Ograniczanie dostępu do pieniądza będzie się teraz odbywać raczej poprzez zmniejszanie bilansu banku centralnego.
Stopy w USA i w Polsce a kurs złotego / Dziennik Gazeta Prawna
Rynek jest niemal pewny: Federalny Komitet Otwartego Rynku (FOMC) amerykańskiej Rezerwy Federalnej podniesie dziś stopy procentowe o 0,25 pkt proc. Od jutra krótkoterminowe stopy w USA będą więc utrzymywane w przedziale 1–1,25 proc. Znajdą się na najwyższym poziomie od jesieni 2008 r. Wtedy Fed szybko ścinał je, żeby ratować światową gospodarkę przed zaczynającym się właśnie kryzysem finansowym. Od półtora roku amerykański bank centralny stara się jednak normalizować prowadzoną politykę. Dzisiejsza podwyżka będzie czwartą od grudnia 2015 r.
– Ona jest już „w cenach” – mówi Krzysztof Wołowicz, główny ekonomista BPS TFI. Oznacza to, że zaostrzenie polityki pieniężnej przez najważniejszy światowy bank centralny nie powinno doprowadzić do znaczących wahań cen akcji, obligacji czy kursów walut. – Fed nie zależy na zwiększaniu niepewności i zmienności na rynkach. Oni starają się być bardzo przewidywalni – zaznacza Jarosław Janecki, główny ekonomista banku Societe Generale w Warszawie.
O ile sama decyzja nie powinna mieć wielkiego znaczenia, o tyle niespodzianki mogą być w innych informacjach, jakie napłyną z Fed. Opublikuje on najnowsze wyniki swoich projekcji gospodarczych. Towarzyszyć im będą także przewidywania poszczególnych członków FOMC odnośnie do wysokości stóp w perspektywie dwóch i pół roku. – Ich prognozy będą kluczowe dla oceny perspektyw polityki pieniężnej w Stanach. Ja zakładam, że pojawi się sugestia, że stopy przez dłuższy czas nie będą zmieniane – mówi Krzysztof Wołowicz. Według Jarosława Janeckiego w tym roku może być jeszcze jedna podwyżka.
Analitycy zwracają uwagę na jeszcze jeden czynnik. – Coraz więcej mówi się o redukcji bilansu Fed. Jeśli w tym względzie pojawią się jakieś bliższe zapowiedzi, może to mieć wpływ na sytuację na rynkach – wskazuje Jarosław Janecki.
Zmniejszenie bilansu oznaczałoby odwrócenie tzw. ilościowego luzowania polityki pieniężnej. Politykę dodruku pieniądza Fed prowadził do końca 2014 r. Skupowanie z rynku papierów dłużnych służyło zwiększeniu masy pieniądza w obiegu i rozruszaniu gospodarki. W efekcie bilans amerykańskiego banku centralnego spuchł do 4,5 bln dol. To jedna czwarta rocznego produktu krajowego brutto Stanów Zjednoczonych. Teraz bankierzy centralni w USA przygotowują się do ograniczenia bilansu. Żeby tak się działo, wystarczy, by Fed odzyskiwał pieniądze z tych papierów dłużnych, które są wykupywane przez emitentów (głównie rząd).
Na przeszkodzie planom zaostrzania polityki pieniężnej w USA mogą stanąć słabsze dane makroekonomiczne. Stopa bezrobocia (istotna, bo pełne zatrudnienie to jeden z celów działania amerykańskiego banku centralnego) spadła wprawdzie w maju do 4,3 proc., czyli najniższego poziomu od wiosny 2001 r., ale równocześnie słabsza od prognoz okazała się dynamika zatrudnienia. Bezrobocie spada, bo część osób wypada z rynku pracy. Równocześnie nie ma obaw, że gwałtownie wzrośnie inflacja (stabilność cen to drugi cel Fed). W ryzach trzymają ją np. niskie ceny ropy naftowej.
Jeśli Rezerwa Federalna dziś nie zaskoczy, to nie należy się też obawiać negatywnych konsekwencji np. dla złotego. Stopy w Polsce nadal będą wyższe niż w USA (choć różnica jest dużo mniejsza niż przed kilkoma kwartałami). Gdyby tzw. dysparytet stóp zniknął, zniechęcałoby to zagranicznych inwestorów do lokowania wolnych środków na naszym rynku.