Czym właściwie jest patriotyzm gospodarczy oraz czy w gospodarce w ogóle potrzebny jest patriotyzm, a jeśli tak, to w jakim stopniu – zastanawiali się uczestnicy dyskusji podczas Europejskiego Forum Nowych Idei.
Patriotyzm gospodarczy zawsze dobrze przyjmował się w Polsce, czy to pod postacią akcji promujących kupno rodzimych produktów, wizji energetyki opartej na węglu ze śląskich kopalń, pomyśle repolonizacji sektora bankowego czy pomyśle budowania „narodowych czempionów”. Hasło stało się jednak szczególnie ważne w ostatnich miesiącach na kanwie publikacji „Planu na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”, zwanego planem Morawieckiego.
Z odwołaniami do patriotyzmu gospodarczego można spotkać się nie tylko nad Wisłą. Pojęcie to można było usłyszeć również w lipcu w Wielkiej Brytanii, kiedy japoński Softbank przejął brytyjską firmę ARM Holdings projektującą procesory, m.in. do telefonów komórkowych. Na Wyspach przedsiębiorstwo cieszyło się opinią narodowego czempiona i najważniejszego, brytyjskiego przedsiębiorstwa w branży high-tech. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że tydzień przed ogłoszeniem wartego 32 mld dol. przejęcia premier Theresa May powiedziała, że niechętnie patrzy na sprzedaż brytyjskich firm inwestujących duże sumy w działalność badawczo-rozwojową. Softbank nie zamierza – a przynajmniej nie ogłoszono na razie takiego zamiaru – przenosić działalności ARM z Wielkiej Brytanii do Japonii, niemniej nad Tamizą dało się usłyszeć głosy żalu, że firma projektująca elektronikę, którą można znaleźć w każdym smartfonie, nie będzie już brytyjska.
Otwarte pozostaje jednak pytanie, jaki typ patriotyzmu gospodarczego jest najlepszy oraz jaki jest jego optymalny poziom. Dyskutowali o tym uczestnicy panelu „Patriotyzm ekonomiczny a realia globalizacji i integracji”, który odbył sie na Europejskim Forum Nowych Idei. – Patriotyzm gospodarczy rozumiany jako kupno polskich produktów jest bez sensu, bo przecież żaden konsument mając do wyboru w tej samej cenie kiepski polski produkt oraz lepszy, ale zagraniczny, nie wybierze tego pierwszego. Dlatego musimy odwrócić hasło „dobre, bo polskie” i starać się działać tak, żeby nasze produkty były jak najlepsze i żeby mówino, że coś jest „polskie, bo dobre” – mówił Leszek Jażdżewski, redaktor naczelny magazynu „Liberté!”.
Patriotyzm gospodarczy często jest rozumiany jako silna obecność państwa w gospodarce. Za przykład stawiane są tutaj kraje azjatyckie, gdzie wielkie przedsiębiorstwa rosły m.in. dzięki dostępowi do tanich kredytów gwarantowanych przez państwo, a także dzięki kontraktom rządowym. Szansę na rozwój biznesu otrzymywała wąską grupa ludzi związanych z elitą władzy, jednak model ten wygenerował marki o globalnym zasięgu i znaczeniu. – W Korei Południowej pierwsza huta powstała w latach 60., prawie dwieście lat później niż w Polsce, a mimo to kraj ten wyprzedził nas o kilka długości – powiedział Bartłomiej Radziejewski z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Dodał, że już ojciec chińskiego cudu gospodarczego Deng Xiaoping podzielił gospodarkę na trzy części: taką, która ma pozostać w rękach państwa; taką, w której chińskie firmy mogą zakładać spółki z firmami zagranicznymi; oraz taką, w której zagraniczny kapitał może działać swobodnie.
W polskim dyskursie funkcjonuje określenie „srebra rodowe”, które pojawia się często w kontekście wypowiedzi niechętnych prywatyzacji majątku narodowego. Ale z własnością publiczną czy firmami krajowymi trudno się rozstać nie tylko w Polsce, ale też w innych krajach, np. we Francji, gdzie rząd jest przecież akcjonariuszem wielu kluczowych przedsiębiorstw. – Kiedyś pod hasłem patriotyzmu gospodarczego Francuzi bronili Danone’a przed przejęciem przez PepsiCo. Do tej samej argumentacji odwołali się również, kiedy Włosi mieli przejąć kontrolę nad grupą Suez. Oczywiście odwołanie do patriotyzmu było działaniem obliczonym na efekt polityczny – powiedział Witold Drożdż, dyrektor wykonawczy ds. korporacyjnych z Orange Polska.
