Dziś zapadnie najważniejszy od wielu miesięcy wyrok dotyczący prawa farmaceutycznego. Sprawę rozstrzygnie Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie. Chodzi o przepis antykoncentracyjny ustawy, który od dawna jest inaczej interpretowany przez inspekcję farmaceutyczną, a inaczej przez przedsiębiorców.



Artykuł 99 ust. 3 Prawa farmaceutycznego (t.j. Dz.U. z 2008 r. nr 45, poz. 271 ze zm.) stanowi, że nie wydaje się zezwolenia na prowadzenie apteki, jeżeli podmiot ubiegający się o nie prowadzi już na terenie województwa więcej niż 1 proc. aptek ogólnodostępnych bądź jeśli czynią to podmioty przez niego kontrolowane. Przez ponad 10 lat urzędnicy nie zwracali specjalnej uwagi na tę regulację. Od 2014 r. jednak inspektorzy farmaceutyczni rozpoczęli krucjatę przeciwko biznesowi skupiającemu w swych rękach zbyt duże udziały w rynku. Pojawił się jednak problem prawny: czy przedsiębiorcom, którzy mają zbyt wiele placówek, można nakazać zamknięcie aptek, które wykraczają ponad limit, czy jedynie można uniemożliwić otwieranie nowych.
Główny Inspektor Farmaceutyczny powołuje się na art. 37ap prawa farmaceutycznego, zgodnie z którym organ zezwalający cofa zezwolenie, gdy przedsiębiorca przestał spełniać warunki określone przepisami.
Sieci apteczne uważają, że cofać zezwoleń nie można, gdyż wtedy to przedsiębiorcy ponieśliby konsekwencje zmiany urzędniczej praktyki. Dodatkowo, zdaniem biznesu, gdyby ustawodawca chciał, aby przepisy były interpretowane tak, jak oczekuje tego inspekcja, wprost w art. 99 ustawy wskazałby, że można cofnąć już wydane zezwolenie. Nie zrobił tego jednak – jak przypuszczają prawnicy sieci – gdyż wiedział, że taka regulacja uderzałaby w swobodę działalności gospodarczej.
– Co w sytuacji, gdy przedsiębiorca ma niemal 1 proc. aptek w województwie i jedna nijak z nim niezwiązana upadnie? Tym samym przekroczony zostanie limit. Bez żadnej winy danego przedsiębiorcy zostanie mu cofnięte zezwolenie – przekonywał podczas ostatniej rozprawy pełnomocnik skarżącej decyzję spółki.
Główny Inspektor Farmaceutyczny uważa jednak, że przepisy są proste w interpretacji. A sam fakt, że przez lata inspektorzy ich nie stosowali, nie może oznaczać przyzwolenia na to, by nie egzekwować ich nigdy.
Kto ma rację w tym sporze, rozstrzygnie dziś sąd.