Na początku było hasło „za 10 lat po polskich drogach ma jeździć milion aut elektrycznych”. Wygląda na to, że w przypadku elektromobilności odległy termin nie uśpił czujności realizatorów tego ambitnego celu.
/>
Owszem, strategia wciąż jest jeszcze „w obróbce”, ale ci, którzy mają ów program realizować, podejmują już pierwsze działania. Przykład z ostatnich dni: na początku grudnia został podpisany list intencyjny pomiędzy PGE i wojewodą łódzkim na budowę stacji ładowania samochodów elektrycznych. Uruchomienie pierwszych sześciu słupków, a także stworzenie systemu zarządzania zaplanowane zostało na III kwartał 2017 r. Docelowo łodzianie będą mogli korzystać nawet z 400 stacji ładowania rozstawionych w całym województwie.
Kilka tygodni wcześniej PGE wraz innymi koncernami energetycznymi – Eneą, Energą i Tauronem – powołały spółkę Electromobility Poland, która ma przygotować grunt pod rozwój elektromobilności w Polsce. Koncerny energetyczne zapowiadają, że zajmą się dopracowaniem technologii ładowania i stworzeniem infrastruktury, a w przyszłości nie wykluczają także produkcji aut elektrycznych.
– Celem pilotażu w Łodzi jest weryfikacja modelu biznesowego opartego na samochodach flotowych i możliwości jego replikacji w innych lokalizacjach. PGE będzie zarządzać infrastrukturą ładowania, świadczyć usługę szybkiego ładowania oraz sukcesywnie powiększać skalę biznesu i udoskonalać ofertę dla klientów – mówi Paweł Śliwa, wiceprezes PGE Polskiej Grupy Energetycznej ds. innowacji.
Inicjatywa PGE nie jest odosobniona, inne koncerny także podejmują podobne działania. Tauron Dystrybucja wraz z Przedsiębiorstwem Komunikacji Miejskiej w Jaworznie testują elektryczny autobus, ale również infrastrukturę do jego eksploatacji, czyli przede wszystkim stacje ładowania.
Doświadczenia zarówno z Łodzi, jak i z Jaworzna dadzą odpowiedzi na pytania m.in. o dostosowanie sieci dystrybucyjnej, wpływ ładowania na parametry jakości energii w sieci dystrybucyjnej oraz wydajność często ładowanych baterii. Warto jednak przypomnieć, że w Polsce istnieje już około 80 stacji ładowania pojazdów elektrycznych, np. warszawski Stoen (dziś innogy) pierwszy słupek do ładowania pojazdów postawił jeszcze w 2008 roku. Dziś w Warszawie znajduje się jedna czwarta wszystkich stacji ładowania w Polsce, pozostałe są ulokowane w największych aglomeracjach – także w Krakowie i we Wrocławiu. Stacje ładowania pojazdów zaczął tworzyć również PKN Orlen. Tą ścieżką podążają również sieci supermarketów, np. Lidl uruchomił ostatnio dwa darmowe punkty ładowania, z podobnymi zamiarami nosi się również IKEA.
Na razie działania poszczególnych koncernów energetycznych, a także innych podmiotów można uznać za formę rozpoznania bojem. To z pewnością inicjatywy potrzebne, ale nieskładające się jeszcze na spójny system. Bardziej jak pospolite ruszenie niż zorganizowane oddziały w batalii o elektromobilność. Stacje działają bowiem według różnych standardów.
Ramy do stworzenia sieci to zadanie dla rządu, a jego wdrażanie ułatwi współpraca spółek energetycznych w ramach Electromobility Poland. Takie sojusze konkurentów na rzecz elektromobilności nie są zresztą w Europie wyjątkiem. Niedawno cztery największe koncerny samochodowe – BMW, Daimler, Ford i Volkswagen – poinformowały, że wspólnie zbudują w Europie sieć stacji ładowania samochodów elektrycznych. Budowa ma ruszyć w przyszłym roku.
Kilkanaście dni temu zakończyły się konsultacje założeń Planu na rzecz Rozwoju Elektromobilności. Przewiduje on, że w 2020 r. ma być około 75 tys. zarejestrowanych pojazdów z napędem elektrycznym, z czego 70 proc. na terenach gęsto zaludnionych. Pięć lat później ich liczba ma wzrosnąć do 1 mln. Potrzebne będzie do tego stworzenie koniecznej infrastruktury – kilku tysięcy punktów ładowania.
