Nawet jeśli problemy Irlandii nie zakończą się krachem strefy euro, będą miały wpływ na Polskę. Trudno będzie dostać pożyczkę, a podnoszone obecnie podatki w lepszych czasach nie zmaleją.
Irlandia, Portugalia, Hiszpania... kto następny? Czy strefa euro przetrwa? Czy będzie wypłacalna? Takimi pytaniami, zadawanymi w mniej lub bardziej sensacyjnej tonacji, żyją właśnie światowe media. Oczywiście pojawiają się również spekulacje, jak to wszystko odbije się na Polsce. Nie da się wykluczyć zawirowań na rynku kapitałowym czy walutowym, pesymiści drżą o kondycję polskich obligacji. Jednak Polska jest w zupełnie innym miejscu niż kraje, które wywołały tyle obaw. Mimo wszelkich utyskiwań kondycja naszej gospodarki, sektora bankowego czy finansów publicznych jest o kilka długości lepsza niż państw tzw. PIGS.
Można więc powiedzieć, że jest nieźle. Nie znaczy to jednak, że ciężkie doświadczenie kraju, o którym w tej chwili mówi się najwięcej, czyli Irlandii, nie wpłynie na to, co się dzieje w Polsce. Trzeba tylko poczynić pewne założenie: cały obecny kryzys nie przybiera skrajnie ostrej formy. Po wywołujących tyle nerwów momentach raczej rozchodzi się po kościach i strefa euro daje sobie radę.
Przyjmując taki scenariusz dalszych wydarzeń, możemy się spodziewać, że dla Polski skutkiem irlandzkiego doświadczenia będzie nie tylko konieczność zmiany właściciela BZ WBK ze słabnącego Allied Irish Banks na hiszpańskiego Santandera. Co najmniej dwie konsekwencje będą miały znacznie poważniejsza naturę.
Po pierwsze, co już otwarcie sygnalizuje nasza Komisja Nadzoru Finansowego, za wszelką cenę trzeba będzie utrzymać w ryzach akcję kredytową. Boom na rynku kredytowym dla gospodarki Irlandii, Hiszpanii i w trochę mniejszym stopniu Portugalii stał się początkowo błogosławieństwem, a potem przekleństwem, bo przybrał postać bańki w nieruchomościach. O nieproporcjonalnie wielkiej skali tych zjawisk zdecydowało radykalne obniżenie oprocentowania kredytów w momencie tworzenia strefy euro oraz, szczególnie w Irlandii, stworzenie takiego systemu ulg i zachęt w sektorze nieruchomości, przy których nasz program „Rodzina na swoim” to kaszka z mlekiem.
Ulgi i zachęty co prawda nam raczej nie grożą, ale strefa euro – owszem. Dlatego polska KNF zrobi wszystko, żeby nie dopuścić do powstania bańki kredytowej. Nie miejmy złudzeń: o pożyczki będzie coraz trudniej z powodu różnorakich rekomendacji i ograniczeń. I może tu chodzić nie tylko o pożyczki hipoteczne, czyli te, które Irlandię przytłoczyły najbardziej. Już w tej chwili w Polsce pewnym problemem są kredyty konsumpcyjne. Warto zapytać, co się będzie działo z usługami finansowymi dla firm. Już teraz można zakładać, że po gorzkim doświadczeniu PIGS kredyty nie będą leżały na ulicy.
Kolejna irlandzka konsekwencja dla Polski to podatki. Rząd w Dublinie stoczył z Brukselą i Międzynarodowym Funduszem Walutowym prawdziwą wojnę o utrzymanie rekordowo niskiego CIT na poziomie 12 procent. Niskie podatki, jeden z elementów irlandzkiego cudu gospodarczego, w momencie nasilenia kryzysu objawiły mniej przyjemną stronę. Po prostu wpływy do gigantycznie obciążonego budżetu Zielonej Wyspy są zbyt niskie. Stąd nacisk zarówno europejskich rządów, jak i MFW na zwiększenie obciążeń fiskalnych w Irlandii, podlany oskarżeniami o podatkowy dumping.
Co z tego zostanie, kiedy opadnie kurz kryzysu? Wygodny argument, który jeszcze teraz wydaje się abstrakcyjny – żeby podatków zbyt pochopnie nie obniżać. Pewnie będzie używany także w Polsce, niestety.