Finansów i postaw przedsiębiorczych najlepiej uczyć się w praktyce. I to od najmłodszych lat. Wiedział o tym już blisko 100 lat temu Janusz Korczak – pedagog i pisarz, który zdawał sobie sprawę ze znaczenia wiedzy finansowej. To przekonanie skłoniło go do napisania powieści dla dzieci i młodzieży – z dzisiejszej perspektywy będącej swoistym elementarzem przedsiębiorczości dla najmłodszych. Akcja książki toczy się w Stanach Zjednoczonych, ale autor umiejętnie powiązał ją z realiami Polski międzywojennej.
Finansów i postaw przedsiębiorczych najlepiej uczyć się w praktyce. I to od najmłodszych lat. Wiedział o tym już blisko 100 lat temu Janusz Korczak – pedagog i pisarz, który zdawał sobie sprawę ze znaczenia wiedzy finansowej. To przekonanie skłoniło go do napisania powieści dla dzieci i młodzieży – z dzisiejszej perspektywy będącej swoistym elementarzem przedsiębiorczości dla najmłodszych. Akcja książki toczy się w Stanach Zjednoczonych, ale autor umiejętnie powiązał ją z realiami Polski międzywojennej.
Mały Dżek lubił liczyć
Dżek Fulton urodził się, mieszka i chodzi do szkoły w Ameryce (...). Rodzice Dżeka znani są jako ludzie spokojni i uczciwi (...). Matka Dżeka tak mówi: „Żonie powinno starczyć tyle, ile mąż zarabia. Zarobi mniej, to mniej kupię i zaczekam, aż będzie więcej. Byle nie robić długów. Dżek ma uczciwych i spokojnych rodziców, którzy dają mu dobry przykład i mądre nauki, nigdy go nie biją i nawet rzadko się gniewają. Nie powinno się na dzieci krzyczeć, tylko trzeba im tłumaczyć, bo tak samo dziecko uczy się na świecie żyć, jak uczy się w szkole czytać, pisać i liczyć.
Dżek od maleńkości lubił liczyć. Zbierał i liczył zapałki, bilety tramwajowe, liczył sklepy, domy, kroki, samochody. Wie Dżek, ile jest sklepów do rogu z prawej i z lewej strony. Raz nie było światła na schodach, i ojciec chciał zapalić zapałkę. A Dżek mówi: „Nie trzeba. Tu jest sześć schodków, a dalej dwanaście” (...).
- Chłopak ma dobrą głowę do rachunków – mówili znajomi (...).
Klasowa biblioteka
(...) Każdy ma w domu parę książek, więc niech je na rok pożyczy szkole. Jeżeli każdy da dwie książki, a uczniów jest czterdziestu, więc biblioteczka liczyć będzie osiemdziesiąt tytułów. Ale trzeba, żeby ktoś się podjął biblioteczkę prowadzić. Dżek był zachwycony pomysłem Pani. Rzeczywiście, takie proste i mądre. – Dżek ma w skrzynce trzy książki w oprawie i pięć małych książeczek. Ma Kota w butach, Robinsona, Chatę wuja Toma, dwa stare kalendarze, bajki Andersena (...). I jest tak akurat, jak Pani mówiła: że mu przeszkadzają, niepotrzebnie tylko zajmują miejsce, a potem nie mieszczą się ważniejsze rzeczy. Niech sobie koledzy biorą (...). Dżek bardzo chciał prowadzić bibliotekę. Teraz jest już zupełnie inaczej. Dżek musi z Panią rozmawiać, bo jest bibliotekarzem. Dżek nie może chorować, bo ma klucz od szafy z książkami (...).
Pierwszy kapitał
Samotny i stroskany wraca Dżek do domu i ani się domyśla, jaka go czeka wiadomość. Wiadomość tak niezwykła, tak nadzwyczajna, że sprawie biblioteki nowy nadała obrót. Nie mniej, nie więcej, tylko Dżek dostał pocztą – dolara. A z dolarem tak było.
Dżek ma dziadka w innym mieście, który napisał do Dżeka list: „Pisała mi mama, że jesteś w trzecim oddziale i pilnie się uczysz, więc posyłam ci dolara, żebyś sobie kupił, czego ci będzie potrzeba”. Dżek przede wszystkim kupi, co potrzebne do biblioteki. Już nie potrzebuje łamać sobie głowy, skąd weźmie pieniądze na obrazki; nawet ordery gotowe może kupić. Przecież dolar ma sto centów – straszna kupa pieniędzy: na wszystko starczy.
