Większy budżet i możliwość większego zaliczkowania – zmiany w prawie wkrótce mają trafić do Sejmu.
Choć o zwiększeniu budżetu na obronność mówiło w ostatnim czasie wielu polityków Prawa i Sprawiedliwości (m.in. prezes Jarosław Kaczyński, minister obrony Antoni Macierewicz, premier Beata Szydło czy wicepremier Mateusz Morawiecki), to dotychczas obecna ekipa nic konkretnego w tej sprawie nie zrobiła. Być może teraz to się zmieni. W resorcie obrony trwają ostatnie prace nad ustawą, która ma zmienić dwie ważne kwestie. Obecnie ustawowo jesteśmy zobowiązani, by każdego roku wydać 2 proc. PKB na obronność. Z tym że na razie jest to liczone do roku poprzedniego, czyli przy budżecie na rok 2017 jest to kalkulowane do PKB roku 2016. Po zmianie prawa ma być liczone do roku bieżącego. Biorąc pod uwagę, że budżet resortu obrony wynosi obecnie prawie 40 mld zł rocznie, to zakładając ostrożnie wzrost PKB o 3 proc. w skali roku, MON miałoby do wydania ok. miliarda złotych więcej. Takie rozwiązanie mogłoby jednak obowiązywać dopiero od przyszłego roku.
Za to już w tym roku, po kilkutygodniowym vacatio legis od uchwalenia, miałoby zacząć funkcjonować zaliczkowanie w zwiększonym zakresie. Obecnie prawo przewiduje, że zaliczka przy podpisaniu kontraktu zbrojeniowego może wynosić maksymalnie 25 proc. wartości kontraktu. Zamawiający kolejną transzę może przelać dopiero po rozliczeniu tej pierwszej kwoty. Tymczasem w przygotowywanym projekcie zaliczkowanie jeszcze niepodpisanych kontraktów ma być zwiększone do maksymalnie 50 proc. wartości kontraktu. To dałoby resortowi znacznie większą elastyczność i ułatwiło realizację budżetu. Jednocześnie przy tak dużej zaliczce MON miałoby mniejszy wpływ na dostawców w czasie realizacji kontraktu.
– Nie komentujemy tej sprawy na tym etapie – usłyszeliśmy w resorcie obrony.
– Zwiększenie budżetu oceniam pozytywnie, te 2 proc. PKB powinny być dotrzymywane. To dobry pomysł – ocenia Czesław Mroczek, były wiceminister obrony odpowiedzialny za modernizację Sił Zbrojnych RP. – Natomiast kwestia zaliczek jak w soczewce pokazuje słabość tej ekipy. Rząd PiS podpisał kilka dużych projektów zbrojeniowych, które my przygotowaliśmy. Chodzi np. o modernizację czołgów Leopard czy zamówienie na armatohaubice Krab. Dużą część innych projektów po prostu skasowali i teraz widzą, że nie będą mieli co podpisywać. Ten pomysł traktuję jako rozpaczliwą próbę realizacji budżetu. Po raz kolejny deklaracje ministra Macierewicza i jego czyny to dwie różne sprawy – tłumaczy polityk PO.
Nie wiadomo jeszcze, w jakim trybie będzie procedowany ten projekt. Możliwe jest zarówno zgłoszenie go jako projektu poselskiego (to daje szanse na szybsze uchwalenie), jak i rządowego. Pewną opcją byłoby także wprowadzenie go do gry przez prezydenta, ale biorąc pod uwagę ostatnie napięcia między środowiskiem Andrzeja Dudy i MON, wydaje się to mało prawdopodobne.
Kolejnym krokiem zwiększania wydatków Polski na obronność miałoby być ustawowe zapisanie minimalnego progu wydawania na poziomie większym niż obecne 2 proc. PKB. W prezentacjach ministra Morawieckiego w wydatkach na obronność 2,2 proc. pojawiło się w 2020 r., tak więc już po kolejnych wyborach parlamentarnych. Tymczasem w MON jest chęć, by budżet zwiększyć szybciej.
Jednocześnie resort ma problemy, by wydać to, co ma już przyznane. Jeśli w tym tygodniu nie uda się podpisać umowy z amerykańskim Boeingiem na zakup samolotów dla VIP, to okaże się, że w 2016 r. na obronność wydaliśmy nie 2 proc., a jedynie 1,96 proc. PKB. Od 2010 r. do 2015 r. realizacja budżetu obronnego wahała się od 95,3 proc. do 99,6 proc. Wyjątkiem był rok 2014, kiedy wskaźnik realizacji wyniósł aż 110 proc. Danych za 2016 rok jeszcze nie ma.