Fundujemy sobie nowe prawo w momencie, kiedy większość Europy podąża w przeciwnym kierunku. Albo doszlusowujemy do peletonu.
/>
W wielu europejskich krajach przepisy regulujące niedzielny handel są bardzo stare. W Danii pierwsze lukkeloven uchwalono w 1908 r. Holenderski parlament przyjął winkeltijdenwet w 1930 r., chociaż władze lokalne w tym kraju regulowały tę kwestię już wcześniej. We Francji zakaz niedzielnego handlu pochodzi z 1906 r., a więc jest tylko o rok młodszy od ustawy wprowadzającej rozdział kościoła od państwa, czyli słynną laicité. Po drugiej stronie Kanału La Manche kwestię tę regulowano na poziomie lokalnym już od 1904 r., a odgórnie – od lat 30. W 1939 r. na zakaz niedzielnego handlu zdecydowała się również Szwecja.
Pomimo tego, że w wielu krajach od wprowadzenia przepisów dotyczących niedzielnego handlu minęło ponad 100 lat, to nie są traktowane jako świętość – przeciwnie, zauważalna jest tendencja do ich łagodzenia. W zależności od tego, jak spojrzeć na europejskie tendencje, można więc powiedzieć, że wprowadzamy u siebie rozwiązanie, od którego Europa powoli odchodzi, albo dopiero doszlusowujemy do kontynentalnego peletonu.
Szwedzkie odchodzenie
W najbardziej radykalny sposób z zakazem niedzielnego handlu pożegnali się Szwedzi – w 1972 r. znieśli prawo regulujące godziny działalności biznesowej, chociaż już pięć lat wcześniej zezwolili sklepom na prowadzenie działalności do godz. 20 w weekendy. Od tej zasady obowiązuje oczywiście jeden wyjątek: Systembolaget, czyli państwowy monopol w handlu alkoholem, w siódmy dzień tygodnia bezwarunkowo nie działa.
Szwedzi argumentowali, że zniesienie zakazu przyniesie korzyści zarówno konsumentom, jak i biznesowi. Chociaż w podobny sposób argumentowano w Danii, tam proces ten jednak trwał wiele lat. Dopiero w 1995 r. prawo zezwoliło małym sklepom na niedzielną działalność. W 2000 r. przepisy znowelizowano i od tej pory większe sklepy mogły być otwarte przez cztery niedziele w roku. Prawdziwa rewolucja nadeszła jednak w 2012 r., kiedy zniesiono wszystkie ograniczenia. Od tej pory markety mogą być czynne w każdą niedzielę, a mniejsze sklepy mogą prowadzić także 24-godzinną działalność.
Podobną drogę przeszła Finlandia, która otworzyła drzwi dla niedzielnego handlu w 1994 r., aby w 2009 r. zezwolić na otwieranie sklepów przez kilka godzin w każdą niedzielę. Z kolei w 2016 r. większość ograniczeń, wzorem sąsiadów, zniesiono.
Niemieckie trwanie
Debata na temat liberalizacji przepisów o niedzielnym handlu toczy się nawet w przywiązanych do idei Ruhetag (dnia spokoju) Niemczech. Stosowne prawo obowiązuje tam od 1953 r. i pozostało nienaruszone aż do obecnego stulecia, kiedy rząd federalny postanowił nieco je zliberalizować i oddał kwestię niedzielnych przepisów w ręce parlamentów krajów związkowych.
Nie zmienia to jednak tego, że nie wszyscy w Niemczech są zadowoleni z obecnego kształtu przepisów. Kiedy w 2004 r. Sąd Konstytucyjny oceniał zgodność ograniczeń niedzielnego handlu z ustawą zasadniczą, stało się to właśnie pod wpływem skarg biznesu. Sędziowie trybunału z Karlsruhe doszli jednak do wniosku, że przepisy te wprost wyrażają zapisaną w konstytucji zasadę niedzieli jako dnia wypoczynku.
Co ciekawe jednak, nie wszystkie niemieckie sieci handlowe opowiadają się za dalsza liberalizacją niedzielnego handlu. W ubiegłym roku, kiedy w Niemczech znów pojawiła się dyskusja na ten temat, przedstawiciele drogerii Rossmann i dm-drogerie markt, a także marketów budowlanych Hornbach argumentowali, że nie ma takiej potrzeby – a nawet, że więcej niedziel handlowych pozbawi te obecne szczególnego charakteru. Podobnego zdania zdają się być sami Niemcy: w sondażu na zlecenie dziennika „Bild” 61 proc. ankietowanych opowiedziało się za pozostawieniem regulacji w obecnym kształcie.
Najgorętsza debata o niedzielnym handlu miała miejsce we Francji, gdzie za każdym razem dyskusja o porach otwarcia sklepów zamienia się w refleksje na temat tego, jakiej Francji chcą sami Francuzi. Prezydent Nicolas Sarkozy swego czasu narzekał, że jeśli jego zagraniczni goście (w tym wypadku Michelle Obama z córkami) chcą przejść się po paryskich sklepach w niedzielę, on musi wcześniej złapać za telefon i sprawić, żeby to było możliwe.
