Wzrost cen żywności, szybki wzrost płac oraz możliwość osłabnięcia deflacji cen importu z krajów o niskich kosztach wytwarzania mogą wpływać na politykę pieniężną RPP.
• Rada już cztery razy podnosiła stopy w tym roku, a ekonomiści wciąż mówią o ryzyku wzrostu inflacji. Dlaczego?
- No cóż, hydrze inflacji ponownie odrastają głowy, i to przynajmniej trzy. Rosną ceny żywności. Utrzymuje się szybkie tempo wzrostu płac. Narasta inflacja w Chinach, które są naszym ważnym partnerem handlowym.
• Gdzie szukać przyczyn wzrostu cen żywności?
- Dwie z nich okażą się zapewne względnie trwałe: rosnąca zamożność społeczeństw Indii i Chin oraz rosnący popyt na biopaliwa w USA i Europie. Pozostałe przyczyny miały charakter szoków podażowych. Susze w kilku krajach, jak na przykład w Australii, spowodowały złe zbiory. Masowe choroby zwierząt, jak w Chinach, wpłynęły na ceny produktów mięsnych. Dla nas problem z cenami żywności może być poważniejszy niż w strefie euro, ponieważ jej udział w koszyku CPI jest u nas większy.
• Tempo wzrostu płac wciąż nie chce być niższe...
- To może być z czasem naszym głównym problemem. Jeśli płace w Polsce będą nadal rosły w szybkim tempie, to może pojawić się silna presja popytowa. Na razie jednak czynnikiem ułatwiającym naszą sytuację jest korzystna struktura wzrostu dochodu narodowego. Wysokie tempo inwestycji daje nadzieję na utrzymanie się wzrostu wydajności na względnie wysokim poziomie, a tempo wzrostu konsumpcji jest wciąż niższe od tempa wzrostu PKB.
• Jakie ryzyko stwarzają symptomy presji inflacyjnej w Chinach?
- Na razie trudno powiedzieć. Płace w Chinach rosną, ale udział płac w PKB Chin spada. Pamiętajmy również, że nasz import z Chin jest kwotowany w dolarach, a kurs dolara - co widzimy - bardzo osłabł także w stosunku do złotego.
• Widzi pan ryzyko wzrostu inflacji bazowej, która nie uwzględnia cen żywności i paliw?
- Na razie nie widać, by presja popytowa wpływała znacząco na inflację bazową. Zobaczymy jednak, jak będą kształtowały się ceny żywności przetworzonej. Na razie niska inflacja bazowa daje RPP możliwość działań zdecydowanych, ale rozważnych; uwzględniających między innymi to, że o restrykcyjności polityki pieniężnej decydują łącznie stopa procentowa i kurs walutowy.
• Zewsząd słychać ostrzeżenia, że żądania płacowe wywołają wzrost inflacji.
- Spójrzmy, co od dawna dzieje się na świecie. Masowe żądania płacowe to już od lat zjawisko ograniczające się do sektora publicznego. Szybkie tempo wzrostu płac to u nas głównie efekt tego, że przedsiębiorstwa muszą płacić więcej, jeśli chcą zwiększać zatrudnienie.
• Jakie są konsekwencje kryzysu na rynkach kredytów hipotecznych, do jakiego doszło w tym roku?
- Niestety, osłabił on tempo wzrostu w krajach wysoko rozwiniętych. Wpłynął także na ich politykę pieniężną. EBC przerwał cykl zacieśniania polityki pieniężnej. Zwiększyło to - niestety - ponownie dysparytet stóp procentowych pomiędzy Polską a strefą euro, co utrudnia naszą politykę pieniężną.
• Porównywał pan wcześniej konieczność podwyżki stóp do wykupienia polisy ubezpieczeniowej. To dalej aktualne?
- Mówiłem o polisie ubezpieczeniowej, licząc się z możliwością wzrostu inflacji. Teraz inflacja rzeczywiście rośnie, a my mamy sprawić, by jej wzrost okazał się przejściowy.
• Czy ewentualne dalsze zacieśnianie polityki pieniężnej nie wpłynie niekorzystnie na wzrost gospodarczy?
- Źródłem trwałego wzrostu gospodarczego są inwestycje. Kupowanie maszyn i urządzeń to najbardziej ryzykowna forma inwestowania. Kupione akcje można łatwo odsprzedać. Z maszynami jest dużo gorzej. Utopione koszty to nie jest barwna przenośnia. To jest termin z podręczników do finansów przedsiębiorstw. Współczesne banki centralne uwalniają przedsiębiorstwa od ryzyka znacznego wzrostu inflacji, co sprzyja inwestycjom, a więc wzrostowi gospodarczemu.