Szanse na dużo niższy deficyt w finansach publicznych niż planowane 2,9 proc. PKB są niewielkie. Nawet jeśli nowe prognozy wpływów z VAT się sprawdzą.
Deklaracja polskiego rządu złożona Komisji Europejskiej jest jasna: deficyt polskiego sektora rządowego i samorządowego w tym roku nie przekroczy 3 proc. PKB. To maksymalny poziom dopuszczany prawem UE. Zgodnie z rządowym programem konwergencji – czyli dokumentem, z wykonania którego KE nas co rok rozlicza – deficyt ma wynieść 2,9 proc. PKB, czyli zbliżyć się do dopuszczalnego pułapu.
Reklama
Deklaracja została złożona na podstawie ambitnych prognoz dochodów i wydatków, przy czym plan budżetu centralnego stanowi najważniejszy ich element. Ministerstwo, pisząc budżet, założyło, że wpływy z podatków wyraźnie wzrosną. Optymizm widać nie tylko w planach dotyczących VAT (gdzie zakładano 12-proc. wzrost), ale też w CIT (wzrost aż o 13 proc.), w PIT (o prawie 6 proc.), czy w akcyzie (ponad 5-proc. wzrost). Na dodatek resort założył też, że budżet w 2017 r. będzie miał naturalne oszczędności, czyli nie wykona w pełni planu wydatków. Średnio naturalne oszczędności wynosiły około 12 mld zł rocznie i taką kwotę przyjęto do wyliczenia deficytu na poziomie 2,9 proc. PKB.
Reklama
Wyższe wpływy z VAT w tym roku teoretycznie powinny załatwić sprawę. Jeśli rzeczywiście MF uda się wykonać nowy plan, to pieniędzy z podatku będzie więcej o 7,5 mld zł, niż zakładano. Problem w tym, że ten naddatek jedynie zasypie dziury, które mogą powstać w innych częściach budżetu. Zagrożona jest realizacja prognoz wpływów z innych podatków i – przede wszystkim – uzyskanie naturalnych oszczędności w wydatkach w takiej skali, jak to zaplanowano.
Skąd dziury? Pierwszym podejrzanym jest CIT. Tempo realizacji planu tegorocznych dochodów z niego nie odbiega od tego z poprzedniego roku. Do tej pory budżet uzyskał z CIT 13,1 mld zł. To 44 proc. tego, co zaplanowano na cały rok. Ale w 2016 r. po czterech miesiącach było podobnie – 43,8 proc. I wtedy wystarczyło, by na koniec roku przekroczyć założenia o ledwie 314 mln zł. W 2017 r. może się nie udać nawet to, o ile spełnią się przewidywania ekonomistów, że przedsiębiorcy zaczną w końcu inwestować. To może im pogorszyć wynik i zmniejszyć bazę dla CIT.
Ale jest jeszcze jeden kłopot: nie będzie pieniędzy z podnoszenia wartości nominalnej akcji spółek Skarbu Państwa, co wykorzystywano w 2016 r. Od podniesienia wartości nominalnej kapitału akcyjnego spółka musi zapłacić podatek i tak się działo w roku ubiegłym. To był sposób na transferowanie zysków tylko do jednego akcjonariusza, czyli Skarbu Państwa, z pominięciem pozostałych.
– Teraz nie ma na to politycznej zgody. Uznano, że cierpi na tym wizerunek Polski w oczach zagranicznych inwestorów – mówi nasz informator z rządu.
Budżet na pewno nie uzyska 1,2 mld zł z podatku od handlu. Komisja Europejska go zakwestionowała, pobór został zaniechany – ale w ustawie budżetowej nadal widnieje 1,2 mld zł wpływów z niego. Prognozy nie usunięto, bo w zamian za podatek od sprzedaży detalicznej rząd miał zaproponować inne rozwiązanie. Ale ostatecznie się z tego wycofał licząc na to, że obroni pierwotną wersję przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Nawet jeśli z powodzeniem, to efektów w tym roku na pewno nie będzie.
Inny punkt zapalny to planowane naturalne oszczędności w wydatkach. Założono, że będzie 12 mld zł, ale w MF są obawy, że może się nie udać takiej kwoty uzyskać. Gorszy od przeciętnej pod tym względem był ubiegły rok, kiedy to oszczędności wyniosły 8 mld zł. Powtórka oznacza utratę kolejnych 4 mld zł. Według nieoficjalnych informacji z Ministerstwa Finansów resort tutaj widzi główne ryzyko napięć w planie. Dlaczego? Świadome przeniesienie części wydatków na kolejny rok raczej nie wchodzi w grę, skoro to budżet na 2018 r. ma być wspierany jeszcze w tym roku. Poza tym np. celowe opóźnienie inwestycji też raczej odpada, skoro rządowi zależy na wysokim wzroście PKB. Jeśli inwestycje rzeczywiście miałyby przyspieszyć, zwłaszcza te współfinansowane środkami z UE, to wydatki zaczną rosnąć. Na razie pula na budżetowe współfinansowanie została wykorzystana zaledwie w 15 proc., rząd wydał na ten cel mniej niż rok temu o tej porze.
Brak wpływów z podatku od handlu i uszczuplenie oszczędności w wydatkach podobne do ubiegłorocznego zjada 5,2 mld zł z 7,5 mld zł potencjalnych dodatkowych dochodów z VAT. A to jeszcze nie koniec, bo deficyt 2,9 proc. PKB policzono dla całego sektora, w skład którego wchodzą też samorządy. Założono przy tym, że samorządy w tym roku będą miały zbilansowane budżety. Tymczasem samorządowcy zaplanowali niemal 16 mld zł deficytu. To m.in. efekt planowanego dużego wzrostu wydatków inwestycyjnych, o prawie 103 proc. w porównaniu z rokiem 2016. Ekonomiści Credit Agricole wyliczyli, że biorąc pod uwagę trendy z poprzednich lat, rzeczywista wielkość nakładów na inwestycje będzie mniejsza i może wynieść około 38 mld zł. Ale to i tak o połowę więcej niż w ubiegłym roku. Samorządowcy już wydają na nie więcej, po I kw. o 11,2 proc. więcej niż rok temu.
– Rzeczywiście, głównym źródłem deficytu w samorządach są inwestycje. Ale mimo tych ambitnych planów spodziewałbym się ich raczej dopiero w przyszłym roku, więc prognozę MF może udać się wypełnić – ocenia Michał Rot, ekonomista PKO BP.
Na razie nie zanosi się, żeby napięcia w planie były łagodzone większymi wpływami z innych podatków. Z PIT fiskus ściągnął dotychczas niecałe 16,1 mld zł. To świetny wynik, ale stanowi 31,5 proc. planu na cały rok. W ubiegłym roku po kwietniu plan z podatku dochodowego od osób fizycznych wykonany był w prawie 32 proc. Z akcyzą jest nawet gorzej niż rok wcześniej. Po czterech miesiącach mamy 20,5 mld zł, czyli niespełna 30 proc. kwoty zapisanej na cały rok. Przed rokiem było to 31 proc.
Komentarze(0)
Pokaż: