielny wojak Szwejk powiedział, że „Każdy omylić się może, a musi się omylić tym bardziej, im bardziej o czymś rozmyśla”. Może debata konstytucyjna trwała po prostu zadługo?