Polska rekompensuje spadek dostaw gazu przez Ukrainę zwiększonym przesyłem z Białorusi. Białoruskie rurociągi nie są już w stanie zwiększyć przepustowości. W razie zmniejszenia dostaw w pierwszej kolejności odłączone zostaną zakłady przemysłowe.
Rośnie zagrożenie zmniejszeniem dostaw rosyjskiego gazu ziemnego do Polski. Spadek ciśnienia w gazociągu biegnącym do naszego kraju przez Ukrainę Gazprom rekompensuje na razie zwiększonym przesyłem przez Białoruś. Jednak białoruskie rury nie są w stanie już na zachód Europy dostarczać więcej surowca. A to - przy dalszym spadku wielkości tranzytu przez Ukrainę - grozi kryzysem gazowym. Polska jest w wyjątkowo trudnej sytuacji, ponieważ gaz z Rosji zaspokaja niemal 70 proc. krajowych potrzeb. Tymczasem nie mamy alternatywy dla gazu z tego kierunku.

Białoruś nie da więcej gazu

Z początkiem nowego roku ciśnienie w gazociągu biegnącym przez Ukrainę do naszego kraju niepokojąco spadło. W miniony piątek w punkcie zdawczo-odbiorczym w Drozdowiczach odnotowano 11-proc. zmniejszenie dobowej zamówionej ilości gazu. W celu uzupełnienia poziomu dostaw do naszego kraju zwiększono odbiór gazu w punkcie Wysokoje na granicy polsko-białoruskiej. Jak informuje Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, w ten sposób utrzymywany jest poziom zaplanowanych dostaw ze Wschodu.
- Sytuację na granicy stale monitorujemy. Dostawy do Polski są już stabilne i zgodne z obowiązującym kontraktem - zapewniła nas Joanna Zakrzewska z PGNiG.
Jeśli jednak ciśnienie w gazociągu biegnącym przez Ukrainę ponownie spadnie, może zacząć brakować gazu. Jak tłumaczy Andrzej Szczęśniak, niezależny analityk rynku paliw, rurociąg białoruski jest już niemal pełny.
- Ostatnie zwiększenie dostaw gazu ziemnego do Polski przez Białoruś wykorzystało prawie maksimum mocy przesyłowych z tego kierunku - wyjaśnia.
- Punkt wejścia do polskiego systemu przesyłowego ma ograniczoną przepustowość - potwierdza Michał Swół, menedżer z KPMG.
Według niego dalsze ograniczenie dostaw do Polski jest realne.
- To jednak czarny scenariusz. Obie strony muszą się porozumieć, Rosji zależy bowiem, by gaz płynął na Zachód. Obecna sytuacja psuje im wizerunek wiarygodnego dostawcy - dodaje.



Za małe zapasy

Choć PGNiG zapewnia, że dysponuje zapasami surowca, to magazyny spółki, wypełnione obecnie w 85 proc., zaspokoją jedynie kilkutygodniowe potrzeby rynku. I to też tylko częściowe.
- Z magazynów jesteśmy w stanie uzyskać najwyżej 25 mln m sześc. gazu na dobę, co przy obecnym dobowym zużyciu na poziomie 45 mln m sześc. jest wielkością niewystarczającą. Co więcej, jeśli temperatura spadnie, to konsumpcja tego paliwa skoczy do 50 mln m sześc. - ostrzega Andrzej Szczęśniak.
Zdaniem Przemysława Wiplera, byłego dyrektora Departamentu Dywersyfikacji Nośników Energii Ministerstwa Gospodarki, sytuacja jest jeszcze bardziej trudna.
- Ze względów technicznych PGNiG z magazynów w ciągu doby wypompować może najwyżej kilkanaście milionów metrów sześciennych - dodaje.
Według niego kryzys jest wobec tego jak najbardziej realny.
- Niewykluczone, że rząd będzie musiał wydawać decyzje o ograniczeniu dostaw dla odbiorców przemysłowych. Jeśli nastąpi eskalacja problemu z zaopatrzeniem w gaz, to nawet gospodarstwa domowe, które - choć są chronione rozporządzeniem - będą zagrożone - alarmuje.
W 2004 i 2006 roku już mieliśmy do czynienia z podobną sytuacją. W wyniku sporu na linii Ukraina-Rosja zmniejszono przesył gazu do Polski.

Historia zatacza koło

- Trzy lata temu jednak okoliczności były bardziej niesprzyjające niż obecnie - uspokaja Andrzej Szczęśniak.
Wówczas dostawy z Ukrainy spadły o 40 proc., zaś warunki pogodowe były znacznie gorsze - panował bowiem mróz.
- W efekcie zabrakło gazu dla zakładów chemicznych i rafinerii - przypomina.
Przedsiębiorstwa zanotowały wielomilionowe straty. W konsekwencji nie udało się też sprywatyzować zakładów wielkiej syntezy chemicznej.
- Wtedy mogliśmy mówić o kryzysie. Aktualnie nie ma podstaw do paniki - uspokaja analityk.
Choć, jak zastrzega, jeśli temperatura jeszcze spadnie i utrzyma się na niskim poziomie przez dłuższy czas, niewykluczone, że do kryzysu dojdzie.
Według ekspertów problemem jest kruchość polskiego systemu gazowego w trudnych momentach.
- Martwi mnie, że choć co kilka lat przeżywamy kolejne kryzysy tego typu, to nie wyciąga się z nich żadnych wniosków. Wystarczy powiedzieć tylko, że w ciągu ostatnich lat spadło wydobycie własne PGNiG, zaś moce wydawcze zapasów gazu z magazynów w tym czasie wzrosły tylko nieznacznie - tłumaczy Andrzej Szczęśniak.
SZERSZA PERSPEKTYWA - RYNEK
Krajowe wydobycie gazu nie zaspokoi potrzeb. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo przez trzy kwartały 2008 roku wydobyło 3 mld m sześc., przy sprzedaży gazu na poziomie 10 mld m sześc. Ewentualnego braku surowca nie jesteśmy w stanie zrekompensować sobie też zwiększeniem dostaw z innego źródła - blisko 70 proc. gazu zużywanego w naszym kraju pochodzi właśnie z Rosji.
Nie dysponujemy wciąż gazoportem, który umożliwiłby nam import LNG (skroplony gaz ziemny) drogą morską (projekt Baltic Pipe) ani możliwością otrzymywania gazu z Norwegii.
- W sytuacji, gdy PGNiG przystępuje do rozmów o nowym kontrakcie, który ma obowiązywać od 2010 roku, stawia to nas w bardzo niekorzystnej sytuacji negocjacyjnej - oceniają eksperci.