Pierwszy raz od sześciu lat rezerwy walutowe Państwa Środka spadły poniżej 3 bln dol.
Mniej rezerw to słabsza waluta / Dziennik Gazeta Prawna
W styczniu rezerwy walutowe Chin skurczyły się o nieco ponad 12 mld dol. To najmniejszy spadek od lipca minionego roku, ale informacje na ten temat rozeszły się szerokim echem. Powody są dwa. Po pierwsze, malejące rezerwy wskazują, że z drugiej pod względem wielkości gospodarki świata kapitał cały czas odpływa. I to mimo wprowadzenia w ostatnich tygodniach nowych ograniczeń w transferze pieniędzy za granicę. Po drugie zaś, styczniowy spadek sprawił, że chińskie rezerwy pierwszy raz od niemal sześciu lat były mniejsze niż 3 bln dol. Mimo to zasoby Pekinu są nadal największe na świecie. Stanowią jedną trzecią rezerw, jakimi dysponują wszystkie banki centralne (dla porównania rezerwy Polski to 110 mld dol.).
– Spadek poniżej psychologicznie istotnej granicy zwiększy presję na chińskie władze, żeby zapobiegać dalszemu kurczeniu się rezerw. Rząd i bank centralny będą musiały stoczyć poważną walkę, żeby ograniczyć odpływ kapitału i utrzymać zaufanie do juana – ocenia cytowany przez Bloomberga Rajiv Biswas, ekonomista z IHS Global Insight w Singapurze. Chińska waluta jest obecnie o 4–5 proc. tańsza niż rok temu (choć w ciągu ostatniego miesiąca nieco się umocniła). Chińczycy dotychczas dbali o to, żeby nie dochodziło do znaczących wahań wartości ich pieniądza. Ubiegłoroczne osłabienie było największe w ostatnich 20 latach.
Część analityków ocenia, że tempo, w jakim zmniejszają się rezerwy walutowe, zmusi władze w Pekinie do dewaluacji waluty. Poprawiłoby to konkurencyjność eksportu z Państwa Środka, ale kosztem jego partnerów handlowych. Skutkiem mogłaby być fala dewaluacji, po której sytuacja przypominałaby tę z punktu wyjścia. Chiny są jednak znaczącym partnerem nie tylko dla krajów Azji Południowo-Wschodniej, ale też dla Europy czy Stanów Zjednoczonych. A nowy prezydent USA Donald Trump niejednokrotnie oskarżał Chińczyków o manipulowanie kursem waluty. W stosunku do juana wyznaczane są dwa rodzaje kursów. Wewnętrzny określa codziennie bank centralny; w poszczególnych transakcjach dopuszczalne są niewielkie odchylenia. Zewnętrzny wyznacza rynek. Zwykle nie ma jednak dużych różnic.
Chodzi jednak nie tylko o kurs walutowy. Odpływ kapitału z Chin na większą skalę mógłby oznaczać poważne kłopoty dla lokalnych banków. Już teraz wyzwaniem jest dla nich wysoki odsetek złych kredytów. Banki komercyjne są regularnie zasilane w płynność przez bank centralny. Konsekwencją bardziej swobodnego przepływu kapitału byłaby zapewne konieczność zwiększenia skali interwencji w systemie bankowym.
Starania o to, aby z gospodarki odpływało jak najmniej kapitału, nie idą w parze z innym celem chińskich władz w postaci przyciągania do kraju inwestorów finansowych. Chociaż Pekin deklaruje, że nie będzie problemu np. z wypłatą dywidend osiąganych przez zagranicznych właścicieli lokalnych firm, inwestorzy oceniają, że władze dają sobie zbyt wiele swobody w jednostkowych sprawach. Kilka miesięcy temu prasa opisywała przypadek Deutsche Banku. Sprzedał on udziały w jednej z chińskich instytucji finansowych, władze zaś miały zaproponować, by pieniądze transferowano za granicę w transzach, a nie jednym przelewem.