Jakby był to taniec postu z karnawałem, zwolennicy i przeciwnicy rządu przerzucają się danymi o wpływie programu „Rodzina 500 plus” na rynek pracy, ubóstwo, a nawet liczbę urodzeń.
Jakby był to taniec postu z karnawałem, zwolennicy i przeciwnicy rządu przerzucają się danymi o wpływie programu „Rodzina 500 plus” na rynek pracy, ubóstwo, a nawet liczbę urodzeń.
/>
Tymczasem nie ma możliwości ocenienia skutków tego programu. By mówić o wpływie i skutkach, potrzebowalibyśmy wiedzieć, co stałoby się w gospodarce Polski bez tego programu. Problem w tym, że sama konstrukcja programu uniemożliwia jego ocenę. Gdy chcemy wiedzieć, czy i jak działa jakiś lek, robimy dwie rzeczy: po pierwsze, podajemy go tylko części pacjentów, z pozostałych tworząc grupę kontrolną, po drugie, ściśle monitorujemy stan obu grup pacjentów.
Tymczasem świadczenie z programu 500+ otrzymują praktycznie wszyscy, od tego samego dnia, w takiej samej wysokości. Jedyna grupa potencjalnie wykluczona z jego otrzymywania – gospodarstwa z jednym dzieckiem, przekraczające dość restrykcyjny próg dochodowy – nie stanowi dobrej grupy kontrolnej, bo ludzie mają jedno dziecko zamiast dwóch z bardzo wielu różnych powodów, niekoniecznie związanych z programem 500+. Jednocześnie nie zbieramy żadnych danych na temat „pacjentów”. Brak grupy kontrolnej i brak monitoringu czyni wszystkie oceny spekulacją. Czy zatem niczego nie wiemy?
W Polsce w ostatnich kwartałach maleje aktywność zawodowa kobiet. Takie wnioski nasuwa Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności. To samo badanie pokazuje jednak dwie inne rzeczy. Po pierwsze, proces spadku aktywności zawodowej kobiet zaczął się, jeszcze zanim uruchomiono transfery z programu 500+, ale też te transfery to nie pierwszy ani dalece niejedyny nowy instrument, który w sposób bezwarunkowy dofinansowuje rodziny z dziećmi (m.in. koalicja PO-PSL po wielu latach odmroziła progi dochodowe, a później pojawiło się tzw. kosiniakowe). Po drugie, u deklarowanych przyczyn tego spadku leży nie tylko wychowywanie dzieci, ale także opieka nad innymi osobami zależnymi, np. starszymi rodzicami czy współmałżonkiem. Czy z takich danych można jednak wyciągnąć wniosek, że program 500+ nie pogarsza pozycji kobiet na rynku pracy? Nie – bo nie ma grupy kontrolnej ani rozsądnego monitoringu.
Wiemy także z pewnością, że części gospodarstw domowych przekazano ok. 2 proc. PKB, przy czym kwotowo większe środki otrzymały gospodarstwa domowe z większą liczbą dzieci. Te gospodarstwa narażone są na znacznie większe ryzyko ubóstwa, a transfer z programu 500+ z pewnością zwiększy pulę środków w ich dyspozycji. Sęk w tym, że u podstaw tego ubóstwa statystycznie leży albo brak pracy, albo zarobkowanie przez tylko jednego dorosłego, o relatywnie niskim poziomie kwalifikacji. Są jeszcze oczywiście inne przyczyny (np. niepełnosprawność dziecka czy rodzica) i na pewno zasługują one na uwagę przy ocenie samego zjawiska, lecz w sensie statystycznym mają niewielkie znaczenie. Zatem transfer potencjalnie zasypuje dziurę, lecz nie likwiduje jej przyczyny.
Ale czy na pewno zasypuje? Dane z Badań Budżetów Gospodarstw Domowych za 2016 r. pojawią się na przełomie lipca i sierpnia, do tego czasu można jedynie symulować skutki programu, ale nie można ich potwierdzić. Nikt nie wie, na co gospodarstwa domowe zdecydowały się wydać dodatkowe środki: ankietowani przez firmy badania rynku odpowiadali deklaratywnie, a dane zagregowane dotyczące np. sprzedaży detalicznej wykazują taką zmienność sezonową, sektorową i cykliczną, że ich interpretowanie przypomina wróżenie z dużej ilości fusów. Doniesienia o wydatkach na edukację, wyjazdy wakacyjne albo opiekę zdrowotną są zatem równie wiarygodne, jak te o kupowaniu używanych samochodów i alkoholu. Skądinąd nie muszą być sprzeczne, bo przy większym budżecie gospodarstwa, po kilkunastu miesiącach programu, możliwe było przecież sfinansowanie wszystkich tych wzrostów. W jakiej proporcji i w których gospodarstwach? Tego na razie nie wiemy i do sierpnia nie będziemy wiedzieli.
A co z dzietnością? Urodzeń jest z pewnością więcej niż przed rokiem. Ale czy są to dodatkowe urodzenia, czyli te, których bez programu by nie było? Może część osób przyspieszyła decyzję o posiadaniu dziecka, lecz niekoniecznie będzie miała ich więcej? Są pieniądze (kosiniakowe, może dla części osób 500+), jest więcej przedszkoli, rynek pracy osiągnął względnie korzystny stan – kto, jeśli nie my, kiedy, jeśli nie dziś. Być może część urodzonych właśnie berbeciów okaże się tak słodka, że ich rodzice wbrew wyjściowym planom zdecydują się na dwoje maluchów. Trudno jednak określić takie zjawisko przejawem skuteczności programu 500+.
Czy tak właśnie o prokreacji decydują teraz Polacy? Już zapewne domyślają się państwo odpowiedzi: absolutnie nie wiadomo.
Sama kwestia posiadania dzieci i zaplanowanie ich w cyklu życia jest kwestią wrażliwą, czasem nie do końca przewidzianą i niekoniecznie związaną z kwestiami czysto finansowymi. Efektem pożądanym programu 500+ faktycznie zwiększającym dzietność przy polskiej sytuacji demograficznej byłoby, gdyby część rodziców z jednym dzieckiem, która na pewno nie chciała mieć drugiego dziecka, jednak się na nie zdecydowała. Popularyzacja modelu 2+2 w miejsce modelu 2+1 jest jedynym trwałym sposobem poprawiania wskaźników dzietności.
Czas na pointę. O korzyściach trudno dziś rozstrzygać, za to w sposób oczywisty jedna grupa na wprowadzeniu 500+ naprawdę ucierpiała. To naukowcy – ekonomiści, socjologowie, demografowie – którzy widzą, jak na ich oczach idą duże pieniądze na program, którego skutków nigdy w poprawny metodologicznie sposób nie zmierzymy. Patrzeć, jak wydawane jest 20 mld zł, i wiedzieć, że człowiek nigdy nie będzie miał do powiedzenia niczego mądrzejszego niż bla, bla, bla u cioci na imieninach, to naprawdę męki Tantala.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama