Fiaskiem zakończyły się czwartkowe rozmowy w Brukseli przedstawicieli Komisji Europejskiej i czeskiego przewodnictwa UE z szefami Gazpromu i Naftohazu, które miały doprowadzić do natychmiastowego wznowienia dostaw rosyjskiego gazu przez Ukrainę do UE.

"Niestety nie mogę podać daty, kiedy dostawy będą przywrócone" - powiedział po całodniowym maratonie rozmów komisarz ds. energii Andris Piebalgs, zapowiadając kontynuowanie negocjacji.

Towarzyszący mu na konferencji prasowej czeski minister przemysłu Martin Rziman odpowiedzialnością za fiasko obarczył Rosjan, którzy zażądali, by wśród międzynarodowych obserwatorów, jacy pojadą na Ukrainę monitorować tranzyt gazu do UE, byli także Rosjanie. Zgodnie z rosyjskimi deklaracjami, wysłanie misji było warunkiem wznowienia dostaw.

"Jesteśmy rozczarowani stanowiskiem strony rosyjskiej"

"Jesteśmy rozczarowani takim stanowiskiem strony rosyjskiej. Uważamy, że Rosja nie ma żadnych uzasadnionych powodów, aby odrzucić propozycję. Rosja nie ma powodu, żeby nie przywrócić dostaw gazu na Ukrainę i do innych krajów" - powiedział czeski minister.

Piebalgs poinformował, że Ukraińcy nie odrzucili wprost obecności Rosjan wśród obserwatorów. Porozumienie zawarte dziś między Ukrainą a KE zakłada tylko obecność na Ukrainie obserwatorów unijnych. Tylko o tym była mowa na spotkaniu komisarza z ukraińskim wicepremierem Hryhorijem Nemyrią - zapewniła rzeczniczka ukraińskiej misji przy UE Iryna Skljar.

10 - 12 unijnych obserwatorów pojedzie jutro na Ukrainę

"W sprawie obserwatorów ze strony rosyjskiej UE nie może nic zrobić. Nie zgadzamy się na to, żebyśmy my mieli zmuszać Ukrainę do przyjęcia Rosjan. To nie należy do nas - oświadczył Piebalgs. - Ja negocjuję tylko w imieniu UE. Nie mam nic przeciwko temu (obecności Rosjan), ale to Ukraina musi się na to zgodzić".

Powiedział, że kwestia rosyjskich obserwatorów jest jedynym nieuzgodnionym warunkiem, od którego Rosjanie uzależniają wznowienie dostaw gazu do UE. Ubolewał, że nie udało mu się przekonać rosyjskich rozmówców, że unijni obserwatorzy będą "wystarczająco obiektywni". Odmawiał jednak - w przeciwieństwie do czeskiego ministra - stwierdzenia, kto jest winien fiaska rozmów.

Komisarz zapowiedział, że 10 - 12 unijnych obserwatorów (ekspertów z firm gazowych i KE) pojedzie jutro na Ukrainę - bo mimo fiaska rozmów KE chce realizować zawarte ze stroną ukraińską porozumienie. Chodzi o to, by unijni eksperci mieli pełny obraz sytuacji i byli obecni na miejscu, gdy dostawy zostaną wznowione. Docelowo obserwatorzy mają być rozmieszczeni także po rosyjskiej stronie granicy.



"Rosja sama zastawiła na siebie pułapkę"

Minister Rziman powiedział, że Rosja sama "zastawiła na siebie pułapkę", odrzucając zaplanowane w Brukseli rozmowy trójstronne Gazprom-Naftohaz-KE i zmuszając Piebalgsa i Komisję Europejską do roli pośrednika między skonfliktowanymi stronami. W imieniu czeskiego przewodnictwa zapowiedział kontynuowanie rozmów. "Jesteśmy gotowi negocjować wszędzie, w każdym czasie i natychmiast" - zapewnił.

Powrócił do zgłoszonego we wtorek przez premiera Czech Mirka Topolanka pomysłu specjalnego szczytu UE-Rosja-Ukraina, który miałby rozwiązać gazowy kryzys. "Wszystkie strony muszą razem wziąć udział w rozmowach na najwyższym szczeblu" - podkreślił. Piebalgs dystansował się jednak od tego pomysłu.

"Problemem nie jest brak kontaktów, także na najwyższym szczeblu. Bardziej potrzeba nam woli politycznej. Nie chodzi o szczyt, tylko o wypełnianie handlowych zobowiązań. Szczyt sam w sobie nie gwarantuje żadnego sukcesu" - powiedział komisarz.

Jutro o kryzysie będą rozmawiać w Brukseli koordynatorzy ds. gazu z krajów członkowskich UE. Przed południem dołączą do nich eksperci techniczni Naftohazu i Gazpromu.