Chwiejąca się Unia to kłopot nie tylko dla światowych finansów, lecz także problem polityczny.

Moskwa perfekcyjnie rozgrywa Unię. Pod koniec zeszłego tygodnia rosyjski Gazprom podpisał umowę z włoskim Eni, francuskim EDF i niemieckim Wintershall w sprawie budowy gazociągu South Stream. Gazociąg to wunderwaffe Rosjan. Chcą go jak najszybciej wybudować, bo wtedy nieopłacalna stanie się budowa unijnego gazociągu Nabucco, sztandarowej inwestycji Brukseli, która ma uniezależnić część Europy od gazu z Rosji.

Umowa Gazpromu z wielkimi koncernami została podpisana mimo protestów Komisji Europejskiej. One oraz państwa, przez które ma przebiegać gazociąg – Węgry, Serbia, Bułgaria, Austria i Włochy – machnęły ręką na protesty instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo energetyczne Europy.

Widać, jak bardzo słabnie UE. Efekt drążącego ją kryzysu to nie tylko problemy z bankami, z niedopinającymi się budżetami państw, z kulejącym finansowaniem Grecji. To również kłopot z Rosją, która nie przepuści okazji, by zrealizować swoje interesy w Europie. Oczywiście poza kryzysem finansowym decyzja Włoch, które zgodziły się na gaz od Gazpromu, była też efektem problemów w Libii. Jednak nie zmienia to faktu, że przeżywająca trudne chwile Unia staje się bardziej podatna na realizację pomysłów sąsiada ze Wschodu niż własnej centrali w Brukseli.

Czym się to może skończyć? Uzależnieniem od rosyjskich surowców. Problemy Polski i Ukrainy, które doskonale wiedzą, co to jest energetyczny szantaż, za chwilę mogą się stać problemem całej Europy.

Rozprawianie o rozpadzie strefy euro i w rezultacie całej Unii to niebezpieczna zabawa. Problemem dla Europy jest teraz Grecja, a nie sama Unia. UE to zbyt ważna struktura polityczna i gospodarcza, by miała być tematem poważnych debat na temat jej dalszego istnienia lub rozpadu. Wygląda na to, że z takim przesłaniem przyjechał do Wrocławia na spotkanie ministrów finansów UE amerykański sekretarz stanu Timothy Geithner. Oczywiście USA obawiają się wpływu kryzysu w strefie euro na globalny system bankowy. Jednak nie tylko. Geithner zganił europejskich polityków za jałowe dyskusje na temat rozpadu instytucji strefy euro i wezwał do działań chroniących ją przez kryzysem.

Skutek jego apeli był niewielki. Jednak liczy się siła przekazu, jaki Geithner przywiózł Europie. Dyskusje o rozpadzie strefy euro i Unii Europejskiej nie mają sensu, bo tylko osłabiają Europę. A słabej Europy nie chce nikt – ani Amerykanie, ani Europejczycy.