Poinformowała o tym w niedzielę należąca do imperium medialnego Gazpromu telewizja NTV.
Według NTV, rosyjski koncern obawia się, że do tekstu dokumentu, podpisanego wcześniej w Moskwie przez przedstawicieli Rosji i UE, w ostatniej chwili mogły zostać wniesione poprawki.
Wiadomość tę rosyjska stacja telewizyjna przekazała o godz. 13.00 czasu moskiewskiego (11.00 czasu polskiego).
Wkrótce potwierdził ją sam Gazprom, oświadczając, iż "nie otrzymał potwierdzenia podpisania przez Ukrainę protokołu o wprowadzeniu międzynarodowego monitoringu".
"Wychodzimy z założenia, że dokument powinien być podpisany w wersji, podpisanej przez stronę rosyjską i parafowanej przez Czechy" - dodał koncern.
Gazprom zapowiedział wcześniej, że wznowi dostawy gazu do UE przez Ukrainę, gdy tylko zaczną funkcjonować mechanizmy kontrolne określone w protokole.
Prezes rosyjskiego koncernu Aleksiej Miller przekazał w sobotę wieczorem, że początkowo Gazprom będzie tłoczył minimalne ilości gazu, by przekonać się, czy paliwo nie ginie na ukraińskim terytorium. Później szybko zwiększymy dostawy - dodał.
Według Millera, pierwsze partie gazu będą przeznaczone dla odbiorców na Bałkanach.