Resort Mateusza Morawieckiego szykuje preferencyjne rozwiązanie, które może obniżyć obciążenia mikrofirm nawet o 20–30 proc.
PORÓWNANIE OBECNYCH I PROPONOWANYCH ROZWIĄZAŃ DLA MIKROPRZEDSIĘBIORCÓW / Dziennik Gazeta Prawna

Resort rozwoju szykuje zupełnie nowy system poboru składek od najmniejszych przedsiębiorców. Przez pierwsze pół roku działaliby bez żadnych obciążeń Tak głębokich zmian jeszcze w Polce nie było: w małej działalności gospodarczej, gdzie miesięczny przychód nie przekracza 5 tys. zł, fiskus i ZUS nie zabierałyby ani złotówki przez pierwsze sześć miesięcy od startu firmy. Potem – przez kolejne dwa lata – ZUS pobierałby jedynie składkę na ubezpieczenie społeczne, a jej podstawą miałby być przychód. Stawka wyniesie 22 proc. lub 25 proc. przychodu (rząd jeszcze się ostatecznie nie zdecydował). Po 2,5-rocznym okresie preferencji przedsiębiorca płaciłby składkę zryczałtowaną jak obecnie (czyli ponad 1172 zł miesięcznie) i podatek dochodowy.

Firma mogłaby stracić preferencje również wcześniej, jeśli jej miesięczny przychód wzrósłby ponad 5 tys. zł. Choć pojawiają się postulaty, by nowe rozwiązanie było bezterminowe, czyli by małe firmy regulowały jedynie składkę ZUS, a nie podatek (byłyby z niego w ogóle zwolnione). Pomysł, który resort rozwoju prawdopodobnie przedstawi oficjalnie dzisiaj, może działać w ramach obecnego systemu zakładającego preferencyjne traktowanie startujących firm o małych przychodach lub ten system zastąpić. Dziś przez dwa lata po rozpoczęciu działalności przedsiębiorca płaci składki na ZUS liczone od 30 proc. minimalnej pensji. Razem ze składką zdrowotną preferencyjny ryczałt na ubezpieczenie wynosi w tym roku niecałe 488 zł miesięcznie.

Do tego oczywiście musi płacić podatek dochodowy według 18-proc. stawki PIT. Po zakończeniu okresu upustu wchodzi w standardowy ryczałt – czyli 1172 zł składki (podstawą jest 60 proc. miesięcznej przeciętnej pensji), nadal musi również na bieżąco regulować PIT. To newralgiczny moment, bo nowym obciążeniom nie jest w stanie sprostać wiele małych firm, które zmuszone są zakończyć wówczas działalność. Plan MR pomyślany jest tak, by przy przychodzie w wysokości 5 tys. zł miesięcznie ogólne obciążenie przedsiębiorcy wynosiło ok. 1000 zł. Dzisiaj przy założeniu, że firma nie ma żadnych kosztów działalności, łączna danina (składka preferencyjna i podatek dochodowy) to suma 1300 zł. Im mniejszy przychód w firmie, tym te różnice są większe.

