Rozmawiamy z GRZEGORZEM ONICHIMOWSKIM, prezesem zarządu Towarowej Giełdy Energii - Tak jak w wielu europejskich krajach trzeba znaleźć rozwiązanie, które spowoduje, że handel energią będzie płynny i przejrzysty, a ceny ustalane przez rynek, a nie uznaniowo.
• W Polsce publiczny rynek hurtowy energii to tylko ok. 3 proc. energii sprzedawanej odbiorcom. Państwo powinno zmusić grupy energetyczne do otwarcia się na konkurencję?
- Jestem sceptyczny wobec pełnego, ustawowego, przymusu uczestnictwa w giełdzie, bo to mogłoby nas przekształcić w jakąś instytucję pararządową, a my jesteśmy firmą komercyjną. Trzeba jednak znaleźć rozwiązanie, które pozwoli osiągnąć rynkową cenę energii, poprawić przejrzystość rynku i wzmocnić znaczenie odbiorców energii. Jest w tym rola dla państwa, jako właściciela, bo konsolidując firmy, państwo wzięło na siebie odpowiedzialność za to, jak będzie wyglądała konkurencja. Mam wrażenie, że po konsolidacji my, odbiorcy, staliśmy się chłopami pańszczyźnianymi przypisanymi do poszczególnych księstw, którzy nic nie mogą zrobić, bo konsolidacja spowodowała, że rynek został zamknięty.
Jaka musiałaby być ingerencja państwa w rynek energii, aby można uznać, że giełda spełnia swoją rolę?
- Płynność rynku hurtowego jest administracyjnie wspomagana w wielu krajach. W Hiszpanii i Włoszech sprzedaż przez giełdę jest obowiązkowa. W Belgii, Luksemburgu czy Francji tylko na giełdzie można zawierać transakcje międzynarodowe. W Niemczech około 15 proc. energii sprzedawanej ostatecznie odbiorcom przechodzi przez giełdę i to wystarcza dla uznania tamtejszych cen za obiektywne. W Polsce, żeby giełda pełniła swoją rolę, powinno to być około 30 proc. To dużo i dlatego wątpię, aby bez ingerencji władz dało się stworzyć przejrzysty rynek energii. Jesli przymusu sprzedaży przez giełdę nie będzie, to transakcje wewnątrz grup powinny być kontrolowane, może przez UOKiK - żeby było jasne, że nie ma dyskryminacji sprzedawców spoza grup.
Giełda ma pomysł, jak zwiększyć płynność giełdy energii - chce zaproponować firmom energetycznym rolę animatorów rynku, którzy na giełdzie będą składać oferty jednocześnie kupna i sprzedaży. Zgodzą się na to?
- W październiku zaproponujemy PGE i Tauronowi pełnienie roli animatora rynku, bo w polskich realiach bez tych firm niewiele się zrobi. Razem kontrolują ponad 60 proc. rynku produkcji energii. Jednak nawet, jeśli zechcą zostać animatorami, to nie wiadomo, co to da, bo trudno przewidzieć, czy w każdy segment rynku energii zechcą wejść. Mocny animator potrzebny jest głównie na rynku dostaw na dzień następny, bo ceny na tym rynku są cenami odniesienia dla finansowych kontraktów długoterminowych. Nie ma ich jeszcze na giełdzie, bo nie ma odpowiedniej płynności rynku dla następnego. Tymczasem są one potrzebne inwestorom do określenia opłacalności inwestycji. Gdybym ja odpowiadał w tych firmach za obrót energią, to sprzedawałbym wyłącznie przez giełdę. Wówczas nikt nie mógłby mi zarzucić, że jednym sprzedaję taniej, a innym drożej, że prowadzę nieprzejrzystą politykę cenową. Dobrym przykładem jest CEZ, który ma w Czechach prawie monopol, ale sprzedaje energię głównie przez giełdę i jeśli jedna firma grupy kupuje od drugiej, to też musi to zrobić przez giełdę.
Od czasu konsolidacji cały czas pojawiają się podejrzenia, że firmy prowadzą nieprzejrzystą politykę cenową.
- W Polsce praktycznie nie ma handlu energią jako samoistnego źródła przychodów firm. Branża woli nie ponosić żadnego ryzyka. Nadal, jak w PRL, jest zaopatrzenie i zbyt. Dla stron trzecich dostępne są oferty tylko na energię, która w grupach energetycznych nie znajdzie wewnętrznego popytu. No i nie zapominajmy, że są to firmy jednego, państwowego właściciela, co niezależnie od chęci czy niechęci do uczestnictwa w rynku osłabia konkurencję.
• GRZEGORZ ONICHIMOWSKI
absolwent Politechniki Warszawskiej. Od 1988 roku pracował w spółkach związanych z IT. W TGE od 2002 roku