Rząd zakładał, że po 2020 r. aż 15 proc. środków UE dla Polski z polityki spójności stanowić będą zwrotne formy wsparcia (np. w postaci pożyczek i poręczeń). Ale właśnie skorygował swoje plany w dół. Województw chętnych do udzielania tej formy wsparcia przybywa.
Rząd zakładał, że po 2020 r. aż 15 proc. środków UE dla Polski z polityki spójności stanowić będą zwrotne formy wsparcia (np. w postaci pożyczek i poręczeń). Ale właśnie skorygował swoje plany w dół. Województw chętnych do udzielania tej formy wsparcia przybywa.
/>
Pieniądze, które od lat płyną do nas z Brukseli, to nie tylko bezzwrotne dotacje, do których wymaga się najwyżej wkładu własnego. To także różnego rodzaju instrumenty zwrotne.
W perspektywie unijnej na lata 2014–2020 do beneficjentów trafi w tej formie ok. 3 mld euro, czyli około 5 proc. całej puli środków przewidzianych dla Polski. Rząd miał ambicje, by było to nawet 8 mld euro, jednak wiązałoby się to z poważnymi utrudnieniami w wydawaniu wszystkich przyznanych nam pieniędzy. Zmiana przeznaczenia części środków z grantowych na instrumenty finansowe spowodowałaby wstrzymanie perspektywy. A to odbiłoby się na kluczowych wskaźnikach: kontraktacji, płatnościach i certyfikacji.
Rola pożyczek, kredytów czy gwarancji w ramach unijnej pomocy wkrótce znacznie się zwiększy. Ministerstwo Rozwoju w kluczowym dokumencie, czyli Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (plan Morawieckiego), przewidziało, że od 2020 r. udział instrumentów zwrotnych wzrośnie z obecnych 5 do 15 proc.
Jak jednak wynika z naszych ustaleń, w docelowej wersji strategii wskaźnik ten zostanie skorygowany. – Po konsultacjach społecznych wpisano wartość 10 proc. – potwierdza wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński. Przyznaje jednocześnie, że zwiększenie udziału pomocy zwrotnej to nasza krajowa inicjatywa, a nie presja ze strony Komisji Europejskiej.
Zmiana wydaje się być na rękę władzom województw (w latach 2014–2020 dystrybuują one 40 proc. wszystkich unijnych pieniędzy dla Polski), które coraz chętniej korzystają z instrumentów zwrotnych. Jak dotąd, dziewięć regionów podpisało umowy z Bankiem Gospodarstwa Krajowego (BGK) na zarządzanie unijnymi środkami w takiej formie: Pomorze, Wielkopolska, Łódzkie, Pomorze Zachodnie, Podlasie, Lubelszczyzna, Dolny Śląsk, Podkarpackie i Opolszczyzna.
Jak jednak wynika z naszych nieoficjalnych informacji, grono zainteresowanych wkrótce może się zwiększyć do 14 województw. Dla porównania, w latach 2007–2013 BGK pełnił funkcję menedżera w sześciu regionach, które zdecydowały się na wdrażanie instrumentów finansowych w ramach unijnej inicjatywy JEREMIE.
Pieniądze będą trafiać głównie do mikro, małych i średnich przedsiębiorstw. Pojawia się jednak zasadnicze pytanie: dlaczego miałyby one wybrać pożyczkę zamiast bezzwrotnej dotacji? Jak słyszymy od przedstawicieli BGK, instrumenty zwrotne oferowane są ostatecznym odbiorcom w sposób ciągły, tzn. że nie trzeba startować w konkursach, aby skorzystać ze środków. – Dla potencjalnych beneficjentów to bardzo ważne. Zapewnia im stabilizację rozwoju. Aby otrzymać wsparcie, wystarczy udać się do instytucji, które podpiszą z BGK umowy na pełnienie roli pośredników finansowych – tłumaczy Anna Ciastoń z biura prasowego banku.
Jej zdaniem innym atutem przemawiającym za atrakcyjnością instrumentów zwrotnych w porównaniu z bezzwrotnymi dotacjami jest coraz szerszy wachlarz branż, które są wspierane (rozwój MSP, rynek pracy, energetyka), oraz instrumentów, z jakich skorzystać może ostateczny odbiorca: pożyczki, poręczenia, a nawet wejścia kapitałowe. Ich oprocentowanie w stosunku do innych produktów bankowych jest korzystniejsze. W ramach perspektywy finansowej 2007–2013 w niektórych regionach przedsiębiorcy mogli skorzystać z pożyczek, których maksymalna kwota wsparcia wynosiła nawet 1,5 mln zł, a oprocentowanie zaczynało się od 0 proc. – Takie produkty świetnie się sprawdzają w przypadku podmiotów, które mają utrudniony dostęp do finansowania, np. ze względu na krótką historię i niską zdolność kredytową lub zbyt ryzykowną inwestycję w innowacyjne, nieznane jeszcze rozwiązania – wyjaśnia Anna Ciastoń.
Jeszcze inną perspektywę przyjmują władze województw. – Raz wydana dotacja jest pomocą tylko dla jednego, konkretnego przedsiębiorcy. Natomiast ze zwrotnych funduszy europejskich w formie pożyczek, dzięki konieczności ich oddania, skorzysta wiele firm. Zaciągnięta pożyczka wraca bowiem do wspólnej puli. Przedsiębiorca lub mieszkaniec województwa, który chce założyć własną działalność gospodarczą, może ponownie wykorzystać środki zwrócone przez kogoś innego – przekonuje Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego. Dla samorządów istotne jest również to, że środkami zwrotnymi, m.in. za sprawą pośredników finansowych wybranych przez BGK, można obracać także po zakończeniu regionalnego programu operacyjnego. Jest to o tyle istotne, że już dziś wiadomo, iż po 2020 r. wsparcie z Brukseli nie będzie dla Polski tak hojne, jak obecnie.
Ministerstwo Rozwoju liczy, że wdrażanie instrumentów zwrotnych na szeroką skalę w niedalekiej przyszłości przyniesie kolejną rewolucję. Resort zaproponował marszałkom województw tworzenie regionalnych funduszy rozwoju na wzór Polskiego Funduszu Rozwoju działającego na poziomie krajowym (już utworzono takie jednostki w Wielkopolsce i na Pomorzu). W dłuższej perspektywie mogłyby one się zamienić w regionalne banki.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama