Zdaniem prezydenta Lecha Kaczyńskiego wejście Polski do strefy euro w 2012 roku jest niewykonalne. Uważa, że plan szybkiego wprowadzenia wspólnej waluty jest sprzeczny z "polityką antykryzysową" i Polacy powinni wybrać, co wolą.

"W tej chwili polityka szybkiego wchodzenia do (strefy) euro to jest jednocześnie polityka, która stoi w sprzeczności z polityką antykryzysową. Niech społeczeństwo wybiera: czy woli politykę restrykcyjną, która jednocześnie da nam szybki wstęp do euro, czy politykę zwalczania kryzysu, który jest niestety nieco gorszy niż się wydawało jeszcze dwa, trzy miesiące temu" - mówił prezydent dziś w Radiu ZET.

Na pytanie, jak ocenia propozycję prezesa PiS Jarosław Kaczyńskiego, by Polacy odpowiedzieli w referendum na pytanie, czy chcą wprowadzenia euro w 2012 roku, czy też dopiero w momencie gdy Polska zbliży się pod względem rozwoju gospodarczego do przeciętnej w Unii Europejskiej, prezydent odparł, że "to jest dobre sformułowanie sprawy".

"Z wprowadzeniem w Polsce europejskiej waluty trzeba czekać na lepsze czasy"

Zdaniem Lecha Kaczyńskiego z wprowadzeniem w Polsce wspólnej, europejskiej waluty "trzeba czekać na lepsze czasy". Dodał, że bardziej konkretny termin będzie można podać po roku 2010.

"Są ludzie, dla których wejście do strefy euro jest wartością, natomiast dla mnie wartością wielką jest suwerenność. Wiem, że musieliśmy wejść do UE, to nam dało duże korzyści i Polska nie miała innego wyjścia. Ja się niezmiernie cieszę, że jesteśmy w UE, Unia jest dla mnie podstawowym układem odniesienia" - mówił prezydent.

"Powstaje pytanie, czy plan euro w 2012 roku - niewykonalny, to mówię z pełną odpowiedzialnością, nawet jakby wszyscy Polacy bardzo tego chcieli, prezydent, premier - nie jest czymś, co ma zastąpić politykę miłości? Krótko mówiąc, najpierw hasłem była miłość i dało sukces, a teraz będzie euro" - dodał Lech Kaczyński.



"Jest pewna nikła aktywność rządu"

Pytany o ocenę pracy rządu i premiera, prezydent mówił: "jeżeli ktoś komuś obiecuje przyspieszenie rozwoju, a jest spowolnienie, to jest to niedotrzymanie oczywistych obietnic wyborczych".

"Jest pewna nikła aktywność rządu. Nie ma ciągle tego pakietu deregulacyjnego, z którym po części się zgadzam, po części nie. Sądzę też, że poprzednia władza była nieporównanie bardziej odporna na wpływy różnego rodzaju lobby. To nie chodzi o osobistą ocenę Donalda Tuska. Myślę, że on osobiście jest odporny, natomiast choćby cały zespół ustaw zdrowotnych - tam interesy było widać jak na dłoni" - dodał Lech Kaczyński.

Ocenił też, że na postrzeganie jego prezydentury często miały wpływ "zdarzenia bez żadnego znaczenia", albo takie, o których nawet nie wiedział. "W ogóle mnie zaczyna troszkę denerwować, że tyle rzeczy nieprawdziwych na swój temat słyszę i moich współpracowników" - mówił prezydent.

"Wiadomości" były tak PiS-owskie, jak ja jestem wysokim blondynem"

Na pytanie, czy telewizja publiczna pod kierownictwem Andrzeja Urbańskiego nie potrafiła przekazać prawdziwego obrazu prezydenta, Lech Kaczyński odparł: "myślę, że nie; krótko mówiąc, prezes Urbańskiego prowadził politykę, która z polityką PiS nie miała wiele wspólnego; jeżeli chodzi o "Wiadomości", to myślę, że one były tak PiS-owskie, jak ja jestem wysokim blondynem".

Prezydent dodał też, że wydarzenia w TVP zaskoczyły go, a nowemu szefowi telewizji publicznej Piotrowi Farfałowi daje małą szansę.

19 grudnia rada nadzorcza TVP zawiesiła trzech członków zarządu TVP: Andrzeja Urbańskiego, Marcina Bochenka i Sławomira Siwka, na p.o. prezesa powołała Piotra Farfała, a do zarządu oddelegowała Tomasza Rudominę. Krajowy Rejestr Sądowy potwierdził zmiany w zarządzie TVP.