Strasznie dużo miał Dżek tego wieczora do myślenia: Później (...) już miał aż do zaśnięcia same tylko finansowe myśli, a na drugi dzień odpowiedział Dziadkowi: „Kochany Dziadku, otrzymałem przysłany mi w podarunku dolar. Mama chciała kupić czapkę i podzelować buty, ale ojciec nie pozwolił, więc kupię książki i różne rzeczy, bo jestem w szkole bibliotekarzem i będę miał duże wydatki”.
Dżek rozpoczyna działalność, mając dolara, czyli sto centów. Ale finansowo mówi się trochę inaczej. Mówi się: Dżek rozpoczął z kapitałem stu centów. W ogóle w tej powieści będzie dużo słów, które są naukowe, finansowe i handlowe (...).
Sukces skłania do rozwoju
Udało się. Nowe książki wzbudziły duże zainteresowanie. Fil nawet zaproponował, żeby Dżeka na wiwat podnieść na rękach do góry. Hałas był, że nie daj Boże. Dżek był zrazu nawet zły, ale rychło się przekonał, że Fil wyświadczył mu dużą przysługę. W mowie finansowej nazywa się to, że Fil zrobił mu reklamę. Fil wykrzykiwał: „To jest prawdziwy bibliotekarz wolnej amerykańskiej republiki (...). Dżek miał długą i poważną rozmowę z Panią – odbył z Panią – konferencję. Proszę Pani – mówi Dżek, – podobno uczniowie siódmego oddziału mogą kupować w szkole zeszyty, pióra, ołówki i różne rzeczy. I jeden uczeń ten sklep prowadzi. Istotnie – mówi Pani – siódmy oddział ma kooperatywę (...). Widzisz, chłopcze, w siódmym oddziale są już starsi uczniowie (...). Obawiam się, że nie dasz rady. Bo trzeba ci wiedzieć, że z własnymi pieniędzmi może każdy robić co chce. Z cudzymi pieniędzmi trzeba być niesłychanie ostrożnym. Kontrola musi być najściślejsza. Trzeba prowadzić książkę wpływów i wydatków (...).
/>
Dżek chciał w samotności pomyśleć nad rozmową z Panią (...). Dżek nawet woli, że Pani da mu dopiero za parę dni odpowiedź. Poczeka, ułoży sobie tymczasem dokładnie cały plan, jak się zabrać do trudnej sprawy (...). Czy zakupić kajety i inne przybory tak, żeby sprzedawać taniej niż w sklepach, czy cena ma być ta sama, tylko gatunek lepszy? (...)
Myśli Dżek – myśli (...) ale nie wie. Więc udał się znów do Tafta z prośbą o radę (...).
Rozwój, kłopoty finansowe i kredyt kupiecki
Dzięki kooperatywie choinki na święta były ładnie i tanio przybrane. Dzieci napisały laurki noworoczne. Same na robótkach oprawiły fotografie, które ozdobiły mieszkania.
Kooperatywa ugina się pod ciężarem wydatków na coraz to nowe inicjatywy. Dżek chciał zamówić pieczątkę gumową z napisem: kooperatywa. Ale postanowił zredukować wydatki administracyjne ze względu na zły stan finansów – i pieczątki nie kupił. Kupili trzy pary łyżew, które na przyszłą zimę będą procentowały, ale zapłacić trzeba było teraz. Więc nie o to idzie, żeby nawet darowano coś kooperatywie, a tylko o chwilową pożyczkę.
Raz zatrzymał się przed wielkim domem, napisane było: »Bank«. Zapisywał to sobie na kartce, a potem wstępował do mister Tafta na pogawędkę i pytał się, co znaczy. Mister Taft chętnie objaśniał: „Bank pożycza pieniądze. O, patrz. Mister Taft otworzył książkę telefoniczną: „Patrz. Jest bank handlowy. Jeżeli kupiec chce kupić towar, a brak mu pieniędzy, idzie tam i pożycza. W banku przemysłowym pożyczają fabrykanci. Fabrykant musi wypłacić robotnikom. A co ma robić, jeżeli akurat nie sprzedał i nie ma? Pożycza. Albo zaczął ktoś budować dom i nagle mu zabrakło (...). Jeżeli rzemieślnik chce założyć warsztat, też może pożyczyć w banku. A i w sklepie można poprosić o kredyt kupiecki i zapłacić trochę później....
Ale pamiętaj, że długi trzeba w końcu spłacić (...).
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama