Hitem zeszłego tygodnia była nasza informacja, że wśród unijnych polityków pojawił się pomysł usztywnienia cen leków. Oznaczałoby to drastyczny wzrost cen medykamentów w Polsce. Idea to z gatunku tych, które najprawdopodobniej nigdy nie wejdą w życie. Ale nie wejdą między innymi dlatego, że media o tym piszą już na etapie pomysłu, a nie dopiero, gdy decydenci będą podnosić rękę, głosując za przyjęciem dokumentu.
Przy całym absurdzie ujednolicania cen pomysł ten ma jeden atut: bez wątpienia zdusiłby zjawisko nielegalnego wywozu leków (tzw. odwróconego łańcucha dystrybucji). Udałoby się wreszcie uporać (choć przy wykorzystaniu niewspółmiernie drastycznej metody) z patologią, która zżera polski rynek leków. Jeśli bowiem ktoś chce kupić produkt przeciwzakrzepowy i w swoim powiecie nie może go dostać – dzieje się to właśnie ze względu na nielegalny wywóz za granicę.
Nie dziwi zatem, że krucjatę odwróconemu łańcuchowi dystrybucji wytoczyli przede wszystkim aptekarze. Sytuacja, gdy muszą powtarzać niczym mantrę „nie ma, nie ma, tego też nie ma” na pewno jest niekomfortowa.
Ale gdy przyszło co do czego, okazuje się, że wśród farmaceutów są także rozżaleni tym, że leki zostałyby w Polsce. Lucyna Samborska, prezes Podkarpackiej Okręgowej Izby Aptekarskiej, w rozmowie z „Polska The Times” rzecze tak: „Do tej pory nasze leki, w tym insuliny i leki przeciwzakrzepowe, były masowo sprzedawane za granicę, bo w przypadku niektórych z nich ceny były kilkukrotnie niższe niż na Zachodzie, a jakość bardzo dobra”. Po czym dodaje, że skutkiem usztywnienia cen byłby gwałtowny spadek eksportu.
Oczywiście, eksport dzieli się na ten legalny oraz nielegalny. Samborskiej mogło więc chodzić o zablokowanie tego pierwszego, co rzeczywiście można by uznać za przykry skutek usztywnienia cen. Ale jednocześnie prezes izby aptekarskiej narzeka, że nie będzie można wywozić leków przeciwzakrzepowych. A to są właśnie te, których z powodu nielegalnego wywozu najbardziej brakuje polskim pacjentom. Na nich bowiem przestępcy mogą najwięcej zarobić.
Trudno uwierzyć, by doświadczona farmaceutka, właścicielka apteki, prezes izby aptekarskiej i doktor nauk farmaceutycznych nie wiedziała, iż brakuje w Polsce właśnie środków przeciwzakrzepowych oraz insulin. Czyżby więc Samborska przez przypadek utyskiwała w ogólnopolskiej gazecie na to, że mogłaby się skończyć możliwość nielegalnego wywożenia leków z Polski? Nie, to niemożliwe. Nikt nie jest aż tak nierozsądny.
Ale niezbyt rozsądne jest też podejście do tej sytuacji Naczelnej Izby Aptekarskiej. Najpierw jeden z wiceprezesów stwierdził, że zapewne gazeta przekręciła wypowiedź farmaceutki (chociaż w takiej sytuacji wyjaśnienie lub sprostowanie powinno się znaleźć co najmniej na stronach internetowych samorządu aptekarskiego). Drugi zaś uznał, że samorząd nie będzie komentował tej sytuacji. W sumie słusznie. Nie ma co komentować, można tylko załamać ręce.