Trzeba wreszcie będzie przekonać kierowców, że jazda elektrycznymi autem to nie tylko korzyść dla środowiska, lecz również dla kieszeni. Nie będzie to łatwe, bo samochody elektryczne dziś wciąż są znacznie droższe niż ich spalinowe odpowiedniki. Dlatego Ministerstwo Energii przewiduje różnego rodzaju zachęty finansowe. W planach są m.in. dopłaty dla nabywców pierwszych 100 tys. pojazdów, pojazdy elektryczne miałyby być również obłożone zerową stawką VAT. Właściciele aut na prąd będą mogli za darmo ładować baterie w punktach ładowania na publicznych parkingach, a w miastach będą mogły jeździć pasami przeznaczonymi wyłącznie dla autobusów. Szczegółowe zmiany w rządowym planie wsparcia dla rynku aut elektrycznych zostaną przedstawione przez Ministerstwo Energii w projekcie ustawy o elektromobilności, która również ma zostać skierowana do konsultacji. Projekt ustawy najprawdopodobniej będzie gotowy do końca roku.
Nad zachętami pracują również koncerny energetyczne. PGE jest w trakcie opracowywania takiego systemu i ten model biznesowy także ma być przetestowany podczas pilotażu w Łodzi. Koncern przewiduje wprowadzenie preferencyjnych stawek dla klientów za sesje ładowania na publicznych stacjach ładowania oraz preferencyjnych stawek użytkowania wolnych stacji ładowania dla klientów flotowych w pierwszym roku umowy. Nie wyklucza również wprowadzenia różnych usług dodatkowych oferowanych wspólnie z producentami samochodów elektrycznych oraz firmami leasingowymi.
Infrastruktura i zachęty to jednak tylko jedna strona elektromobilności. Równie ważne są same pojazdy i tu koncerny energetyczne nie muszą odgrywać wiodącej roli. Wypada jednak zauważyć, że i tu nie startujemy od zera. Solaris ma już spore doświadczenie w konstruowaniu elektrycznych autobusów. Do grona producentów takiego sprzętu dołącza właśnie Ursus, który realizuje właśnie swój pierwszy kontrakt na elektryczny autobus i deklaruje rozpoczęcie prac nad elektrycznymi autami dostawczymi.
Obecnie według zgrubnych szacunków po polskich drogach jeździ ledwie 500 aut elektrycznych. Plan 1 mln elektrycznych aut w ciągu 10 lat można zatem potraktować jako nadrabianie zaległości, a nie jako ucieczkę przed peletonem. Na całym świecie jeździ ponad 1,2 mln samochodów elektrycznych, ale według agencji Fitch za 10 lat samochody elektryczne mogą stanowić połowię całej sprzedaży aut i ich udział będzie wzrastał. Sprzyja temu szybki rozwój technologii i większa opłacalność elektromobilnego biznesu. Fitch wskazuje, że od 2008 r. cena baterii spadła o prawie 75 proc.
Obecne działania mogą pozwolić na dotrzymanie kroku światowym trendom. Można nawet powiedzieć, że był to ostatni moment na strategiczne działania rządu w tym zakresie. Po stworzeniu ram prawnych dla rozwoju elektromobilności ta dziedzina będzie miała szanse wyjść ze stadium eksperymentu i ciekawostki do świata realnego biznesu.
Plan na rzecz Rozwoju Elektromobilności
Plan ma być realizowany w trzech etapach – w fazie pierwszej, do 2018 r., wdrożone mają być programy pilotażowe, których zadaniem będzie zachęcanie do korzystania z pojazdów elektrycznych. W tym czasie mają też powstać prawne warunki do rozwoju elektromobilności.
W fazie drugiej, czyli w latach 2019–2020, w wybranych aglomeracjach i wzdłuż Transeuropejskiej Sieci Transportowej TEN-T w Polsce ma powstać infrastruktura do ładowania pojazdów elektrycznych. W 32 wybranych aglomeracjach ma już być wtedy 50 tys. pojazdów na prąd. W tym czasie – jak zapowiada resort energii – zintensyfikowane zostaną zachęty do kupowania pojazdów elektrycznych.
W fazie trzeciej (w latach 2020–2025) ma zapanować moda na samochody elektryczne, a polska sieć energetyczna będzie przygotowana na dostarczenie energii dla ok. miliona elektrycznych pojazdów.