Na razie mamy pierwszy etap szaleństwa w sprawie gazu z łupków. Niektórzy politycy i publicyści uznali, że Polska już jest gazowym mocarstwem. A że możemy się nim stać w najlepszym razie za lat kilkanaście, to naprawdę drugorzędna sprawa.
Po pierwszym etapie szaleństwa niechybnie nastąpi drugi. Rozgrywany pytaniem: co my z tego mamy? Niech no tylko ktoś znajdzie w tych skałach gaz – przecież od razu powinniśmy się stać drugim Kuwejtem. Wystarczy poddusić opłatami za koncesje tych, którzy do gazu się dowiercili.
Prawda jest natomiast taka, że gaz łupkowy może przynieść Polsce gigantyczne korzyści, ale na innej zasadzie. Odwierty wymagają potężnych inwestycji. A światowi potentaci, jeżeli będą czuli, że Polska jest dla nich krajem nieprzyjaznym, który opłatami za koncesje chce im wyssać gros zysków, po prostu się wyniosą. Wtedy nie będą już płacić u nas niczego, łącznie ze zwykłymi podatkami. Nie powstanie infrastruktura wydobywcza, w której pracę znajdzie tysiące ludzi. Odpadnie kolejny element bezpieczeństwa energetycznego. Dlatego to dobry pomysł, żeby ograniczać apetyty na opłaty koncesyjne czy inne daniny od firm szukających gazu w łupkach. Ale jestem też pewien, że rząd dostanie za to baty.