W 2016 r. system bankowy nad Dnieprem poniósł najwyższe straty w historii. Szefowa Narodowego Banku Ukrainy (NBU) Wałerija Hontarewa budzi ogromne kontrowersje. Kobieta, dawna wspólniczka prezydenta Petra Poroszenki, powstrzymała spadek wartości hrywny, a teraz oczyszcza miejscowy system bankowy.
Od 2014 r. licencje straciło 87 ze 180 istniejących banków, co z jednej strony wprowadziło większą przejrzystość, ale z drugiej podważyło zaufanie obywateli do całego systemu.
– System bankowy nie był po prostu chory. Banki działały poza prawem – mówiła dyrektor NBU. Jej pracownicy podzielili likwidowane instytucje na pięć kategorii. Były więc pralnie, które służyły właścicielom do legalizacji dochodów poprzez tzw. obnał, czyli zamianę pieniądza elektronicznego na gotówkę. Do banków odkurzaczy zaliczono te, które wykorzystywały depozyty do finansowania pomysłów właścicieli. Takie zadania spełniał nawet znacjonalizowany niedawno największy w kraju PrywatBank, w którym 97 proc. portfela stanowiły kredyty dla podmiotów powiązanych z właścicielem Ihorem Kołomojskim. Ze względu na swoje znaczenie (59 proc. wszystkich depozytów!) PrywatBank nie został pozbawiony licencji.
Banki hazardziści działały na bazie ryzykownego modelu biznesowego. „Takie banki nie mają wystarczających środków do pokrycia strat. W razie kryzysu większość z nich nie może spełnić wymogów dotyczących kapitalizacji i opuszcza rynek” – czytamy w raporcie banku centralnego. Hazardzista, gdyby faktycznie powinęła mu się noga, mógłby stać się potem bankiem zombie. Wiele takich zombie to spadek po kryzysie lat 2008–2009. Na papierze istniały, ale w praktyce nie prowadziły już działalności.
W przeciwległym punkcie historii były baby boomers, czyli instytucje zakładane w latach koniunktury 2010––2013 tylko po to, by znaleźć na nie kupca. „Bank, niczym w bajce o Śpiącej Królewnie, spał i czekał na księcia inwestora. Gdy zaczął się kryzys, bajka się skończyła; inwestorów nie było, a właściciele nie mieli ani pieniędzy, ani ochoty, by rozwijać działalność” – tłumaczą urzędnicy NBU. Ostatni typ to banki anektowane, które działały na Krymie lub w rejonach Zagłębia Donieckiego niekontrolowanych przez rząd.
Równolegle Ukraina przyjęła przepisy zobowiązujące do ujawnienia końcowych właścicieli banków. W 2014 r. 44 proc. takich instytucji miało nieprzejrzystą strukturę własności. Ani państwo, ani klienci mogli nie mieć pojęcia, kto konkretnie stoi za zarejestrowaną np. w raju podatkowym spółką, będącą właścicielem banku. O stopniu nieprzejrzystości może świadczyć fakt, że NBU do tej pory nie zna końcowego właściciela sześciu zlikwidowanych banków. Pozostałe (konkretnie 38 instytucji) w dużej mierze należały do polityków, byłych urzędników albo tzw. Rodziny, czyli grupy oligarchicznej skupionej wokół Ołeksandra Janukowycza, syna byłego prezydenta.
NBU podaje, że po oczyszczeniu systemu najważniejszym zadaniem na 2017 r. będzie podwyższenie efektywności banków oraz wznowienie akcji kredytowej. Na razie wiadomo, że – przede wszystkim ze względu na nacjonalizację PrywatBanku – ukraiński system bankowy poniósł w 2016 r. rekordowo wysokie straty rzędu 159 mld hrywien (24 mld zł). Z pewością przyczyniła się do nich także likwidacja banków. W wyniku fali bankructw przedsiębiorstwa straciły jedną czwartą środków obrotowych ulokowanych nad Dnieprem. Ukraińcy zareagowali masowym wycofywaniem depozytów; szacunki mówią o wypłatach równowartości kilkunastu miliardów dolarów.
Hontarewa sama znalazła się w ogniu krytyki, gdy wyszło na jaw, że upadający bank Mychajliwśkyj współpracował z jej dawną firmą ICU. Dziennikarze śledczy w tej współpracy doszukiwali się źródeł braku reakcji NBU na machinacje instytucji, która namawiała klientów do lokowania środków nie w banku, lecz w powiązanej z nim firmie inwestycyjnej IRC. IRC nie podlegał prawu bankowemu (nie obejmowały go m.in. gwarancje państwa), ale obiecywał wyjątkowo atrakcyjne oprocentowanie. Mychajliwśkyj zbankrutował w maju 2016 r. W tym czasie ludzie wpłacili na konta IRC niemal 1 mld hrywien (150 mln zł).
Innym budzącym wątpliwości przypadkiem był bank Chreszczatyk, którego najważniejszymi udziałowcami było miasto Kijów oraz biznesmen Andrij Iwanow. Samorządowcy skłócili się z Iwanowem i w zemście, praktycznie w ciągu tygodnia, kijowskie spółki komunalne przeniosły swoje depozyty m.in. do MIB należącego do Petra Poroszenki. Tymczasem mer Kijowa Witalij Kłyczko jest wpływowym politykiem Bloku Poroszenki, zaś prezydent Ukrainy ma duży, także nieformalny wpływ na prace stołecznego samorządu.