Polskie banki powinny trafić w ręce zachodnich inwestorów czy zostać w polskich rękach – trwa dyskusja po ostrzeżeniach prof. Leszka Balcerowicza przed groźnymi nacjonalizacyjnymi tendencjami w kontekście oferty PKO BP na zakup BZ WBK
Proces sprzedaży banku BZ WBK wchodzi w decydującą fazę. Jednym z potencjalnych kupujących będzie PKO BP, największy polski bank kontrolowany przez rząd. Warto się zastanowić, czy przejęcie BZ WBK przez PKO BP ma sens, pod jakimi warunkami i w jakim celu.
Poza nielicznymi rynkami niszowymi, jak okna dachowe, krzesła, pianki i kleje budowlane, gry komputerowe, parówki i kilka innych, polski kapitał jest prawie nieobecny na rynkach międzynarodowych. Nie ma ani jednego przykładu polskiej marki, która byłaby obecna w świadomości globalnego czy europejskiego konsumenta. W wielu krajach rodzimy kapitał jest aktywnie wspierany przez rządy, co więcej, firmy sektora prywatnego realizują ważne cele strategiczne kraju. Piszę o tym, bo pojawia się niepowtarzalna okazja, aby polska marka sektora finansowego stała się marką europejską lub nawet globalną w najbliższej dekadzie. Oczywiście możemy tę szansę wykorzystać lub zmarnować. Ponieważ w Polsce myślenia strategicznego na poziomie rządu nie ma i nigdy nie było, takie szanse często przechodzą nam koło nosa.
Połączenie PKO BP i BZ WBK ma sens z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, oczekuję, że stopa zwrotu z kapitału w sektorze bankowym w Polsce będzie wysoka w najbliższych latach, w granicach 15 – 20 proc. Dlatego jeżeli większy udział w tym sektorze będzie miał kapitał polski, to również w większym stopniu korzyści z rozwoju sektora bankowego będą udziałem Polaków. Jeżeli połączenie zostałoby skutecznie przeprowadzone, wówczas koszty takiego banku by spadły, a zyski wzrosły. Mógłby również zaoferować niższe ceny produktów finansowych, korzystając z efektu skali z korzyścią dla klientów. W miarę rozwoju sektora bankowego w Polsce należałoby oczekiwać wzrostu zysku w tym sektorze do poziomu 15 miliardów złotych w ciągu kilku lat, a zatem połączony bank mógłby uzyskiwać zysk netto na poziomie około 2 mld euro rocznie, co przy politycznym wsparciu rządu i mądrej strategii rozwoju mogłoby zostać wykorzystane do ekspansji w innych krajach. To jest właśnie drugi powód, dla którego warto wykorzystać tę szansę.
Przeszkód w realizacji tej wizji jest jednak bez liku. Rząd często zachowywał się jak nieodpowiedzialny właściciel swoich spółek, a przecież pozostałby największym, choć mniejszościowym, udziałowcem w połączonym banku. Częste wymiany zarządów, ignorowanie celów strategicznych spółek i kierowanie się krótkoterminowymi celami politycznymi lub fiskalnymi to tylko niektóre kluczowe ryzyka. Ministra finansów obchodzą dochody budżetu, a rozwój kontrolowanych przez rząd spółek stoi na drugim planie. Ponieważ w najbliższych latach budżet będzie pod niebywałą presją z powodu zaniechania reform, nie można wykluczyć, że po raz kolejny połączony bank zostałby wydrenowany ze środków na rozwój, grzebiąc plany regionalnej ekspansji. Zanim dojdzie do transakcji, warto poważnie przeanalizować wszystkie za i przeciw. Jeżeli politycy widzą w tej transakcji przede wszystkim konfitury dla siebie, to nie warto, tym bardziej że wybory parlamentarne są już w przyszłym roku i ewentualna powyborcza karuzela stanowisk w spółkach Skarbu Państwa która następuje po wyborach, mogłaby dramatycznie zaburzyć proces łączenia banków. Jeżeli jednak uda się uzyskać konsensus polityczny na rzecz budowy potężnej polskiej instytucji finansowej, której celem byłaby ekspansja zagraniczna, to wtedy warto.