Giełda Papierów Wartościowych (GPW) znalazła partnerów do pomocy w uruchomieniu agencji oceniającej wiarygodność kredytową małych i średnich przedsiębiorstw.
Każdego roku firmy sprzedają obligacje o wartości kilkunastu miliardów złotych / Dziennik Gazeta Prawna
Nowym udziałowcem Instytutu Analiz i Ratingu (IAiR) będzie Polski Fundusz Rozwoju, państwowy wehikuł biznesowy, finansujący prorozwojowe inwestycje. Do grona akcjonariuszy spółki dołączy prawdopodobnie także Biuro Informacji Kredytowej (BIK), czyli instytucja, której udziałowcami są Związek Banków Polskich oraz poszczególne banki. Po własnościowych przekształceniach GPW, która w 2014 r. założyła IAiR i jest na razie jego jedynym akcjonariuszem, stanie się udziałowcem mniejszościowym. W ten sposób instytut straci status spółki zależnej od GPW i tym samym zniknie jedna z przyczyn, dla których nie mógł dotychczas rozpocząć działalności. Powodem był konflikt interesów – IAiR miał być agencją ratingową, oceniająca wiarygodność kredytową małych i średnich przedsiębiorstw emitujących obligacje. Papiery te trafiłyby następnie na rynek długu prowadzony przez giełdę. GPW zatem wydawałaby oceny swoim emitentom. Taka formuła na rynkach wysokorozwiniętych nie jest znana i niemal na pewno nie wyraziłaby na nią zgody ESMA (The European Securities and Markets Authority), unijna instytucja nadzorująca rynek kapitałowy. Żeby prowadzić na terenie Unii agencję ratingową, potrzebna jest licencja wydawana przez ESMA.
– Od początku mieliśmy plan, żeby do tego projektu pozyskać partnerów, ale z różnych przyczyn to się nie udało – mówi Adam Maciejewski, były prezes GPW. To za jego kadencji powstał IAiR. Miał przyczynić się do „wzrostu efektywności i rozwoju płynności polskiego rynku obligacji”, a w dalszej kolejności miał objąć region Europy Środkowo-Wschodniej. Maciejewski jednak przestał być prezesem kilka dni po powstaniu instytutu, co zatrzymało rozwój tej inicjatywy. Paweł Tamborski, kolejny szef GPW, rozważał nawet sprzedaż spółki.
– Tym razem na pewno uda się uruchomić działalność operacyjną, bo taka instytucja jest potrzebna. Pieniądze nie są problemem, mamy kapitał. Trzeba po prostu zbudować zespół, metodologię i uzyskać licencję – mówi Wojciech Nagel, szef rady nadzorczej GPW. Nagel zasiada także w organie nadzoru IAiR. Jego członkami są także Andrzej Wojtyna i Dariusz Filar, znani ekonomiści, w przeszłości zasiadający w Radzie Polityki Pieniężnej.
Drugim powodem, dla którego GPW nie udało się pozyskać partnerów do prowadzenia agencji ratingowej, są problemy z zarabianiem pieniędzy na tego typu działalności. Nikt nie neguje potrzeby istnienia instytucji oceniającej zdolność kredytową relatywnie mniejszych firm. Potrzebują tego inwestorzy indywidualni, którym nie jest łatwo zrobić to samemu i często kupują papiery emitenta obligacji w ciemno. Dla spółki uzyskanie ratingu poszerza grono potencjalnych nabywców jej papierów dłużnych, bo dla niektórych inwestorów ocena wiarygodności kredytowej jest warunkiem koniecznym do zainwestowania pieniędzy.
– Większość uczestników naszego rynku przyzwyczaiła się do tego, że emitenci obligacji nie mają oceny wiarygodności kredytowej. Dlatego nie wiem, czy dziś jest na rynku miejsce dla jeszcze jednego podmiotu – zastanawia się Mirosław Bajda, prezes firmy EuroRating. Działająca od 2007 r. spółka jest jedyną polską agencją ratingową, która poświęca uwagę nie tylko największym przedsiębiorstwom. W tym czasie ocenę wiarygodności kredytowej zamówiło u niej jedynie kilka firm.
– Być może, jeśli uda się nowej firmie wystawić kilkadziesiąt ratingów, to tym samym stanie się to standardem i rynek ruszy do przodu – ocenia Bajda.
Krajowy rynek agencji ratingowych dopełnia specjalizujący się w ocenie wiarygodności kredytowej samorządów INC Ratings oraz Standard & Poor’s, Moody’s i Fitch Polska. Z usług trzech ostatnich mniejsze krajowe firmy nie korzystają, bo są za drogie. Ceny zaczynają się od około 100 tys. zł, w EuroRatings ocena wiarygodności kredytowej kosztuje od 15 do 30 tys. zł.
– Uruchamiając instytut, zakładaliśmy, że będzie na plusie dopiero po kilku latach, kiedy już uda się spopularyzować ideę ratingów – zastrzega Maciejewski. Podobne założenia mają obecne władze GPW.