Patriotyzm gospodarczy lubią politycy po obu stronach Atlantyku. W Stanach Zjednoczonych odwoływali się do niego np. konserwatywni publicyści, aby w drugiej połowie lat 80. uzasadnić zwiększenie wydatków na zbrojenia w ramach programu Gwiezdnych Wojen uruchomionego za prezydentury Ronalda Reagana. Zresztą nawiązują do tego pojęcia nie tylko Republikanie; to samo robią Demokraci. – Patriotyzm gospodarczy w Stanach jest pustym sloganem, który najczęściej pada w trakcie wyborów, a po ich zakończeniu nie znajduje odzwierciedlenia w konkretnych działaniach. Przykładem jest chociażby Barack Obama, który w trakcie ostatniej kampanii często odwoływał się do tego hasła w kontekście unikania przez amerykańskie firmy płacenia podatków w USA. Ta retoryka nie przełożyła się jednak na żadne rozwiązania, które utrudniłyby amerykańskim firmom ucieczkę przed naszym fiskusem – powiedział Thomas Garrett z Międzynarodowego Instytutu Republikańskiego.
Wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński zgodził się ze zwolennikami poglądu, że patriotyzm gospodarczy oznacza silną obecność państwa w gospodarce. – Chcemy wspomagać tworzenie innowacyjnych produktów o wysokiej jakości. Przykładem chociażby autobusy i uzbrojenie, które chcemy produkować, a nie tylko kupować za granicą. Oczywiście nie chodzi o to, żeby zainwestować np. w budowę czołgu czy samolotu, a dopiero potem zastanawiać się, czy będzie latał. Dodatkową zaletą krajowej produkcji uzbrojenia są kwestie związane z bezpieczeństwem, bo wtedy technologia i know-how zostają u nas – mówił polityk.
Jeśli patriotyzm gospodarczy zakłada obecność państwa w gospodarce, to otwarte pozostaje pytanie o stopień tej obecności. Troska o rodzimą gospodarkę może się bowiem przerodzić w protekcjonizm. Skrajnym przykładem są państwa, które dążą do budowy „gospodarki autarkicznej”, czyli samowystarczalnej, tak jak było to na przykład w Hiszpanii za rządów generała Franco. Konsekwencje takiej polityki mogą być fatalne; Garrett podał przykład Argentyny jako kraju, w którym nadmierny protekcjonizm doprowadził do załamania się gospodarki, bankructwa i wykluczenia z międzynarodowych rynków finansowych. – Niemniej jednak musimy zadać sobie pytanie, na ile potrzebujemy instrumentów protekcjonistycznych, aby chronić podmioty narodowe i na ile potrzebujemy ograniczenia udziału kapitału zagranicznego, aby zapobiec dominacji kapitału zagranicznego – powiedział Piotr Buras z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych.
– Dlatego kluczowe wydaje się określenie granic bezpieczeństwa gospodarczego przy jednoczesnym pozostawieniu możliwie szerokiego pola dla inwestycji rozwojowych – stwierdził Drożdż, dodając, że patriotyzm gospodarczy to także tworzenie przez państwo dobrych warunków do prowadzenia biznesu. – Państwa wciąż mają możliwość przyciągania do siebie firm, nie tylko poprzez atrakcyjny system podatkowy, ale również przez solidną infrastrukturę, wyedukowaną siłę roboczą, wysokie nakłady na działalność badawczo-rozwojową – dodał Thomas Garrett.
– Z jednej strony mówimy, że chcielibyśmy chronić lokalny rynek, ale z drugiej strony chcielibyśmy też sprzedawać, ile się da, za granicą. Z tej perspektywy patriotyzm gospodarczy to nie jest zamykanie granic czy wprowadzanie subsydiów, ale tworzenie warunków polskim firmom do pracy za granicą – zauważył Fernando Pozuelo Molina, wiceprezes ds. handlu z Ikea Polska. – Jeśli nasze produkty mają być obecne na świecie, to nie powinniśmy skupiać się na budowie barier u nas w kraju, ale starać się likwidować bariery w innych krajach – wtórował menedżerowi Henryk Orfinger z firmy kosmetycznej Dr Irena Eris.
Patriotyzm gospodarczy to również kwestia budowy kapitału społecznego. – On przejawia się również pod postacią zaufania do siebie nazwajem. Niemcy między innymi dlatego chętnie sięgają po niemieckie samochody, bo uważają, że ich koledzy i koleżanki w fabrykach wykonują bardzo dobrą pracę, podobnie jest w Japonii. Natomiast konsumenci brytyjscy odwrócili się kiedyś od wyrobów rodzimego przemysłu motoryzacyjnego, ponieważ cena brytyjskich samochodów nie znajdowała uzasadnienia w ich jakości – powiedział Jeremi Mordasewicz, przedsiębiorca i współzałożyciel Business Centre Club.