Zdaniem SBB sędzia ten nie powinien orzekać w sprawach dotyczących kredytów frankowych, bo kiedyś współpracował z sektorem bankowym. To właśnie on wydał w 2015 wyrok, w którym orzekł na korzyść mBanku w sporze z kredytobiorcami.
W zawiadomieniu SBB powołuje się m.in. na Zbiór Zasad Etyki Sędziów i Asesorów Sądowych, w myśl którego sędziego powinien cechować "obiektywizm w stosunku do przedmiotu sprawy" i "brak osobistych uprzedzeń wobec rozpoznawanej sprawy".
Jeżeli natomiast "istnieje okoliczność tego rodzaju, że mogłaby wywołać uzasadnioną wątpliwość co do bezstronności sędziego w danej sprawie", sąd "wyłącza sędziego na jego wniosek lub na wniosek strony" - zwraca uwagę SBB, powołując się na inne przepisy.
Tymczasem, przypomina Stowarzyszenie, sędzia Mirosław Bączyk przed objęciem stanowiska sędziego Sądu Najwyższego był m.in. doradcą prezesa NBP, doradcą prawnym przewodniczącego Rady Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, a także arbitrem Sądu Polubownego Związku Banków Polskich.
"W powyższym kontekście należy postawić pytanie, czy sędzia związany długoletnią współpracą z sektorem bankowym może wydawać wyroki dotyczące interesów tego sektora" - pisze w zawiadomieniu SBB.
Stowarzyszenie uważa, że sędzia Mirosław Bączyk mógł naruszyć zasady etyki, orzekając w sprawie między kredytobiorcami i mBankiem i uchylając 14 maja 2015 roku korzystny dla konsumentów wyrok Sądu Apelacyjnego w sprawie niezgodności z prawem klauzul w umowach kredytowych.
"Naszym zdaniem ten sędzia powinien wyłączyć się z prowadzenia takich spraw" - mówi PAP prezes SBB Arkadiusz Szcześniak. Ponieważ tego nie zrobił, dodaje, stąd zawiadomienie do Rzecznika Dyscyplinarnego SN.
SBB uważa ponadto, że tamto orzeczenie Sądu Najwyższego było także "jaskrawym pogwałceniem zasad prawa europejskiego".
"Dyrektywy europejskie mówią jasno, że klauzule powinno oceniać się pod katem, czy są uczciwe, czy nie. Tymczasem sędzia Bączyk w prawomocnym wyroku powołał się na czynnik ekonomicznej efektywności banku" - mówi Szcześniak. Mimo że, dodaje, sądy niższej instancji powoływały się, zgodnie z dyrektywą unijną, na niezgodność z prawem klauzul w umowach.
"Naszym zdaniem powołanie się w wyroku na czynnik ekonomiczny nie ma żadnego uzasadnienia prawnego i może być powiązane z tym, że sędzia w przeszłości być związany z sektorem bankowym" - dodaje.
SBB uważa, że sprawa jest o tyle istotna, że dla sądów niższych instancji wyroki Sądu Najwyższego bywają punktem odniesienia dla ich orzeczeń.
Stowarzyszenie w swoim zawiadomieniu zwraca także uwagę, że sędzia SN, którego ono dotyczy, prowadził szkolenie dla sędziów z sądów rejonowych okręgowych, dotyczące właśnie sporów sądowych banków z konsumentami. Zdaniem SBB fakt, że w szkoleniu sędzia przedstawiał swój pogląd na takie sprawy, może być uznane za przejaw "presji na sędziów, by orzekali zgodnie z poglądami wyrażanymi w orzecznictwie tworzonym z udziałem SSN Mirosława Bączyka".
W maju 2015 roku Sąd Najwyższy ws. „nabitych w mBank" uwzględnił kasację banku i uchylił wyrok Sądu Apelacyjnego w Łodzi, zwracając sprawę do ponownego rozpatrzenia przez ten sąd.
Skarga kasacyjna dotyczyła wyroku łódzkiego Sądu Apelacyjnego z 2014 roku. Wyrok ten nakazywał bankowi wypłatę 1247 frankowiczom odszkodowań za zawyżone oprocentowanie rat kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich. Wcześniej mBank (poprzednio BRE Bank) przegrał w dwóch instancjach postępowania z pozwu kredytobiorców, którzy zaciągnęli kredyty we frankach.
"Właściwie od strony procesowej to jest przegrana banku, bo wszystkie zarzuty procesowe, które podniósł bank, uznajemy za nietrafne, poza jednym" - mówił sędzia sprawozdawca SN Mirosław Bączyk. Dodał jednak, że Sąd Najwyższy zajął w czwartek takie, a nie inne stanowisko, bo orzeczenie SA "jest wadliwe".
W werdykcie Sądu Apelacyjnego w Łodzi zabrało bowiem, zdaniem SN, ustalenia obowiązku kontraktowego, który bank w umowie z kredytobiorcami naruszył, a także ustalenia kosztów "uzyskania kapitału kredytowego" przez bank.