Dyskusji o liberalizacji francuskich przepisów było jednak tyle (generalny zakaz handlu w niedziele miał mnóstwo wyjątków), że sprawę w końcu trzeba było uporządkować. Zrobił to obecny prezydent Emmanuel Macron w 2015 r., wówczas jeszcze na stanowisku ministra gospodarki, forsując zapisy, zgodnie z którymi lokalne władze wybierają 12 niedziel w roku, w trakcie których sklepy mogą być otwarte. Wyjątkiem są oczywiście strefy turystyczne, w których handel może się odbywać bez ograniczeń.
Brytyjski kompromis
Poluzowania przepisów nie uniknięto także po drugiej stronie Kanału La Manche, chociaż nie obyło się bez przeszkód. W połowie lat 80. zliberalizować regulacje chciała premier Margaret Thatcher, ale poniosła porażkę. Ostatecznie udało się to w 1994 r. – na mocy uchwalonego wówczas prawa większe sklepy (powyżej 280 mkw.) mogą handlować w każdą niedzielę, ale tylko w określonych porach (między 10 rano a 18) i nie dłużej niż 6 godzin dziennie.
W praktyce przekłada się to na czas pracy kas, natomiast klientów wpuszcza się do sklepu godzinę lub pół godziny wcześniej, aby mogli sobie pooglądać towar. Przepisy te obowiązują jednak wyłącznie na terenie Anglii i Walii. W Szkocji niedzielny handel nie ma żadnych ograniczeń, zaś w Irlandii Północnej sklepy mogą być czynne między pierwszą po południu a szóstą.
Liberalizacji niedzielnych zakazów nie uniknęły także kraje Beneluksu. W 2007 r. Belgia zgodziła się na sześć niedziel handlowych – liczba, która może być zwiększona do dziewięciu przez władze samorządowe. Z pewnością na te przepisy wpłynął holenderski przykład, gdzie już w 1984 r. wprowadzono cztery niedziele handlowe, a w 1993 r. powiększono wartość do ośmiu.
Trzy lata później rząd doszedł do wniosku, że takich wyjątków mogłoby być 12 lub więcej – jeśli dana miejscowość ma znaczenie turystyczne – ale pozostawił te decyzje w gestii lokalnych samorządów. Najnowsze prawo w tym zakresie mówi, że niedziel handlowych w Holandii ma być 12, chyba że lokalne władze zdecydują, że ma ich być więcej – bez względu na status turystyczny danej miejscowości. Generalna zasada mówi, że w gminach zamieszkałych przez protestanckich konserwatystów dzieje się to rzadziej niż w pozostałych.
– Z jednej strony liberalizacja przepisów ma za zadanie dostosować się do postępu technologicznego, a więc pojawienia się sklepów internetowych, które przecież są „czynne” całą dobę, a z drugiej jest to reakcja na kryzys finansowy z lat 2008–2009, bo sklepy otwarte w niedzielę zasilają konsumpcję krajową, także jeśli zakupy w nich robią turyści – mówi dr Artur Bartoszewicz ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Doskonałym przykładem poluzowania niedzielnych przepisów jest Grecja, w której zrobiono to w ramach programu poprawy konkurencyjności tamtejszej gospodarki po europejskiej programach ratunkowych.
Chorwacka nieustępliwość
Jak mówi dr Katarzyna Barańska z PwC Legal, jedną z przyczyn liberalizacji przepisów regulujących godziny otwarcia sklepów w niedziele jest transformacja rynku pracy. – Przez ostatnie 20 lat rynek pracy na Starym Kontynencie mocno się zmienił: ludzie rzadziej pracują wyłącznie w tygodniu i wyłącznie między 9 a 17. Wraz z tym zmienił się styl życia i ludzie częściej chcemy robić zakupy w weekendy – mówi ekspertka.
Oczywiście, w każdym kraju debata na temat niedzielnego handlu przebiega inaczej i ma swój własny, lokalny kontekst – w związku z tym od liberalizującego trendu są wyjątki. Można się na nie natknąć głównie w naszej części Europy. Przykład znad Adriatyku: Chorwaci uchwalili zakaz handlu w niedzielę nie raz, ale dwa razy – w 2004 i 2008 r. Ale za każdym razem tamtejszy Sąd Konstytucyjny uznawał prawo za niezgodne z ustawą zasadniczą.
Debata na ten temat wybucha co jakiś czas także w sąsiedniej Słowenii, w której w 2003 r. nawet poświęcono mu referendum. 57 proc. głosujących opowiedziało się za znaczącym ograniczeniem handlu w niedziele. W przeciwieństwie do kolegów z Zagrzebia, sędziowie z Lublany uznali, że stosowane prawo jest zgodne z konstytucją oprócz jednego zapisu: dotyczącego maksymalnej powierzchni placówki, która może być czynna w niedzielę (80 mkw.). Ostatecznie jednak przepisy nie weszły w życie, ponieważ związki zawodowe dogadały się z przedsiębiorcami i w układzie zbiorowym zapisano, że pracownicy handlu mają zagwarantowane dwie niedziele wolne w miesiącu. Wraz z tym osiągnięciem – a właśnie prawa pracownicze stały w centrum słoweńskiej debaty – sprawa została odłożona na półkę.
Starała się wrócić do tego grupa posłów w październiku ub.r., argumentując, że wynik referendum nigdy nie został wprowadzony w życie. Na grudniowym posiedzeniu jednak słoweński parlament ostatecznie odrzucił wprowadzenie niedzielnego handlu.