Ograniczanie ryzyka to nie kupno od banku instrumentu na podstawie prezentacji, tylko stworzenie własnych działów zarządzania ryzykiem.
Ostatnie wydarzenia związane z opcjami, które wystawiały dziesiątki, a może nawet setki polskich przedsiębiorstw, doprowadziło do absurdalnej sytuacji, w której oskarża się instrument wykorzystywany do ograniczenia ryzyka za zło całej sytuacji. Dodatkowo część dziennikarzy niemalże sugeruje, że powinno się zakazać wykorzystywania opcji. To jakby za morderstwo oskarżać nóż kuchenny.
W niezbyt komfortowej sytuacji mogą znaleźć się zarządzający ryzykiem w wielu firmach, którzy działali świadomie i z odpowiedzialnością. Poziom rozumienia problemu jest w chwili obecnej taki, że mogą znaleźć się pod presją natychmiastowego zamykania pozycji tylko dlatego, że zostały zbudowane przy wykorzystaniu instrumentów pochodnych. Można liczyć tylko na to, że prezesi w takich przedsiębiorstwach mają jednak głowę na karku. Nawet przedstawiciele jednej z firm audytorskich (czy może doradczych) wezwali w pierwszych wypowiedziach prasowych do natychmiastowego zamykania pozycji, ignorując niemalże złożoność tematu. Parafrazując powiedzenie Stalina o człowieku, można by uznać, że jest opcja - jest problem, nie ma opcji - nie ma problemu.
W zasadzie to dość wygodna sytuacja dla wszystkich - dla banków, które oferowały produkt, którego nie rozumiał nabywca. Firm, które dzięki temu mogą próbować uchylić się od odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Mediów, które mają używanie - a że temat zbyt prosty nie jest, to trzeba go tak uprościć, że prowadzi to do absurdów.
Część komentatorów, nie bardzo rozumiejąc złożoną materię, jaką są opcje, myli wystawianie z kupowaniem, call z put, straty wynikające z dopłat do depozytów ze stratami zaksięgowanymi, zabezpieczanie ze spekulacją. W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że najbardziej oczekiwanym komunikatem byłoby jasne stwierdzenie - nie mamy żadnych opcji. Trudno więc się dziwić, że w taki kanał dało się wpuścić wiele firm.
Najważniejsza w tej chwili jest nauka na przyszłość. Czyli zrozumienie przez firmy, że ograniczanie ryzyka to nie kupno od banku instrumentu na podstawie prezentacji w PowerPoincie, tylko stworzenie własnych działów zarządzania ryzykiem. Z ludźmi, którzy mają o tym pojęcie, a nie wydaje im się, że posiadają taką wiedzę.