Zgodnie z propozycją banki będą mogły pożyczać tylko tyle, ile będą miały w gotówce. Szwajcarzy będą w niedzielę głosować nad tym, czy zakazać bankom kreowania pieniądza. Jeśli inicjatywa przejdzie – co jest mało prawdopodobne, ale nie jest niemożliwe – wywróci do góry nogami sektor bankowy w tym kraju, a w dalszej perspektywie być może też za granicą.
Inicjatorzy referendum – grupa Vollgeld-Initiative – chcą, żeby to szwajcarski bank centralny SNB miał wyłączność na tworzenie pieniądza, co zresztą jest zapisane w konstytucji. Z tym że ta wyłączność jest w dzisiejszych czasach tylko teoretyczna. To znaczy SNB ma monopol na emisję banknotów i monet, lecz stanowią one ok. 10 proc. pieniędzy krążących w gospodarce kraju. Reszta to pieniądze kreowane przez banki komercyjne za każdym razem, gdy udzielają one kredytu. Zgodnie z inicjatywą mogłyby one udzielać pożyczek tylko do sumy, która jest w nich zdeponowana w gotówce, ewentualnie którą same pożyczą w gotówce z banku centralnego.
– Nie będzie baniek finansowych, bo banki nie będą już kreować pieniędzy. Państwo przestanie być zakładnikiem, ponieważ nie będzie musiało ratować systemu finansowego pieniędzmi z podatków i zniknie problem „zbyt dużych, by upaść” – przekonuje Vollgeld-Initiative. To pokłosie kryzysu finansowego sprzed 10 lat, gdy faktycznie w wielu krajach (choć akurat nie w Szwajcarii) trzeba było ratować w ten sposób banki przed upadkiem, ale sam pomysł nie jest nowy. Nawiązuje on do teorii słynnego amerykańskiego ekonomisty Irvinga Fishera, który to samo postulował w latach 30. XX w. po wielkim kryzysie.
Przeciwko inicjatywie są nie tylko banki komercyjne, ale także SNB oraz szwajcarski rząd i parlament. – Nie istnieje żaden fundamentalny problem, który wymaga naprawy. Radykalna przebudowa szwajcarskiego systemu finansowego jest niepożądana i spowoduje duże ryzyko. Konkurencja między instytucjami zapewnia niskie oprocentowanie oraz wysokiej jakości nowoczesne i tanie usługi – napisał w wydanym oświadczeniu SNB.
Przeciwnicy podkreślają, że w Szwajcarii nie ma ryzyka, że ludzie nagle zaczną wycofywać z banków depozyty, przez co te stracą płynność, zatem podejmowanie takich radykalnych działań jest niepotrzebne. Poza tym skutkiem przyjęcia takich zasad będzie radykalne ograniczenie i podrożenie kredytów, co zatrzyma gospodarkę, wreszcie rodzime banki stracą przewagę konkurencyjną wobec zagranicznych, co dla kraju, w którym sektor finansowy odgrywa tak dużą rolę, byłoby bardzo szkodliwe. – Nie sądzę, by Szwajcarzy mieli skłonności samobójcze i to przyjęli – oświadczył niedawno Sergio Ermotti, prezes UBS, jednego z dwóch największych banków komercyjnych w kraju.
Nie jest jednak tak, że proponowane rozwiązanie popierają tylko zwolennicy prawicowych bądź lewicowych populistów i osoby bez znajomości ekonomii. Poparł je np. Martin Wolf, jeden z najbardziej cenionych publicystów ekonomicznych „Financial Times”. – Radykalna zmiana tego, jak działa system finansowy, wydawała się niezbędna po niszczącym kryzysie sprzed dekady. Zamiast tego system był jedynie łatany. Teraz nastrój zmienia się w kierunku usunięcia większości regulacji. Dlatego mam nadzieję, że Szwajcarzy, wbrew sondażom, zagłosują za propozycją. Świat finansów potrzebuje zmian, a do nich potrzebne są eksperymenty – napisał.
Według opublikowanego w zeszłym tygodniu sondażu za odrzuceniem inicjatywy opowiada się 54 proc. badanych, za przyjęciem – 34 proc. Biorąc pod uwagę, że na początku maja ten odsetek wynosił odpowiednio 49 i 35 proc., prawdopodobieństwo sukcesu Vollgeld-Initiative spada, ale nie można jeszcze tego scenariusza całkowicie przekreślać. Aby zaproponowane w referendum rozwiązanie zostało przyjęte, musi wziąć w nim udział co najmniej 40 proc. uprawnionych, a pomysł musi uzyskać poparcie nie tylko ponad 50 proc. głosujących, ale i większość w ponad połowie kantonów.