Cięcie OFE, zgoda Brukseli na łagodniejsze traktowanie Polski przy przekroczeniu kryteriów z Maastricht, słabość opozycji, zbliżające się wybory i stan umysłu premiera. To wszystko wskazuje, że żadnych reform naruszających interesy w tej kadencji już nie będzie. W następnej pewnie też.
Rząd spieszy się z obniżeniem składki do OFE. Dzisiaj debatować mają o tym minister Jacek Rostowski i prof. Leszek Balcerowicz. Będzie to raczej wydarzenie medialne niż rozmowa, która ma wpłynąć na decyzję. Cięcie funduszy to jeden z głównych punktów, które rząd przedstawia Brukseli, tłumacząc, jak do 2012 roku obniży deficyt z 7,9 do 3 proc. PKB. Klamka już zapadła.
Rząd jest też pod mniejszą presją zmian po ubiegłotygodniowej decyzji UE, która przesądza, że kraje, które wprowadziły reformy emerytalne, będą łagodniej traktowane przy ocenie, jak spełniają kryteria z Maastricht. Opozycja to kolejny powód, dla którego rząd nie musi spinać się na niepopularne reformy. Choć PiS i SLD mówią o katastrofie finansów publicznych, nie przedstawiają żadnej realnej wizji oszczędzania. Przeciwnie – domagają się dodatków drożyźnianych czy wyższych zasiłków. Reformom nie sprzyjają też wybory. Trudno teraz spodziewać się frontalnego starcia z górnikami czy związkami.
Z ostatniego artykułu premiera – podsumowującego i przyszłościowego – wynika, że jest on z siebie zadowolony. Nieskory do pokornej zadumy. Przedstawiając plany, stara się wszystkich ugłaskać. Nauczyciele – co roku podwyżki; dłuższy wiek emerytalny – kiedyś, nie można przecież zmuszać do pracy 70-latków; reforma emerytur mundurowych – tylko jeśli zgodzą się związki.
Ta retoryka kapitulacji będzie dzisiaj widoczna w starciu Rostowski kontra Balcerowicz. Wystarczy się uważanie wsłuchać. A powinno być inaczej, bo rząd jest od podejmowania trudnych decyzji, a nie od administrowania czy głaskania.