PROF. STANISŁAW GOMUŁKA o planowanej przez rząd podwyżce podatku VAT - Relacja wydatków publicznych do PKB wzrasta. Pod tym względem rząd Tuska idealnie kontynuuje działania rządu PiS. Tamten też zwiększał mocno wydatki, ale zmniejszył również podatki. Wzrost stawki VAT na niewielką stosunkowo skalę, nie zrekompensuje tamtej obniżki podatków.

Rozmowa
GRZEGORZ OSIECKI:
Podwyżka VAT oznacza, że skończyła się dekada obniżek podatków, a zaczęła podwyżek?
PROF. STANISŁAW GOMUŁKA*:
To będzie zależeć od tego, co będzie niezbędne, by zrównoważyć finanse publiczne. Do wyboru są działania, które zmniejszą wydatki albo podniosą dochody o 50 – 60 mld zł rocznie.
Deficyt całego sektora finansów publicznych jest większy, wynosi około 6 – 7 pkt proc. PKB, czyli około 90 – 100 mld zł. Ale część spadku deficytu będziemy zawdzięczać przyspieszeniu gospodarki. Dlatego trzeba gdzieś znaleźć te 50 – 60 mld zł.
To 5,5 mld dochodu z podwyższenia VAT nie wygląda przy tym imponująco?
Każdy może sobie policzyć, że 6 mld to 10 procent tego, co jest potrzebne. To mały krok na drodze do osiągnięcia takiego celu. Ale jak rozumiem, celem rządu nie było znaczące zmniejszenie deficytu sektora finansów publicznych, tylko sygnał dla rynków finansowych. Taki, że rząd coś robi, ale z uwagi na wybory samorządowe i parlamentarne ogranicza działania do niezbędnego minimum.
Takie zaniechanie nie zemści się na naszych finansach publicznych?
Tu mówimy o poziomie ryzyka. Jak rynki zareagują na to, co robi rząd. Na razie przyjęły raczej z niezadowoleniem wiadomość o tak skromnym pakiecie, choć nie była to bardzo negatywna reakcja. Rentowności naszych papierów skarbowych wzrosły zaledwie o 4 – 5 punktów bazowych, a nie o 50 czy 100, co by się stało, gdyby rozczarowanie było duże. Niewykluczone, że ta strategia rządu zakończy się sukcesem.
A jeśli rząd się przeliczy?
Może się tak stać, że za kilka miesięcy rynki dojdą do wniosku, że rząd za mało robi, deficyt jest za duży i trzeba zażądać wyższych stóp procentowych od długu. Wtedy będzie problem – dla wszystkich.
To właśnie sprawa poziomu dopuszczalnego ryzyka. Mnie się wydaje, że ono powinno wynosić 1, może 2 procent, to znaczy być bardzo niewielkie. A obecnie wynosi ono raczej więcej, może nawet 5 – 10 procent. 10 procent zagrożenia, że się nie uda, że zostaniemy ukarani przez rynki dużo wyższymi kosztami obsługi długu, to poważne ryzyko. Dla mnie nie do zaakceptowania.



Rozumiem, że to wyraz filozofii rządu: kupujemy czas.
Ale brak tych reform to strategia, której koszty mogą być wysokie dla zwykłych ludzi i dla Polski. Rząd jest między młotem a kowadłem. Młotem jest możliwość ukarania przez rynki finansowe, a kowadłem ukaranie przez elektorat.
To co powinien zrobić?
Potrzebne są dwa pakiety reform. Jeden obliczony na poprawę sytuacji w perspektywie kilkunastu lat. Chodzi tu przede wszystkim o reformy emerytalne prowadzące do podniesienia efektywnego wieku przechodzenia na emeryturę. Zwiększyłaby się relacja pracujących do niepracujących i automatycznie zmniejszyłoby to wydatki i zwiększyło dochody.
Ale to kwestia lat.
Dlatego potrzebny jest pakiet ratunkowy wprowadzony w życie w latach 2011, 2012, 2013. Powinien mieć wartość ok. 20 mld zł rocznie, czyli w sumie 50 – 60 mld. Powinny to być działania po stronie dochodów i wydatków. Jakie konkretnie, to zależy od strategii rządu. Jeśli rząd jest zainteresowany wzrostem gospodarczym i myśli o interesie przyszłych pokoleń, to powinien zmniejszać głównie wydatki finansujące konsumpcję.
W rządzie króluje koncepcja, by nie ciąć wydatków, bo to zmniejsza wzrost.
A relacja wydatków publicznych do PKB wzrasta. Pod tym względem rząd Tuska idealnie kontynuuje działania rządu PiS. Tamten też zwiększał mocno wydatki, ale zmniejszył również podatki.
Wzrost stawki VAT na niewielką stosunkowo skalę, 5,5 mld zł, nie zrekompensuje tamtej obniżki podatków (niższa składka rentowa i niższy PIT), która kosztowała około 40 mld.
Zmniejszanie podatków przy zwiększaniu wydatków i marzenie o utrzymaniu deficytu na niewielkim poziomie to oczywiście sprzeczne cele. Ale politycy przechodzili do porządku dziennego nad tą sprzecznością. I na tym etapie dalej jesteśmy.
*prof. Stanisław Gomułka
były wiceminister finansów, główny ekonomista BCC