Propozycja może okazać się szczególnie korzystna dla osób samozatrudnionych i tych mikroprzedsiębiorców, których koszty działalności są niskie. Na grafice pokazaliśmy miesięczne rozliczenie osób zarabiających 4 tys. lub 2500 tys. zł i mających w zależności od wariantu koszty 0 zł lub 500 zł. Niemal w każdym przypadku nowe zasady są korzystniejsze niż obowiązujące dziś. To fakt, że różnice między obecną preferencyjną stawką a nową nie są gigantyczne. Momentami obecne zasady z niższym ryczałtem składek są nawet korzystniejsze – tak jest np. przy przychodzie 5 tys. zł i kosztach 500 zł. Tu obecne preferencje dają o 30 zł większy dochód netto niż po zmianie. Ale im niższy dochód miesięczny, tym nowa forma korzystniejsza. Widać to, zwłaszcza jeśli porównamy ją z obecną niepreferencyjną formą oskładkowania, bo dzisiejsza ryczałtowa składka na ZUS, czyli 1172 zł miesięcznie, to 23 proc. przychodu w wysokości 5 tys. zł, a do tego dochodzi jeszcze PIT. Dlatego już na starcie nowa forma jest o blisko 20 proc. korzystniejsza od obowiązującej. Przedsiębiorcy o przychodzie 5 tys. zł i kosztach 500 zł według obecnych zasad po opłaceniu podatków i składek zostałoby 2718 zł, po zmianie – 3250 zł.
Nowa forma rozliczania jest jeszcze bardziej korzystna z uwagi na możliwy półroczny okres wakacji od danin, co powoduje, że składka podatkowa rozliczana w dłuższym okresie wynosi nie 25 proc., ale 20 proc. Co oznacza, że ten przedsiębiorca brałby przeciętnie miesięcznie do ręki nie 3250 zł, ale 3500 zł. Tym samym w ciągu 30 miesięcy po odprowadzeniu danin zostałoby mu 6,3 tys. zł więcej niż osobie rozliczającej się dziś według zasad preferencyjnych i aż 23 tys. więcej w porównaniu z osobą, która opodatkowana dziś jest wyższym ryczałtem. Największa zaleta polega na tym, że liniowa stawka ryczałtu pozwala, by zwłaszcza na początku działalności, gdy rozkręca się biznes, nie czuć dużych obciążeń.
Z punktu widzenia budżetu nowe rozwiązanie będzie neutralne. Wprawdzie niższy będzie PIT, ale wyższe składki popłyną do ZUS, więc dotacja budżetowa na dłuższą metę będzie wyższa. Stracić mogą na niej samorządy, bo ponad połowa wpływów z PIT jest dla nich.
Plany Ministerstwa Rozwoju to niejedyna przymiarka do zmniejszenia obciążeń dla mikrofirm, jaką robili politycy obecnej władzy. W listopadzie swój projekt prezentował Parlamentarny Zespół na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Gospodarczego. Założenia są niemal identyczne: bazą do naliczania składek na ZUS miałby być przychód, granicą kwota 5 tys. zł. Z tym że posłowie widzieli to jako rozwiązanie permanentne, a nie tylko ograniczoną w czasie preferencję. Posłowie już wtedy zwracali uwagę, że dziś też są rozwiązania preferencyjne w postaci obniżonego ryczałtu – ale po ich ustaniu wiele firm albo zawiesza działalność, bo nie jest w stanie sprostać wysokim kosztom ubezpieczenia, albo przechodzi do szarej strefy. Szacowali, że około 600 tys. firm działa w szarej strefie. Zmusza je do tego wysokość obciążeń, których nie są w stanie uczciwie płacić. Według autorów tamtego projektu w innych krajach, do których Polacy emigrują w poszukiwaniu lepszego życia, rozwiązania dla mikroprzedsiębiorców są znacznie bardziej przyjazne.
W Wielkiej Brytanii jest to system składki proporcjonalnej, naliczanej od dochodu. W Niemczech dobrowolność. W Polsce zaś ryczałt, który w przypadku małych przychodów stanowi skuteczną blokadę możliwości działania takiej firmy.
Zmianę w ozusowaniu najmniejszych przedsiębiorców miał również przynieść podatek jednolity. Był to projekt połączenia wszystkich danin (PIT, NFZ, ZUS) w jedną. Dzięki temu można było łatwiej dopasować obciążenie do wielkości przychodów. Rząd zarzucił prace nad tym projektem, nie zajął się nawet założeniami do niego. A w jednym z wariantów zakładał on ustanowienie minimalnego ryczałtu uzależnionego od minimalnego wynagrodzenia – tak by był on mniej więcej o połowę niższy niż dzisiejszy standardowy ryczałt płacony na ZUS. Od określonego progu dochodów z działalności gospodarczej stawka miała rosnąć już proporcjonalnie. To również miało być rozwiązanie stałe, które obniżałoby klin podatkowy przy najniższych przychodach. Dziś dla kogoś, kto uzyskuje na jednoosobowej działalności gospodarczej dochód rzędu 2–3 tys. zł, klin może sięgać nawet 60 proc.